New York
63°
Sunny
7:13 am6:58 pm EDT
5mph
31%
29.83
TueWedThu
64°F
54°F
50°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Wywiady

Fotografia jako świadek historii migracji

17.07.2023
Na zdjęciu (od lewej): Jakub Polaczyk, Katarzyna Drucker – pracownicy Klubu Seniora im. Jana Pawła II, działającego przy 7th Street w East Village – oraz Anna Fin i Stanley (Zbigniew) Strychacki, założyciel Club 57 na East Village. Fundacja Club 57 wydaje kalendarze, projektowane przez Ann Magnuson, amerykańską aktorkę i performerkę, dawną menedżerkę Club 57 FOTO: ARCHIWUM ANNY FIN

„Pobyt w Nowym Jorku to dla mnie jest fascynująca podróż. Przeprowadziłam wywiady z fotografami różnych narodowości i kuratorami organizujacymi wystawy poświęcone problematyce migracyjnej. Przeglądałam zasoby archiwów różnych instytucji. To było dla mnie niesamowite doświadczenie“ – mówi doktor Anna Fin, pracownica naukowa Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, a obecnie Visiting Scholar w Graduate Center, CUNY.

Przyjechała Pani na roczne stypendium do Nowego Jorku. Proszę wyjaśnić, kto przyznał Pani to stypendium i jakie zadania ma Pani do zrealizowania.

To może od początku. Pracuję w Katedrze Socjologii Kultury w Instytucie Filozofii i Socjologii na Uniwertsytecie Pedagogicznym w Krakowie od października 2013 roku, czyli już 10 lat. Jestem socjolożką, moją specjalnością są studia migracyjne, głównie procesy współczesnej migracji transatlantyckiej, a dokładnie przemiany polskiej migracji i polskich skupisk w USA, głównie w Nowym Jorku. Moja dotychczasowa praca skupiona była na tym zagadnieniu – i go nie porzucam. Obecnie natomiast realizuję badania dotyczące historii i roli fotografii migracyjnej. Otrzymałam stypendium Programu Fulbrighta. Jest to amerykański program międzynardowej wymiany naukowej i kulturalnej, działający od 1946 r. Jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych, globalnych programów tego typu. W poszczególnych krajach działają specjalnie powołane komisje (organizacje) administrujące ten program; na przykład w Polsce jest to Polsko-Amerykańska Komisja Fulbrighta. Podobne organizacje są w Niemczech, we Włoszech czy Brazylii.  Naukowcy czy artyści amerykańscy mogą również ubiegać się o to samo stypendium w danym kraju, także w Polsce. Mam znajomych Amerykanów, którzy pracowali na polskich uczelniach w ramach Programu Fullbrighta. Projekt dotyczący fotografii migracyjnej realizuję właśnie w ramach tego programu, przebywając jako tzw. Visiting Scholar w City University of New York.

Skąd w ogóle idea powstania tego projektu, jakie były jego początki?

W pewnym momencie w moją działalność naukową wpisała się chęć popularyzacji nauki, zwłaszcza socjologii, a przede wszystkim zagadnień etnicznych i migracyjnych poprzez fotografię. W 2018 r. w murach Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie zorganizowałam wystawę fotografii dotyczącą pielgrzymek chasydów do Leżajska, których tradycja sięga XVIII wieku. Fotograf Marcin Fin, mój brat, ma świetną dokumentację tych pielgrzymek. Marcin realizuje ten projekt fotograficzny od 2010 r. aż do dzisiaj. Postanowiliśmy te zdjęcia pokazać. Zaprosiłam też świetnego socjologa i antropologa profesora Sławomira Kapralskiego, żeby wygłosił wykład, którym otworzył tę wystawę. To był początek mojego bliższego, naukowego kontaktu z fotografią.

Dr Anna Fin jest socjolożką, w której kręgu zainteresowań są przemiany polskiej migracji i polskich skupisk w USA, głównie w Nowym Jorku FOTO: ARCHIWUM ANNY FIN

Później, w roku 2019, zorganizowałam kolejną wystawę. Zawsze pomagali mi w ich organizacji studenci. Bo chodzi mi o to, aby zaangażować studentów oraz aby przez tę aktywność  pokazywać pewne kwestie, które są w społeczeństwie, a do końca, tak na co dzień, nie są widzialne czy dostrzegalne. Fotografia to świetne medium do tego. Stąd też postanowiałam tę dziedzinę sztuki połączyć z nauką. Skupiłam się na kwestiach etnicznych i migracyjnych, bo one są bliskie mojej działalności badawczej, a przede wszystkim są niezwykle istotne z punktu widzenia współczesnego społeczeństwa.

Wszystko wskazuje na to, że tę ideę reealizuje Pani z powodzeniem. Najlepszym tego przykładem jest projekt, który został zrealizowany we Włoszech.

W 2018 r. nawiązałam współpracę z włoskim Stowarzyszeniem Artystycznym w Treście: DotArt Cultural Assosiation. Towarzystwo to jest inicjatorem dosyć rozpoznawalnego w Europie wydarzenia fotograficznego, które nazywa się Urban Photo Award. Wspólnie z tym stowarzyszeniem zorganizowaliśmy projekt, który nazywał się „Immigrantopolis“. Jego celem było pokazanie – poprzez fotografię – imigrantów w przestrzeni miejskiej, w różnych miastach. Opublikowaliśmy album fotograficzny, w którym znalazło się ponad 200 zdjęć autorstwa 71 fotografów z różnych krajów. Zorganizowaliśmy międzynarodową wystawę fotografii w Krakowie (także w murach Uniwerystetu Pedagogicznego), która była połączona z seminarium, na które zaprosiłam naukowców i artystów. Potem była promocja książki w trakcie Trieste Photo Days. Ja napisałam wstęp do tej książki i szukając materiałów do tego tekstu zaczęłam bardziej intensywnie myśleć o fotografii migracyjnej: czy w ogóle jest coś takiego? Jak to wygląda? Jak się rozwijała?  Co z niej wynikać może dla samych badań migracyjnych?

Czy miała Pani na myśli fotografię dotyczącą imigracji polskiej czy może raczej imigracji z innych krajów, a więc światowej?

Sam projekt dotyczy generalnie fotografii migracyjnej, ale wątek polskiej migracji i polskiej diaspory również tam się pojawia. W tym projekcie wyróżniłam trzy typy fotografii migracyjnej. Jednym z nich jest fotografia diaspory – gdzie za przykład wzięłam diasporę polską. Wybór ten podyktowany był moimi wcześniejszymi zainteresowaniami badawczymi.

Jakie były początki pracy nad tymi badaniami i dlaczego wybrała Pani Nowy Jork?

Ten prawdziwy początek to było pisanie wstępu do „Immigrantopolis“. W zasadzie od tamtej pory, czyli od 2019 r. i przez cały okres pandemii, zgłębiałam literaturę dotyczącą podobnych zagdnień i w końcu napisałam projekt dotyczący fotografii migracyjnej. Najpierw dostałam stypendium do Londynu na realizację badań pilotażowych związanych z tym tematem (było to stypendium Lanckorońskich). Później, przy wsparciu finansowym mojej krakowskiej uczelni, wyjechałam na krótki czas do Antwerpii w Belgii, aby poszukać materiałów w tamtejszym Muzeum Fotografii oraz w Muzeum Emigracji Red Star Line Museum. Później aplikowałam o stypendium Fulbrighta, bo wiedziałam, że w Stanach Zjednoczonych – a zwłaszcza w Nowym Jorku – jest dużo instytucji muzealnych i archiwalnych, które mają ogromnie bogate  zbiory interesującej mnie fotografii. W końcu to do Nowego Jorku przez lata płynęły fale emigrantów z całego świata. Tutaj powstała pierwsza znana fotograficzna dokumentacja społecznej sytuacji migrantów. Mam tu na myśli fotografie Jacoba Rissa i Lewisa Hine.

Są tutaj również bardzo głębokie tradycje fotografii. To tutaj działała tak zwana Photo League, mówi się o Nowojorskiej Szkole Fotografii. Poza tym to, co mnie interesowało, to są konteksty, w których pojawiają się zdjęcia migrantów. A więc chciałam poznać, jaki jest kontekst kulturowy, społeczny, a także polityczny pojawiania się tych zdjęć na przestrzeni ponad stu lat. Wybór Nowego Jorku podyktowany był też faktem, iż to w Stanach Zjednoczonych znajduje się wyjątkowe muzeum fotografii. Chodzi mi o George Eastman Museum w Rochester w stanie Nowy Jork, które jest najstarszą tego typu instytucją na świecie. Otwarte zostało dla publiczności już w latach 40. XX wieku, dokładnie w 1949 r. W drodze na konferencje naukową do Montrealu miałam okazję odbyć kilkudniową kwerendę badawczą w archiwum tego muzeum i jestem pod jego dużym wrażeniem. Dodatkowe materiały również udało się pozyskać.  

Tak naprawdę to niewiele osób wie, że takie muzeum istnieje. Projekt jest niesamowity. Mam nadzieję, że uda się go Pani zrealizować. Jak długo jeszcze będzie Pani  pracować nad tym projektem w Nowym Jorku?

Dziękuję bardzo za miłe słowa o samym projekcie. Projekt realizuję przez cały rok akademicki. Przyjechałam do Nowego Jorku pod koniec sierpnia 2022, a wracam do Krakowa w tym roku pod koniec lipca.

Dr Anna Fin (pierwsza z lewej) wygłosiła wykład na temat fotografii migracyjnej i jej roli w badaniach procesów migracyjnych podczas seminarium Polsko-Amerykańskiego Towarzystwa Etnograficznego im. Bronisława Malinowskiego, które odbyło się 22 października 2022 roku w Brooklyn Public Library na Greenpoincie FOTO: JANUSZ M. SZLECHTA/NOWY DZIENNIK

Czasu ma Pani już niewiele, jak zatem ocenia Pani  dotychczasową realizację tego projektu. Czy udało się Pani znaleźć wystarczająco dużo interesujących materiałów, które sprawią, że realizacja projektu będzie kompletna?

Dla mnie pobyt w Nowym Jorku to jest fascynująca podróż, zarówno w czasie, z uwagi na historyczne zdjęcia, ale także po wielu ciekawych instytucjach. Po pierwsze – przeprowadziłam wywiady z fotografami różnych narodowości. Także polskimi. W samym Nowym Jorku prężnie działa Polsko-Amerykański Klub Fotograficzny. Nawiązałam też kontakty z fotografami polskimi w Chicago. Byli to również fotografowie z Meksyku, USA i Kanady. Rozmawiałam z kuratorami, którzy zorganizowali wystawy poświęcone tematyce migracyjnej. Po drugie – szukałam materiałów archiwalnych. Przeglądałam zasoby archiwów różnych instytucji. To było dla mnie niesamowite doświadczenie, ale i emocjonalne przeżycie. Trzymałam w dłoniach zdjęcia znanych fotografów, którzy zapisali się w historii fotografii. Ogromnym przeżyciem było na przykład obejrzenie fotografii Andreasa Feiningera, amerykańskiego fotografa i architekta pochodzenia niemieckiego, który jest znany ze zdjęć Nowego Jorku lat 40. XX wieku.

W zasadzie to jemu zawdzięczamy portret powstającego miasta w kształcie, jaki widzimy dziś. Właściwie twórczość Andreasa Feiningera była też dla mnie jedną z inspiracji do stworzenia projektu. Kiedy zobaczyłam jego zdjęcia w Krakowie, na wystawie zorganizowanej chyba dekadę temu przez krakowskie Międzynardowe Centrum Kultury, zatytułowanej „Andreas Feininger. Nowy Jork, lata czterdzieste“, natychmiast się nimi zafascynowałam. A po kilku latach okazało się, że te fotografie zainspirowały mnie do dalszej pracy. Fotograf, który jest określany mianem „architekta obrazu“, w swoich pracach także uwzględnił migrantów i pokazał, jak oni ważni są dla przestrzeni miast. Nie tylko samego funkcjonowania miasta, ale i dla tworzenia i przekształcania krajobrazu miejskiego oraz budowania jego charakteru. Proszę na przykład popatrzeć na nowojorski Greenpoint czy East Village. Czy charakter tych miejsc nie został wyznaczony przez imigrantów, ktorzy tam się osiedlali? I teraz, będąc w Nowym Jorku, trzymałam w dłoniach zdjęcia Feiningera, na których z tyłu były jego notatki i podpisy – to było coś niesamowitego. Kolekcję jego zdjęć mogłam obejrzeć w New-York Historical Society, które jest zlokalizowane przy Central Park West. Jest to kolejna świetna instytucja, w której miałam okazję pracować. Posiadają tam świetną bibliotekę i archiwum. Biblioteka należy zresztą do jednej z najstarszych w Stanach Zjednoczonych. Otrzymałam tam również duże wsparcie ze strony pracowników w namierzeniu konkretnych kolekcji fotograficznych. Wiele ciekawych rzeczy tam znalazłam i bardzo doceniam fakt, że mogłam pracować w tej instytucji. I odpowiadając na pytanie – materiałów znalazłam sporo, choć ciągle pozostaje ten tak zwany niedosyt badacza. Zresztą projekt jest jeszcze w trakcie realizacji.

A nie próbowała Pani szukać zdjęć imigrantów w internecie? Wiele zdjęć jest już zdigitalizowanych i nie trzeba jeździć do muzeów czy instytucji, wystarczy siąść przed komputerem.

Oczywiście, że wiele zdjęć jest zdigitalizowanych, można je znaleźć w internecie, ale nie wszystkie. Nadal wiele kolekcji, w tym kolekcji znanych fotografów, o tych mniej znanych nie wspominając, zdigitalizowanych nie jest i bez wizyty w archiwum, w instytucji, u prywatnej osoby mającej kolekcję, nie zdobędę tego, czego szukam. Mam też wrażenie, że to jest ogromna różnica widzieć zdjęcie w komputerze a mieć możliwość wzięcia go do ręki, obejrzenia z bliska, zobaczenia notatek na odwrocie, etc. To jest ta podróż… Oglądanie ekspozycji zdjęć na wystawach czy w muzeach pozostawia wspaniałe wrażenie, dalekie od tego, co widzi się w komputerze.

Miałam też możliwość uczestniczenia w spotkaniach Cameras and Coffee, które są organizowane w International Center of Photography przy Essex Street na Manhattanie. Uczestniczyłam w nich dosyć regularnie. Odbywają się w drugą sobotę każdego miesiąca. Są to spotkania fotografów. Pokazują oni swoje zdjęcia i zaczynają się dyskusje na ich temat. To było dla mnie bardzo pouczające. Bardzo mi zależało, aby zobaczyć, jak funkcjonuje to środowisko. Zresztą moim celem było też prowadzenie rozmów z fotografami i kuratorami. Takie „bycie“ w instytucji (nie w świecie online tylko) jednak jest tu szalenie ważne. Dzięki temu mogłam też dotrzeć do konkretnych osób. 

Jakie polskie placówki i organizacje w Stanach Zjednoczonych Pani odwiedziła? Czy udało się Pani znaleźć ciekawe dokumenty i zdjęcia?

Jako pierwszy wspomnieć muszę Polsko-Amerykański Klub Fotografika w Nowym Jorku, który niedawno obchodził 25-lecie działalności. Spędziłam też trochę czasu w archiwum parafii pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa i Męczennika przy 7 Ulicy na East Village, na Manhattanie, starając się dotrzeć do starych fotografii polskiej dzielnicy. To jest pierwsza polska parafia, która została założona w Nowym Jorku i w 2022 r. obchodziła 150. rocznicę. East Village jest pierwszym miejscem koncentracji Polaków w Nowym Jorku. Od końca XIX w., aż do lat 90. XX w., funkcjonowało tam wiele polskich biznesów, działały kluby, a do lat 70.  także Polski Dom Narodowy. Niektóre miejsca prowadzone przez Polaków odcisnęły swe piętno na kulturze nowojorskiej. Mam tu na myśli klub muzyczny Club 57, założony i prowadzony przez Stanleya (Zbigniewa) Strychackiego, który do USA przybył z Gdańska. Club 57 był jednym z najważniejszych punktów artystycznych i muzycznych na mapie Nowego Jorku. Jean-Michel Basquiat i Keith Haring to tylko niektóre nazwiska świata amerykańskiej bohemy związane z Clubem 57. Nowojorska MoMA swego czasu zorganizowała wystawę poświęconą klubowi i jego założycielowi. A świetna kolekcja zdjęć pokazujących działność klubu znajduje się w Muzeum Miasta Nowy Jork.

Udałam się na East Village tym chętniej, że moje pierwsze badania dotyczyły tej dzielnicy. Nadal zresztą zbieram materiały dotyczące polskiej imigracji w tym miejscu. Oczywiście odwiedziłam Polski Instytut Naukowy – Polish Institute of Arts & Sciences na Manhattanie (208 East 30th Street). Byłam też w Instytucie Piłsudskiego na Greenpoincie. Na początku kwietnia złożyłam wizytę w Muzeum Polskim w Ameryce z siedzibą w Chicago. Obejrzałam bardzo ciekawą wystawę fotografii Jana Zawilińskiego, pokazującą Chicago i życie mieszkańców w tym mieście, także Polonii, w latach 1900-1924. Zdjęcia te niedawno odnaleziono, co było dla mnie także ciekawe. Generalnie ta wystawa fotografii zrobiła na mnie duże wrażenie i bardzo gratuluję pracownikom Muzeum Polskiego tej inicjatywy.

Polskie miejsca odwiedzałam również w ramach tak zwanych spacerów badawczych, które realizowałam wspólnie z profesorem Jerrym Krase. To był Greenpoint, Ridgewood i East Village. Byłam na wielu polonijnych imprezach, aby trochę poobserwować życie polonijne. Rozmawiałam też z kilkoma polonijnymi fotografami.

Dr Anna Fin w Cafe Riviera na Greenpoincie z artystą Józefem Chrabczakiem, który zapalił dla niej świeczkę, gdyż… był to dzień urodzin pani Anny
FOTO: JANUSZ M. SZLECHTA/NOWY DZIENNIK

Pani pobyt w Nowym Jorku, niestety, dobiega końca. Na pewno nieraz zastanawiała się Pani, jaki będzie efekt tej pracy. Czy na obecnym etapie jest Pani w stanie to określić?

Nad tym projektem jeszcze pracuję. A końcowym efektem, mam nadzieję, będzie książka i artykuły naukowe.

Rozumiem, że w tej książce znajdzie Pani trochę miejsca dla polskiej imigracji. W końcu na przestrzeni lat kilka milionów Polaków wyemigrowało do Ameryki Północnej, a głównie do Stanów Zjednoczonych.

Oczywiście, nie może być inaczej.

Kiedy, według Pani przewidywań, książka będzie dostępna na rynku czytelniczym?

Trudno mi powiedzieć, bo to jest długi proces. Projekt jest w trakcie realizacji. Przede wszystkim muszę uporządkować zgromadzone już materiały. To pierwszy krok.  Wyznaczyłam sobie pewne limity czasowe i mam nadzieję, że będą mnie trzymały w tak zwanych ryzach. Na pewno w międzyczasie będę chciała popracować nad artykułami. Być może też zorganizuję kilka wystaw, do których zainspirowały mnie rozmowy i spotkania, które przeprowadziłam w Nowym Jorku.

Rozmawiał Janusz M. Szlechta

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner