Na fińsko-rosyjskiej granicy mamy do czynienia z wydarzeniami przypominającymi to, czego doświadczali do tej pory Polacy, Litwini i Łotysze. Rosnąca liczba cudzoziemców próbuje przedostać się z Rosji do Finlandii i Estonii, by poprosić tam o azyl.
Tomasz Deptuła
Granica rosyjsko-fińska kojarzy się bardziej z polodowcowymi krajobrazami – lasami strefy polarnej, bagnami i tundrą – a nie miejscem, gdzie pojawiają się masowo migranci z Afryki czy Bliskiego Wschodu. W wojnie hybrydowej, jaką Rosja toczy z Zachodem, otwarto właśnie kolejny front – na dalekiej północy.
Od kilku tygodni na fińsko-rosyjskiej granicy mamy do czynienia z wydarzeniami przypominającymi to, czego doświadczali do tej pory Polacy, Litwini i Łotysze, pilnujący granicy z Białorusią. Rosnąca liczba cudzoziemców próbuje przedostać się z Rosji do Finlandii i Estonii – krajów Unii Europejskiej, by poprosić tam o azyl.
Kryzys sprokurowano w momencie, gdy na północy zaczęła się zima. Na przejściach drogowych, gdzie nie obsługiwano ruchu pieszego, migranci usiłowali przekraczać granice na rowerach. Działo się tak do momentu, gdy Finowie zamknęli granice dla cyklistów. To jednak nie wstrzymało naporu – nadal cudzoziemcy bez ważnych dokumentów pojawiali się na granicy prosząc o azyl. Helsinki zaczęły więc zamykać kolejne przejścia.
JAK U ŁUKASZENKI
Na północnym wschodzie Europy dzieje się to, czego polskie służby graniczne doświadczają od ponad dwóch lat. Na granicę przybywają ludzie, którzy do Rosji (w przypadku Polski chodzi o satelitarną wobec Kremla Białoruś) przyjechali bezpiecznie i na wizach. Potem w jakiś sposób przedostają się nad granicę, którą przy wparciu lokalnych służb próbują przekroczyć. Władimir Putin zastosował tu pomysły wykorzystane wcześniej przez reżim Aleksandra Łukaszenki.
To wojna hybrydowa, a Finlandia, jako nowy członek NATO, jest testowana po kątem sprawności swoich służb. Premier kraju Petteri Orpo mówi wprost, że chodzi o celową destabilizację kraju. „To systematyczne i zorganizowane działanie władz rosyjskich” – mówi szef helsińskiego rządu. Moskwa oczywiście kategorycznie dementuje. „Fińskie władze zaczynają niezdarnie się tłumaczyć, podgrzewając rusofobiczne nastroje” – oskarża z kolei Maria Zacharowa, rzeczniczka moskiewskiego MSZ.
Media przypominają, że stosunki Helsinki – Moskwa gwałtownie ochłodły po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a strach przed imperialistycznymi zakusami Kremla zmusił neutralnych Finów do porzucenia dotychczasowej polityki i schowania się pod parasol Paktu Północnoatlantyckiego,
PRZEZ CHICAGO DO BOSTONU
Aby złagodzić kryzys, rząd w Helsinkach zamknął wszystkie przejście graniczne z Rosją oprócz jednego – na samej północy koło Murmańska. Aby zrozumieć uciążliwość takiego działania dla Rosjan, warto uświadomić sobie, że mieszkaniec Petersburga, aby przebyć około 400-kilometrową drogę do Helsinek, będzie musiał nałożyć około 1200 km w jedną stronę do przejścia granicznego gdzieś w głębokiej Karelii. To tak, jakby nowojorczyka wysyłano do Bostonu przez… Chicago. Finlandia jednak ma świadomość, że całkowite zamknięcie granic byłoby niezwykle trudne, także ze względu na zobowiązania międzynarodowe.
Od sierpnia br. około 800 osób przekroczyło granicę Finlandii bez wizy, by domagać się azylu. Nie jest to może zawrotna liczba, zwłaszcza w porównaniu do skali zatrzymań ma migracyjnych szlakach przerzutowych przez Morze Śródziemne albo z Meksyku do USA, ale trzeba pamiętać, że w skandynawskim kraju mieszka zaledwie 5 milionów ludzi, a 1300-kilometrowa granica z wielkim sąsiadem prowadzi najczęściej przez odludne i zimne o tej porze roku pustkowia.
„Wykorzystywanie migrantów jako broni jest jednym z instrumentów używanych przez Rosję” – twierdzi Arkady Moshes, dyrektor programu rosyjskiego w Fińskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (FIIA). Wskazuje przy tym na analogie z białorusko-europejskim kryzysem granicznym zapoczątkowanym w 2021 roku. Reżim Aleksandra Łukaszenki usiłował przepchnąć przez granicę dziesiątki tysięcy ludzi zmierzających w kierunku bogatych Niemiec czy krajów Beneluksu. Spowodowało to stanowczą i często kontrowersyjną reakcję służb granicznych, zaatakowanych w ten sposób krajów UE. Kryzys na białoruskiej granicy nadal trwa, choć skala naporu znacznie osłabła.
HUMANITARNY SZANTAŻ
Na sprowokowaniu kryzysu granicznego Rosja może sporo ugrać. Jeśli Finlandii nie uda się zamknąć granicy, wykaże w ten sposób słabość Zachodu. Jeśli zrobi to skutecznie, Rosja będzie mogła przedstawiać się jako ofiara „rusofobii” i usprawiedliwiać tym działania odwetowe. W każdym przypadku każdy przyjęty azylant będzie stanowił obciążenie dla fińskiego systemu migracyjnego, a Helsinki będą musiały ulec tej formie humanitarnego szantażu. Rząd w Helsinkach stanie przed dylematem – jak zapewnić bezpieczeństwo państwa i całej Unii Europejskiej, a jednocześnie wywiązać się z zobowiązań przestrzegania praw człowieka. Nie przypadkiem Rosja wywołała kryzys na początku surowej zimy – konfrontacja z setkami migrantów zamarzających na granicy zmusza do podejmowania działań humanitarnych. To jeden z kluczowych elementów wojny hybrydowej – uderzanie w podstawowe instytucje atakowanego kraju.
Finowie szukając rozwiązań ewidentnie skorzystali z doświadczeń Polaków. Zaczęto już budować ogrodzenie wzdłuż granicy, oprócz fizycznych barier planując także zakładanie kontroli elektronicznej. Ściągnięto także agentów Frontexu, czyli europejskiej służby granicznej. Podobne kroki podjęto także w Estonii, gdzie też pojawili się cudzoziemcy przekraczający granicę z Rosją. Estonia nie ma granicy z Białorusią, więc do tej pory nie była testowana jak jej południowi partnerzy z NATO.
ROWERAMI PO AZYL
Hanno Pevkur, minister obrony Estonii, także mówi o „starannie wyreżyserowanej” operacji Rosji. Choć liczby migrantów przedostających się do tego niespełna 1,5-milionowego kraju są dużo niższe, oba kraje traktują działania Kremla jako świadomie zaplanowane działania. „Pochodzą z Jemenu, pochodzą z Syrii, pochodzą z Somalii i ostatecznie lądują gdzieś na dalekiej północy, na przejściu granicznym z Finlandią… To nie jest zbyt prawdopodobne” – mówi Pevkur. Przypomina też, że Rosja jest krajem zamkniętym o dość rygorystycznym reżimie wizowym. Ma też strefę nadgraniczną, w której nie wolno przebywać nikomu bez wiedzy FSB. „Zatem przez przypadek wszystkie te setki migrantów znalazły się zimą na jednym przejściu granicznym w Finlandii z rowerami? No dalej, poważnie – ironizuje szef estońskiej obrony i dodaje: – To nie są osoby ubiegające się o azyl, to nielegalna imigracja wykorzystana jako broń”.
Gdyby interpretacja była tak prosta, wystarczyłoby tylko zabetonować granice. Ale są jeszcze kwestie humanitarne i etyczne, świadomie wykorzystywane przez Rosjan jako forma szantażu. O prawach migrantów będą przypominać głośno organizacje pozarządowe i środowiska lewicowe, a powodzenie takich filmów jak „Zielona granica” Agnieszki Holland dobitnie świadczy, że argumenty humanitarne będą padać na podatny grunt. Podsycanie tych podziałów także będzie leżało w interesie Rosji, dla której kwestie humanitarne nie mają znaczenia, w odróżnieniu od cywilizowanej Europy.