Baza sił lotniczych Ain al-Asad na zachodzie Iraku, w której stacjonują zagraniczne kontyngenty wojska, w tym siły USA, w czwartek wieczorem została zaatakowana rakietami i dronami. Wcześniej do podobnej sytuacji doszło w bazie w południowej Syrii i przy instalacjach naftowych na wschodzie kraju.
Amerykański okręt wojenny przechwycił na północy Morza Czerwonego, w pobliżu Jemenu, „liczne pociski rakietowe i drony”. Nie jest jasne, co miało być ich celem, ale prawdopodobnie był to Izrael – poinformował rzecznik Pentagonu.
W czwartek po południu dwa drony zaatakowały bazę al-Tanf w Syrii, w której również są amerykańscy żołnierze; jeden z bezzałogowców spowodował „lekkie obrażenia”, jak powiedzieli agencji AP dwaj przedstawiciele Waszyngtonu. Nie wiadomo, czy ranni to Amerykanie.
Garnizon al-Tanf ulokowany jest na ważnym szlaku często wykorzystywanym do dostarczania irańskiej broni dla Hezbollahu w Libanie – wyjaśnia AP.
Według syryjskich opozycyjnych mediów, nadających z Europy, doszło też do ataku dronów na położone na wschodzie Syrii, przy granicy z Irakiem, instalacje naftowe firmy Conoco, przy których stacjonują amerykańscy żołnierze – relacjonuje agencja.
Tydzień wcześniej Ahmad „Abu Hussein” al-Hamidawi, przywódca Kataib Hezbollah – wspieranej przez Iran szyickiej bojówki w Iraku – zagroził atakiem odwetowym na bazy amerykańskie, jeśli Stany Zjednoczone zainterweniują w wojnie między Hamasem a Izraelem. Zagroził także wystrzeleniem rakiet w cele izraelskie.
Al-Hamidawi wezwał również Irakijczyków do zbierania datków na rzecz wsparcia kampanii wojskowej Hamasu. (PAP)
fit/ mal/
arch.