Temat przestępczości w nowojorskim metrze rzadko schodzi z nagłówków prasy codziennej i czołówek dzienników telewizyjnych. Czyżby w tak dużym mieście nie było o czym innym informować odbiorców? Czemu ciągłe wałkowanie o tym, co złego dzieje się w wagonach i na peronach masowo używanego środka komunikacji miało służyć?
Metro „Wielkiego Jabłka” jest papierkiem lakmusowym kondycji miasta. Jeżeli w nim jest źle, źle jest wszędzie indziej. W tym porównaniu nie ma żadnej przesady. A to, że nie dzieje się w nim dobrze widać gołym okiem.
Pół roku temu na łamach „Nowego Dziennika” opublikowałem felieton pt. „Niebezpiecznie, jak w metrze”, gdzie opisałem bolączki nękające największy system masowej komunikacji w kraju. Od tego czasu niewiele się zmieniło, gorzej – pobłażliwi przestępcom politycy Partii Demokratycznej popychają Nowy Jork w stronę anarchii i ruiny finansowej przez odmowę podjęcia walki z najbardziej rozpowszechnioną przestępczością w metropolii.
Wszyscy kandydaci wywodzący się z tej partii w nadchodzących wyborach na burmistrza miasta, w tym niespodziewany zwycięzca w prawyborach Zahrab Mamdani, jednogłośnie oponują zwiększeniu kar za jazdę na gapę.
Czemu ten, wydawałoby się mało znaczący element, jest kluczem do walki z przestępczością w tym środku komunikacji? Otóż mało prawdopodobnym jest scenariusz przestępcy chcącego dokonać aktu kryminalnego w podziemiach metra płacącego za bilet na bramce wejściowej. Oznacza to, że lepsze zabezpieczenie przystanków przed wchodzącymi do nich bez zapłaty jest małym krokiem do uczynienia ich bezpieczniejszymi. Zdarza się, że barierki przeskakują zwykli pasażerowie, którym akurat brakło pieniędzy na zapłatę lub skończyły się im fundusze na kartach, albo w telefonach, ale to niewielki odłamek w porównaniu tych, którzy polują na niewinnych mieszkańców miasta i turystów. Do aresztowań dochodzi niezmiernie rzadko, ale 45 procent tych, których w 2023 roku przyłapano na uchylaniu się od opłaty za przejazd, było poszukiwanymi przez organy ścigania za inne przestępstwa. Dziesięć procent z nich posiadało przy sobie broń, oczywiście nielegalną.
Liczby te pokazują, jak wielki jest to problem i najprostszym rozwiązaniem byłoby zwiększenie patroli policyjnych, które by w dużym stopniu zapobiegałyby napadom na pasażerów i kradzieży ich mienia.
Drugą korzyścią tego posunięcia byłoby podreperowanie pustego konta MTA, które rocznie traci 800 mln dolarów z powodu niepłacenia przez pasażerów za przejazd. Sam poszkodowany podaje, że około 14 procent korzystających z metra i połowa przemieszczająca się autobusami jeździ na gapę.
Lepsze zabezpieczenie wejść na przystanki kolejki podziemnej i częstsze kontrole w autobusach wiążą się z kosztami, ale w tej sytuacji skórka opłaca się za wyprawkę. A tak MTA, łatając dziurę w budżecie, wprowadziło opłatę za wjazd samochodem do centrum i na dół Manhattanu, co uderza po kieszeni kierowców, którzy tam przyjeżdżają, bo tam pracują.
Jazdę bez opłaty prawo stanowe uznaje za wykroczenie klasy A, dające policji wybór: wystawienie mandatu lub aresztowanie. Do tego drugiego dochodzi bardzo rzadko, a prokuratura jeszcze rzadziej wszczyna postępowanie. Gorzej, w 2017 roku Prokurator Generalny Manhattanu Cyrus Vance ogłosił całkowite zaprzestanie ścigania pasażerów na gapę. Nic też dziwnego, że pomiędzy rokiem 2019 a 2024 liczba jeżdżących bez zapłaty podwoiła się, a liczba przestępstw w miejskiej komunikacji podskoczyła o 14 procent.
Ale, jakby dziwnych i niezrozumiałych ruchów prawno-administracyjnych było mało, gubernator stanu Kathy Hochul w ubiegłym roku wyeliminowała karę stu dolarów dla złapanych na jeździe bez biletu pierwszy raz. Ale i to nie wszystko. Senator legislatury stanowej Cordell Cleare z Harlemu zaproponowała, żeby kary kryminalne za nieuiszczanie opłat za używanie środków masowej komunikacji wykreślić z rejestru policji.
Jak wspomniałem na początku – to, co dzieje się w metrze, rzutuje na całe miasto. A że nie dzieje się w nim nic dobrego, może się odbić na tym, komu mieszkańcy dadzą klucz do ratusza. Musimy z tym poczekać do jesieni, kiedy odbędą się wybory. Demokratyczni kandydaci zawiedli i nie mogą spać spokojnie. Czy nowojorczycy obdarzą szansę kogoś z przeciwnej partii?
Autor: Wiesław Cypryś
Autor zdjęcia: CC