W Stanach Zjednoczonych zrozumiałem, że w kompozycji jestem polskim kompozytorem, wynika to ze sposobu, w jaki układam dźwięki – mówi Jakub Polaczyk, pianista, kompozytor, pedagog mieszkający w Nowym Jorku.
Panie Jakubie, jest Pan znanym międzynarodowym pianistą, jeszcze bardziej znanym kompozytorem, a także pedagogiem w The New York Conservatory of Music, dyrektorem Centrum Jana Pawła II na Manhattanie, artystycznym dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu Chopin i Przyjaciele w NYC, komentatorem muzycznym w Polskim Radiu Chicago-New York. To wyjątkowe tempo osiągnięć dla młodego artysty. W jaki sposób zdobywa się takie sukcesy na najbardziej wymagającej artystycznej scenie, do której zapewne zaliczamy tę amerykańską, a szczególnie nowojorską?
Cieszę się, że na emigracji w USA tyle dobrego dla mnie się wydarzyło. Można wiele robić, ale życie to pewna wypadkowa, na którą składają się również szczęście, opatrzność, nieprzewidziany moment. U mnie wiele dzieje się mimochodem – komponowanie także. Ja nigdy nie uważałem się za kompozytora czy muzyka, który siada i tworzy. Komponowanie to po prostu część życia. Nie planuję, ale rozważam możliwości. To, co planowałem, nigdy nie było naturalne i tak samo jak w muzyce, pozostawiam wiele miejsca na improwizację. Nie miałem zamiaru przyjechać do Nowego Jorku. To też był przypadek i względy rodzinne. Zanim przyjechałem do Nowego Jorku, byłem na stypendium w Pittsburghu na Carnegie Mellon University. Dzięki temu przyjechałem do USA. To było w 2011 roku, rok po studiach w Akademii Muzycznej im. Pendereckiego w Krakowie i Uniwersytecie Jagiellońskim. Bardzo doceniam wiedzę, którą zdobyłem w Polsce. Miałem też szczęście spotkać w kraju takie sławy, jak: Krzysztof Penderecki, Marcel Chyrzyński, Marek Chołoniewski, Zygmunt Konieczny, Zbigniew Bujarski, Marek Stachowski, Irena Rolanowska. Dodawali otuchy jako humaniści i wspaniali ludzie tego świata. W Pittsburghu spotkałem wielu przyjaciół z różnych krajów, nie tylko muzyków, a także plastyków i artystów multimedialnych. Tam też poznałem niezapomnianego muzyka, prof. Yang Cai z Chin – to wspaniały, otwarty artysta, z którym okazjonalnie nadal współpracuję i mam kontakt. Potem zdobyłem kilka nagród i wizę artystyczną.
W Nowym Jorku rozpocząłem pracę, w 2015 roku, w New York Conservatory (założonym przez Polaków, Jerzego i Joannę Stryjniaków, ponad 20 lat temu). Wziąłem udział w wielu koncertach w Stanach, Europie, uczestniczyłem w festiwalach i muzycznych sympozjach.
W 2015 roku po raz pierwszy wystąpiłem na Festiwalu Chopin i Przyjaciele w NY. W kolejnym roku na zaproszenie i prośbę dyrektora festiwalu Mariana Żaka napisałem kameralny utwór – “Mszę” na jubileusz chrztu Polski. Msza zawierała elementy polskie, a także wiele dialogów z poezją z całego świata. Ten utwór był dla mnie ważny, zresztą jak każdy z moich utworów poruszających kwestie duchowe. Skończyłem go w Rzymie, zaraz po tym jak wziąłem ślub zmoją ukochaną Shell. “Msza” zdobyła duże uznanie, ponadto utwór zakwalifikował się do finału muzyki sakralnej American Prize.
Po długich przemyśleniach przyjąłem propozycję Mariana Żaka o współpracy i artystycznym wsparciu Festiwalu Chopin i Przyjaciele w NY. Tak szczęśliwie się złożyło, że od 2 lat kieruję artystyczną całością tego festiwalu (jeszcze troszkę z pomocą Mariana Żaka i jego rodziny). Potem był też epizod z teatrem, pomysł na radio, który wyszedł od Izabeli Laskowskiej z Instytutu Teatralnego USA. Namówiła mnie, bym opowiadał w radiu o muzyce, jak to często robię podczas koncertów i rozmów z widzami i słuchaczami. Rozmowy w radiu traktuję jako hobby, i tym sposobem powstało ponad 80 moich audycji tzw. postbachowskich kawek. Audycja zaczyna się arią o kawie J.S. Bacha, ale muzyka jest różna, z różnych epok. Radiowe programy nadawane są w niedzielę wieczorem.
Od niedawna jako dyrektor prowadzę Centrum Seniora Jana Pawła II przy Centrum Polsko-Słowiańskim, cieszę się, że mogę spędzać czas głównie z moimi starszymi rodakami, którzy przeszli różne losy w życiu. Nadal komponuję, staram się brać udział w międzynarodowych festiwalach czasem w zamówieniach. Z ostatnich projektów to trio dla zespołu w New Jersey. Rok temu napisałem na zamówienie dla burmistrza miasta Toul we Francji utwór ku pamięci Oliviera Messiaena, znakomitego kompozytora i teologa francuskiego, którego niezwykle cenię. Dużo jako pianista grywam z różnymi muzykami w NY, np.ze skrzypaczką Peiwen czy wiolonczelistką Christine Walevską. Planujemy teraz z Peiwen odwiedzić legendarnego Arvo Pärta w jego domu w Estonii, którego muzykę nieraz grywaliśmy. W najbliższych dniach jadę do Seattle na amerykańską premierę mojego utworu na instrumenty dęte i wykład na uniwersytecie o mojej muzyce. Odbieram wrażenie, że amerykański rynek jest faktycznie trudny, czasem ten widoczny w mediach jest dość hermetyczny. Mieszkając w USA jest chyba prościej prezentować muzykę ze swojego kraju, będąc częścią tego społeczeństwa. Dlatego działając w USA jesteśmy muzycznymi ambasadorami. Tutaj też zrozumiałem i dowiedziałem się, że właściwie w kompozycji to ja też jestem polskim kompozytorem, wynika to ze sposobu, w jaki układam dźwięki. Dawniej o tym nie myślałem.
Na początku tego roku wydał Pan własną płytę…
Tak, to ważna dla mnie płyta. Kompozytorzy dawniej wydawali nuty, od paru lat też mam swojego wydawcę nutowego, zainteresował się tym znany Donemus z Holandii. Płyta w formie analogowej i cyfrowej dzisiaj nadal jest ważnym nośnikiem informacji kompozytorów. Właściwie jak kończyłem stypendium w Pittsburghu, już wtedy planowałem wydanie płyty, ale to było kosztowne, a proces długoterminowy. Wtedy jeszcze nie znałem mojej żony, nie miałem rodziny, stałej pracy. Początki finansowe w Stanach dla każdego są trudne. W związku z moimi okrągłymi 40. urodzinami w tym roku zmobilizowałem się i udało się – płyta jest gotowa. Okładkę płyty “Union Square” wykonała moja żona Xiaoyin Li (Shell), zresztą mój utwór tytułowy “Union Square at Dusk” na kwartet perkusyjny przed laty był jej zadedykowany. Niedawno otrzymałem obywatelstwo amerykańskie, więc mogłem wydawać moją muzykę w wydawnictwach tylko dla amerykańskich twórców. Albany Records zainteresowało się moimi pracami i z tego skorzystałem. Chciałem, by na płycie znaleźli się moi znajomi z Polski i Nowego Jorku. Wykonawcy to muzycy nowojorscy, jak: kwartet smyczkowy Argus Quartet i Kofi Hayford – śpiewak operowy czy klarnecista polski osiadły w NY Wojtek Komsta. Poza tym na płycie znaleźli się także mój nauczyciel muzyki współczesnej – fenomenalny pianista – Paweł Kubica z Krakowa, wybitna flecistka Renata Guzik czy wspaniała flecistka Wioletta Strączek, która niedawno występowała z siostrą w Carnegie Hall. Płytę rozpoczyna puzonista z Narodowej Orkiestry Symfonicznej z Warszawy Paweł Cieślak. Podsumowując na płycie są różne moje utwory kameralne, te bardziej dramatyczne i te bardziej komiczne, groteskowe, przeznaczone na różne składy instrumentów. Są to wybrane utwory z ostatnich 5 lat (2017-2022), skomponowane w Nowym Jorku. Nagrania z płyty odbyły się w różnych miejscach: w Rzymie, w Krakowie, Warszawie, Nowym Jorku. Nie było to proste koordynacyjnie, ale udało się w czasie pandemii to poskładać. Postprodukcją płyty zajął się głównie Kamil Madoń, reżyser dźwięku Akademii Muzycznej im. Pendereckiego z Krakowa. Cała płyta to taka podróż i kończy się moim duetem z 2022 r. dedykowanym mojemu synowi. To taka nocna surrealistyczna kołysanka na flet i harfę nosząca tytuł od imienia syna: “Yoolcou-Youlcou-Yoolcu”. Płytę można zakupić na Amazonie, posłuchać na Spotify czy Apple Music. Premiera płyty odbyła się 20 lutego 2023 roku.
Czy znalazł Pan sponsorów do wydania swojego CD?
Chciałem tutaj podziękować New York Dance and Arts Innovations za sponsorowanie i przekazanie 1000 dol. na wydanie płyty. Składam podziękowania dyrektorce CPS Agnieszce Granatowskiej, która 9 marca w CPS organizuje spotkanie związane z promocją mojej płyty. Serdecznie zapraszam czytelników „Nowego Dziennika” na godz. 18, będzie tort, lampka wina, trochę mojej muzyki i możliwość zakupu promocyjnie mojego CD. Przygotowałem również niespodziankę – pokaz filmu moich rozmów z reżyserem z Pensylwanii Dennisem Wojtkiem. Profesor Dennis, Amerykanin z polskimi korzeniami, zainteresował się moją historią. W ciągu ostatnich 10 latach przeprowadził ze mną różne rozmowy. Zaczął rozmawiać i kręcić film, tuż po ukończeniu przez mnie studiów na Carnegie Mellon. Na zakończenie uroczystego spotkania, gościnnie wystąpią młodzi Polacy, stypendyści Fulbrighta z Nowego Jorku: Karolina i Iwo Jędrzejczyk.
Rozmawiała Elżbieta Popławska