New York
61°
Clear
5:35 am8:09 pm EDT
1mph
72%
29.96
SunMonTue
70°F
70°F
79°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Świat
Opinie i Analizy

Facebook na cenzurowanym, ale TikTok groźniejszy

31.05.2023
FOTO: DREAMSTIME

Aż 1,3 miliarda dolarów będzie musiała zapłacić w Europie spółka Meta za przesyłanie do USA danych europejskich użytkownikach serwisów społecznościowych. Wysokość kary może szokować, ale trzeba tu przypomnieć, że Meta jest właścicielem takich marek, jak Facebook, Instagram czy WhatsApp.

Tomasz Deptuła

Wiadomość o rekordowej karze nałożonej na Facebooka przez zbiurokratyzowaną Unię Europejską można interpretować jako ograniczanie funkcjonowania zasad wolnego rynku. Warto jednak zastanowić się, dlaczego Europejczycy próbują kontrolować funkcjonowanie spółek z sektora high tech.

RODO, czyli koszmarny sen biznesu

To prawda: obowiązujące w zjednoczonej Europie „Ogólne rozporządzenie o ochronie danych” (RODO) jest zmorą dla tysięcy biznesów. Te ostatnie mają bowiem obowiązek informowania klientów o sposobie, w jaki przetwarzają ich dane osobowe. Muszą stosować się także do licznych ograniczeń dotyczących m.in. czasu i sposobu przechowywania danych. Klauzulę RODO odczytuje się w Europie przy każdym telefonie marketingowym, a nawet przy opłacaniu biletu parkingowego, jeśli trzeba podać swoje dane, np. numer rejestracyjny auta. Alternatywą są drakońskie kary naliczane od każdego wykroczenia. Stany Zjednoczone takiego prawa nie mają, przynajmniej na poziomie federalnym.

Karami w Amerykanów

RODO okazało się jednak narzędziem pozwalających na wprowadzenie ograniczeń dla wszechpotężnych spółek technologicznych. Niedawno na Amazon nałożono karę w wysokości 805 mln dol. za naruszenie regulacji dotyczących prywatności. Facebook karano już w Europie co najmniej trzykrotnie m.in. za brak formalnej zgody od użytkowników na używanie danych osobowych, ale ostatnia grzywna okazała się najwyższą w historii. Jej wysokość uzasadniono „systematycznością, powtarzalnością i ciągłością” uprawianego procederu, jakim było przesyłanie danych o europejskich użytkownikach do USA. Po tej stronie Atlantyku dane te podlegały już dużo liberalniejszym regułom i znajdowały się już poza europejską jurysdykcją. W praktyce można było je wykorzystać do przygotowania algorytmów pozwalających na wysyłanie użytkom tzw. celowanych reklam. Meta będzie się oczywiście odwoływać, bo nawet najbogatszej firmy na świecie nie stać na takie kary, ale informacja poszła w świat. Facebook co prawda grozi, że zawiesi swoje usługi w Europie, ale trudno przypuszczać, aby spełnił swoje groźby.

Algorytmy i konsumencka niefrasobliwość

Eksperci zajmujący się mediami społecznościowymi twierdzą, że użytkownicy często sami pakują się w tarapaty, bezrefleksyjnie udostępniając informacje o sobie i swoim otoczeniu. Zapominają, że dane, którymi się dzielą z rodziną czy przyjaciółmi są przekazywane w ręce firm, których model biznesowy opiera się na sprzedaży reklam. Nie przypadkiem możemy korzystać z takich aplikacji jak Facebook, Twitter, Instagram, YouTube, czy WhatsApp za darmo. Obsługę portali finansują przecież ogłoszeniodawcy pragnący dotrzeć do jak największej liczby użytkowników.

Zależność jest prosta: im więcej informacji podamy o sobie, tym precyzyjniej przyjęte algorytmy będą kierowały do nas oferty czysto komercyjne. Doświadczył tego niejeden użytkownik – wystarczyło wpisanie czegoś w wyszukiwarce, aby zaczęły do nas napływać oferty nabycia towarów czy skorzystania z usług związanych z tematem naszego wpisu. To samo z obecnością w mediach społecznościowych – jeśli rozmawiamy ze znajomymi o odchudzaniu, będziemy otrzymywać propozycje skorzystania z różnego rodzaju diet-cud (oczywiście odpłatnie). Gdy interesuje nas turystyka górska, dostaniemy propozycje zakupu sprzętu i ekwipunku. Gdy potrzebny jest nam wystrzałowy ciuch na imprezę na ekranie zaczną pojawić się oferty ze sklepów odzieżowych. I tak dalej, i tym podobnie – ta “wszechwiedza” spółek internetowych śledzących miejsca, w których przebywamy wynika z coraz sprawniejszych algorytmów analizujących przyzwyczajenia konsumenckie. W ostatnich latach proces personalizacji oferty został usprawniony dzięki wykorzystaniu sztucznej inteligencji.

Bójmy się TikToka

Innym zagrożeniem związanym z używaniem mediów społecznościowych jest przekazywanie informacji podmiotom, które mogą wykorzystać gromadzone dane do celów szpiegowskich. Tak jest ze spółką Bytedance, która jest właścicielką TikToka – jednego z najpopularniejszych mediów społecznościowych na całym świecie. Tu problemem jest chiński właściciel oraz podejrzenie, że dane osobowe zebrane za pomocą aplikacji pozwalającej na zamieszczanie krótkich i najczęściej głupawych filmików, mogą znaleźć się w dyspozycji Pekinu. Choć nie ma na razie dowodów na to, że doszło do wycieku danych fakt, iż aplikacja ma szeroki dostęp do zawartości smartfonów musi wzbudzać niepokój. Oprogramowanie TikToka daje możliwość mapowania urządzenia, na którym zostało ono zainstalowane, uzyskania dostępów do kontaktów, kalendarza, a być może także schowka z hasłami. Istnieje też możliwość śledzenia aktywności na innych portalach społecznościowych. Informacje jakie gromadzi TikTok mogą się nie różnić od tych zbieranych przez inne serwisy społecznościowe (Facebook, Twitter, Instagram, YouTube etc.), ale problem polega na tym, kto ostatecznie może mieć do nich dostęp. W przypadku amerykańskich gigantów chodzi o władze wielkich korporacji z Doliny Krzemowej, kontrolowane przez prawo, które można mniej lub bardziej skutecznie karać. Gdy chodzi o TikToka prywatne dane użytkowników mogą znaleźć się w rękach chińskiego rządu.

Szlaban nie tylko w Montanie

To dlatego Montana jako pierwszy stan USA zakazała pobierania TikToka na swoim terytorium. Aplikacji nie można także instalować na telefonach służbowych pracowników rządu federalnego USA i wojska. Podobne obostrzenia obowiązują w przypadku pracowników połowy amerykańskich stanów, czy w Kanadzie, a także w najważniejszych instytucjach Unii Europejskiej. Dostęp do TikToka ograniczyły też w ostatnim czasie takie kraje, jak Nowa Zelandia, Estonia oraz Niemcy i Wielka Brytania. Tam, gdzie nie ma wyraźnych zakazów opublikowano ostrzeżenia przed zagrożeniami związanymi z TikTokiem. TikTok jest także zakazany w Indiach i na Tajwanie.

Ktoś może w tym miejscu zadać pytanie: na co Pekinowi przydałaby się wiedza o przyzwyczajeniach przeciętnego Kowalskiego, Brauna czy Schmidta? Nie chodzi tu jedynie o gromadzenie informacji o pojedynczych osobach. Zbierane dane służą także do badań zachowań całych społeczności, co w pewnych okolicznościach może stanowić wiedzę o znaczeniu strategicznym. Słowem – aplikacja stwarza jej twórcom możliwość gromadzenia zarówno danych do badań masowych (tzw. big data), jak i do indywidualnego podglądania konsumentów.

Przeciwko ograniczeniom protestują obrońcy wolności słowa oraz wolności prowadzenia działalności gospodarczej. Władze TikToka deklarują umieszczenie gromadzonych danych na amerykańskich serwerach, aby oddalić podejrzenia. Po tej deklaracji od razu jednak zwrócono uwagę, że kopie zapasowe tychże danych przechowywane są m.in. w Singapurze, a więc poza zasięgiem amerykańskiej.

Wnioski dla zwykłych konsumentów, jakie się nasuwają są proste: warto zastanowić się co, komu i w jakim kontekście ujawniamy o sobie nie tylko w mediach społecznościowych, ale także korzystając z sieci z takich dobrodziejstw, jak przeszukiwarki czy nawigacja. Warto tu pamiętać o dobrej radzie jednego z bohaterów magicznej sagi o Harrym Potterze: “Nigdy nie ufaj niczemu i nikomu, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg”.

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner