New York
32°
Partly Cloudy
7:01 am5:17 pm EST
3mph
96%
30.16
TueWedThu
46°F
37°F
45°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Warto przeczytać
Wywiady
Polonia

Konsulat miejscem dialogu

27.07.2024
Konsul generalny Mateusz Sakowicz posiada duże doświadczenie w służbie zagranicznej / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Musimy wspólnie pracować nad wykreowaniem, pozyskaniem i zainteresowaniem młodych ludzi, żeby zapewnić następstwo pokoleń liderów polonijnych” – podkreśla w rozmowie z „Nowym Dziennikiem” nowy konsul generalny Mateusz Sakowicz, który pełni tę funkcję od 1 lipca br. Jego zdaniem młodzież polonijna posiada bardzo duży potencjał, dlatego trzeba ją odpowiednio pokierować, wychować i zachęcić do współpracy.


Przed objęciem stanowiska konsula generalnego RP w Nowym Jorku pełnił Pan szereg różnych funkcji związanych ze służbą dyplomatyczną, zwłaszcza strukturach Unii Europejskiej i ONZ. Czy może Pan przybliżyć nam swoje dotychczasowe doświadczenie zawodowe, żeby Polonia mogła nieco bliżej Pana poznać?
Przede wszystkim to, że obejmuję tak ważną placówkę, jaką jest Konsulat Generalny RP w Nowym Jorku, jest dla mnie ogromnym przywilejem i wyróżnieniem. Czuję odpowiedzialność na swoich barkach, ale oczywiście będę starał się jej sprostać. A jeśli chodzi o służbę zagraniczną dla Rzeczypospolitej Polskiej, o którą pan pyta, to pełnię ją już prawie 18 lat. Drogę zawodową zacząłem w Irlandii będąc przedstawicielem fali migracyjnej po rozszerzeniu Unii Europejskiej w 2004 roku. Najpierw pracowałem na rynku lokalnym dla międzynarodowej korporacji, następnie trafiłem na staż do Ambasady i Konsulatu RP, a po kolejnym roku pracy na tzw. rynku lokalnym zacząłem pracę w Ambasadzie RP. Następnie, po trzech latach pracy w Dublinie, kontynuowałem kolejne rozdziały służby zagranicznej w Centrali MSZ, a później w kilku placówkach w Nowym Jorku, przez co mogłem poznać to miasto. Początkowo – w latach 2011-2013 – pracowałem w Delegaturze Unii Europejskiej przy Narodach Zjednoczonych, a później w Stałym Przedstawicielstwie RP przy Narodach Zjednoczonych. Zajmowałem się tematyką bezpieczeństwa, rozbrojenia, nieproliferacji broni masowego rażenia, przeciwdziałania terroryzmowi. W mojej kompetencji znajdowała się dodatkowo problematyka reżimów sankcyjnych ONZ i problematyka humanitarna. Byłem także członkiem zespołu przygotowującego i realizującego naszą kampanię do Rady Bezpieczeństwa, która zakończyła się sukcesem (Polska uzyskała 190 głosów, czyli poparcie praktycznie całej społeczności międzynarodowej). Następnie przez trzy lata pracowałem w Polsce, najpierw w roli naczelnika Wydziału Politycznego Departamentu Narodów Zjednoczonych i Praw Człowieka, a następnie jako jego wicedyrektor, bezpośrednio zaangażowany w koordynację członkostwa Polski w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Do Nowego Jorku wróciłem w 2020 roku, w lecie covidowym, w roli zastępcy stałego przedstawiciela RP przy Narodach Zjednoczonych i realizowałem tę funkcję do czerwca br. Natomiast od 1 lipca pełnię funkcję konsula generalnego RP w Nowym Jorku.
 
Wspomniał Pan na początku, że jest dumny z tego stanowiska i wcale się temu nie dziwię. Zatem proszę powiedzieć, co dla Pana oznacza ta zmiana i zarazem nowy rozdział w Pańskiej karierze zawodowej?
Z perspektywy rozwoju zawodowego dyplomaty to jest ogromne wyzwanie i ogromna szansa. W ramach służby zagranicznej mamy służbę dyplomatyczną i służbę konsularną. To są dwa światy, które są ze sobą sprzężone i wzajemnie się przenikają. Zawodowi dyplomaci migrują z pierwszej puli do drugiej, z drugiej do pierwszej. Nie jest to bardzo częste zjawisko, ale ono istnieje i ja jestem właśnie takim przykładem. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ z perspektywy czysto zawodowej to jest właśnie ten drugi filar służby zagranicznej, w którym zawsze chciałem móc się także realizować. Natomiast propozycja objęcia tak ważnej placówki, tak istotnego konsulatu, oczywiście jest wyróżnieniem i szansą na zmierzenie się z bardzo ważnymi zagadnieniami i szalenie ciekawą problematyką. Użyłem określenia „służba” nie bez przyczyny, ponieważ jest to służba zagraniczna, jest to służba dla kraju i jego obywateli. W dodatku działalność konsularna ma to do siebie, i to jest jej wielkim atutem – zresztą słyszałem to wielokrotnie od osób, które mają o wiele większe doświadczenie na tym polu – że ona często daje szybką gratyfikację w postaci satysfakcji. Mam na myśli to, że procesy dyplomatyczne potrafią trwać szalenie długo, a w kwestiach konsularnych możemy niekiedy jednym działaniem, czasami jednym gestem czy jedną decyzją, zmienić bardzo wiele np. dla naszych rodaków, rozwiązać jakiś problem, sprawić, że zwyczajnie coś, co było dla nich prawie nierealne, nagle staje się możliwe. I to daje ogromną satysfakcję.

Mateusz Sakowicz podczas wystąpienia w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w styczniu 2024 roku / Foto: UN PHOTO

Przez wspomniane 18 lat służby zagranicznej zdobył Pan bardzo duże doświadczenie na różnych polach działania, począwszy od spraw humanitarnych po kwestie bezpieczeństwa i rozbrojenia. Obecnie otwiera się przed Panem furtka z nieco innym zadaniami. Czy te doświadczenia dyplomatyczne związane głównie z relacjami międzynarodowymi uda się Panu przełożyć i wykorzystać w pracy z Polonią?
Na pewno ekspozycja na partnerów zagranicznych, którzy przecież często mają od nas odmienne punkty widzenia i rozbieżne interesy, uczy szerokiego spojrzenia. W instrumentarium dyplomatycznym musimy szukać rozwiązań czy też płaszczyzny dialogu, bo w istocie tym zajmuje się dyplomacja jako profesja. Daje ona na wielu płaszczyznach zawodowych pewien zestaw uniwersalnych umiejętności, które można wykorzystywać w wielu innych sytuacjach życiowych. W dialogu z drugą osobą, niezależnie od tego, czy to będzie przedstawiciel Polonii, czy też administracji amerykańskiej, miasta, itd., doświadczenie poszukiwania rozwiązań i wątków, które nas łączą, a nie dzielą, jest czymś bardzo istotnym. Podobne jak sama umiejętność słuchania, która jest niezbędnym elementem pracy dyplomaty, w tym przypadku słuchania głosu Polonii i organizacji polonijnych, czy też próba identyfikacji pól, na których można wnieść wartość dodaną oraz sprawić, że ich funkcjonowanie będzie lepsze i bardziej efektywne. I właśnie tak bym widział to przełożenie moich dotychczasowych doświadczeń na nowe pole działania. W istocie to jest 18 lat pracy w służbie zagranicznej, a także nieco więcej lat pracy zawodowej w ogóle. Generalizując mogę stwierdzić, że im jesteśmy starsi, tym zestaw naszych doświadczeń jest bogatszy, a instrumentarium staje się szersze. Niezależnie od tego, co robimy, to jesteśmy świadkami i uczestnikami rozmaitych sytuacji. Stajemy się beneficjentami skumulowanej wiedzy życiowej, która może procentować – w tym przypadku sądzę, że powinna. Jednak, jak zawsze, to czas będzie najlepszym weryfikatorem.
 
Podczas dotychczasowej służby zagranicznej na pewno miał Pan do czynienia z Polonią w Irlandii. Myślę, że będąc w Nowym Jorku i pracując w ONZ chyba również miał Pan okazję przyjrzeć się naszej lokalnej grupie etnicznej, chociaż pewne trochę „z boku” i bez angażowania się zawodowego oraz emocjonalnego w jej działalność. Jak Pan ją postrzega i czy jest coś, na co chciałby Pan w sposób szczególny zwrócić uwagę?
Mam co prawda doświadczenia ze współpracy z Polonią w Irlandii, ale nie wiem, na ile są one aktualne, i – tak jak pan słusznie zauważył – byli to nasi rodacy w innym kraju. Muszę jednak podkreślić, że jestem takim lokalnym patriotą. Pochodzę z ponad 30-tysięcznej miejscowości w Wielkopolsce, z Wrześni, znanej historycznie wielu osobom. To wspomnienie rodzinnego miasta zbudowało w mojej świadomości obraz pewnego uniwersum i ten obraz towarzyszy mi przez całe życie. Przejawia się to w tym, że mimo iż spotykamy się w ponad ośmiomilionowej aglomeracji, a gdyby jeszcze włączyć jej przedmieścia, to można by pewnie dodać jeszcze parę milionów ludności, ja zawsze w jakiś sposób szukam tej Wrześni w Nowym Jorku. Przejawia się to w tym, że jeśli jadę na Greenpoint, to mam tam swoje ulubione miejsca. Oczywiście ich nie zdradzę, natomiast tam się czuję najlepiej, bo tam mam taki swój mikrokosmos, ten, który również odnajduję odwiedzając moją rodzinną miejscowość. Cała reszta to jest pewne otoczenie, które jest zmienne, a to miejsce, w którym się urodziliśmy, wychowaliśmy i wykształciliśmy, ma na nas pewien wpływ i najpewniej formatuje nasz charakter na całe życie. Stąd też jest u mnie sympatia do polonijnych obszarów Nowego Jorku. Nawet zajmując się innymi zagadnieniami, zawsze chętnie sięgam po rozmaite polskie gazety i potem zwyczajowo przy filiżance kawy w weekendy je czytam. Po prostu interesuje mnie i ciekawi to, jak Polacy odnajdują się tutaj, jak się realizują, jak ich życie się układa, bo dla mnie jest to fascynująca materia. Poza tym na przestrzeni lat uczestniczyłem w rozmaitych wydarzeniach związanych z Polonią nowojorską, czy to mniejszych czy większych, lub też byłem ich świadkiem. Mam również pewne skromne osiągnięcia związane z Polonią. W 2016 roku współpracując z jednym z polonijnych ośrodków w Nowym Jorku udało się mi wraz z gronem pasjonatów historii przekazać do Poznania – który jest bliski memu sercu, ponieważ tam studiowałem – samochód pancerny, które służył w 15. Pułku Ułanów Wielkopolskich. Był on w rękach prywatnej osoby w Ohio i w 2017 roku trafił do Polski, a teraz cieszy oko naszych rodaków w poznańskim Muzeum Broni Pancernej. Tak więc jeśli była przestrzeń ku temu i mój czas na to pozwalał, to takiej aktywności nie unikałem, a wręcz przeciwnie, szukałem możliwości współpracy. W tym sensie wydaje mi się, że nie jest to dla mnie zupełnie nowa dziedzina. Przeciwnie, myślę, że mam coś do zaoferowania i nie jest to dla mnie wejście zupełnie z zewnątrz. Również chyba nie najgorzej znam to miasto, kraj i oczywiście najbliższą nam Polonię. Wykorzystując sezon letni, w miarę możliwości i dostępności moich tutejszych partnerów, będę starał się spotkać, porozmawiać i posłuchać, jakie są wobec mnie oraz konsulatu oczekiwania, i na podstawie tego wypośrodkować sobie ten obraz, o którym rozmawiamy. 

Dla konsula generalnego Mateusza Sakowicza pierwszym publicznym spotkaniem z Polonią był koncert chóru Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego „Non Serio”, który odbył się w siedzibie Konsulatu Generalnego RP na Manhattanie / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

A jak Polonia nowojorska wypada na tle tej irlandzkiej, z którą miał Pan do czynienia na początku swojej służby zagranicznej? Czy są jakieś wspólne punkty, które je łączą, i co nas różni od siebie?
W tej kwestii moja wiedza może nie być zbyt aktualna, ponieważ od momentu mojego pobytu w Irlandii minęły prawie dwie dekady. Zjawisko, które wówczas obserwowałem, to był napływ zupełnie świeżej krwi, osób, które nie miały tam przysłowiowego punktu zahaczenia, w dodatku to byli bardzo młodzi ludzie, którzy dopiero odnajdywali się za granicą, dla wielu był to pierwszy wyjazd w poszukiwaniu pracy i jednocześnie „skok na głęboką wodę”. Natomiast tutaj jesteśmy obecni od dziesiątek, a nawet setek lat, więc nie trafiamy na zupełnie obcy nam grunt. Więc wydaje mi się, że to jest pewna różnica. Wspólnym mianownikiem na pewno jest niesamowity etos pracy. Ogólnie myślę, że my jako Polacy jesteśmy nie tylko narodem pracowitym, ale też poszukującym pewnych zasad. W tym sensie – wydaje mi się – Stany Zjednoczone są krajem, który na podstawie pewnych reguł, w tym wolnorynkowych, sprawia, że Polacy się tutaj dobrze czują, potrafią się realizować i osiągają sukces. Nasi rodacy wychodzą z założenia, że muszą najpierw coś dać od siebie, aby móc korzystać z tego, co dane państwo oferuje. Nie mamy takiej inklinacji, żeby wybierać prostsze kierunki, gdzie jest rozbudowany np. system socjalny. Również na zachodzie Europy i wspomnianej wcześniej Irlandii jest podobnie, ale Ameryka jest jeszcze bardziej wymagająca. Mam ogromny szacunek dla moich rodaków, którzy tutaj przyjeżdżali i przyjeżdżają, ponieważ trafiają być może na najbardziej konkurencyjne środowisko pracy, jakie istnieje. To wymaga przede wszystkim ogromnej determinacji i odwagi, a przecież praktycznie wszyscy odnoszą – i to na różnych polach działania – osiągnięcia w swojej pracy zawodowej. To jest pewien symbol sam w sobie, to jest wypracowana marka, którą mamy. Stawiam tutaj znak równości między kimś, kto fantastycznie realizuje się w branży budowlanej, i kimś, kto jest wysoce wyspecjalizowanym naukowcem na uniwersytecie, działa w branży technologii komputerowych czy też jest prawnikiem odnoszącym sukcesy. To mogą być różne dziedziny życia, ale ten etos pracy jest wspólny.
 
Czyli niezależnie od tego, co robimy, to wykonujemy to najlepiej, jak potrafimy, i oddajemy serce swojej pracy.
Oczywiście, jestem przekonany, że jesteśmy współautorami sukcesu Stanów Zjednoczonych. Ten kraj, jak każdy inny, ma swoje bolączki, ale szczęśliwie nadal jest supermocarstwem i naszym strategicznym partnerem, i nie byłoby to możliwe bez wydatnego wkładu naszych rodaków. Jestem absolutnie o tym przekonany, tak samo jak jestem przekonany, że Polska jest przykładem sukcesu i mamy wiele do zaoferowania światu, w tym także Ameryce. 
 
Powróćmy jeszcze do wspomnianych wcześniej polonijnych organizacji, których jest tutaj bardzo dużo i są ogromnie zróżnicowane, w dodatku mają różne cele oraz sposoby ich realizacji. Czy ma Pan już jakieś pomysły na współpracę? Pytam o to, ponieważ Pański poprzednik był dosyć mocno zaangażowany w taką kooperację z Polonią, przez co również cieszył się ogromnym szacunkiem. Zapewne jej przedstawiciele oczekują, że jego następca również będzie szedł tą drogą obraną przez konsula Adriana Kubickiego.
Muszę to podkreślić, że mój poprzednik robił to doskonale. Sam jestem wdzięczny konsulowi Adrianowi Kubickiemu za sposób, w jaki przekazał mi urząd, oraz za spotkania, podczas których mieliśmy okazję porozmawiać o charakterze naszej pracy. Wszystko odbyło się bardzo profesjonalnie, najlepiej, jak to można było sobie wyobrazić. Tak więc w zasadzie pozostaje mi tylko działać i budować dalej na tej spuściźnie, co oczywiście zamierzam robić. Mam też świadomość – jak pan słusznie zauważył – że konsul Kubicki był bardzo dobrze postrzegany przez tutejszą Polonię i chciałbym, żeby w moim przypadku nie było gorzej. Zgadzam się również z tym, że organizacje polonijne mają rozmaite cele i własne specjalizacje, ale myślę, że musimy wykorzystywać efekt synergii. Innymi słowy, nie postrzegam ich wysiłków jako działań konkurencyjnych. Według mnie konsulat powinien być miejscem skupiającym dialog między tymi organizacjami, żeby ta współpraca była maksymalnie efektywna, i temu m.in. ma służyć nasz urząd. On ma być otwarty dla rodaków, którzy mają potrzebę zorganizowania wydarzenia, integracji i interakcji. Podobnie jest z Amerykanami, ponieważ trudno jest postawić jasną granicę pomiędzy Polakami, Amerykanami polskiego pochodzenia, Polakami z amerykańskimi partnerami, żonami, mężami itd. To grono przenika się wzajemnie i myślę, że nasza oferta powinna uwzględniać to szerokie audytorium. To ma być pewnego rodzaju dom dialogu. Myślę, że przy okazji rozmaitych interakcji, świąt narodowych i różnych wydarzeń, których w konsulacie jest bez liku, będzie duża możliwość pogłębienia tej dyskusji i rozmowy. Muszę się także wsłuchać w potrzeby, i na tej podstawie będziemy analizować i decydować, co jest realne do zrealizowania. Tych możliwości wydaje się – przynajmniej teoretycznie – jest nieskończone wiele, chociaż czasem ogranicza je budżet, czasem zasób kadrowy, niemniej potencjał jest bardzo duży. 

Konsul generalny Mateusz Sakowicz pełni funkcję szefa Konsulatu Generalnego RP w Nowym Jorku od 1 lipca br. / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Jakie priorytety zakłada Pan w swojej działalności konsularnej?
Niezależnie od tych wszystkich aktywności, które były realizowane, należy je kontynuować i wsłuchiwać się w potrzeby. Ja identyfikuję – i myślę, że nie jestem w tym odosobniony, choć będę szukał potwierdzenia w moim dialogu z liderami polonijnymi – jedno bardzo duże wyzwanie, które być może wykracza nawet poza czteroletnią kadencję konsularną. Nawet uczestnicząc w przesłuchaniu kandydatów na konsulów w Komisji Łączności z Polakami za Granicą w Sejmie zauważyłem, że nasi politycy i parlamentarzyści w zasadzie mówili w tej kwestii jednym głosem. Otóż mam wrażenie, że powinniśmy się skupić na wyszukiwaniu i swoistym wychowywaniu przyszłych liderów Polonii. Nie ma tak masowego napływu Polaków do USA, jak to jeszcze miało miejsce 20 i więcej lat temu. Z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej młodzi ludzie zmienili kierunki wyjazdów. To spowodowało, że być może mamy tutaj pewne ryzyko narastającej luki pokoleniowej. Liderami Polonii są osoby nie młodsze, a niejednokrotnie starsze ode mnie. Doskonałe w tym wszystkim jest ich doświadczenie i pamięć instytucjonalna, co stanowi olbrzymią bazę i kapitał, ale wydaje mi się, że musimy wspólnie pracować nad wykreowaniem, pozyskaniem i zainteresowaniem młodych ludzi, tak żeby zapewnić następstwo pokoleń liderów polonijnych. W tym przypadku potencjał jest bardzo duży, bo to są dzieci i wnuki osób, które przyjechały z Polski, więc mają znakomitą znajomość Stanów Zjednoczonych, miasta i świetnie mówią po angielsku, ale być może przez to ich związki z krajem pochodzenia ich przodków, rodziców i dziadków ulegają pewnemu osłabieniu. To, moim zdaniem, nie jest nic nadzwyczajnego, bo jest to zapewne zjawisko dość uniwersalne i wytłumaczalne, natomiast naszym wspólnym zadaniem jest sprawienie, żeby te osoby chciały pracować dla polskiej sprawy. Moją ambicją jest to, żeby pozyskać przynajmniej kilka, kilkanaście, a w dalszej perspektywie dużo więcej takich osób, które będą dumne z tego typu działalności, dać im pewną przestrzeń ku temu i wsparcie, a także możliwość spotkania się w konsulacie ze swoimi rówieśnikami, z partnerami czy to z uczelni czy liderami np. w biznesie. W rezultacie powinniśmy wytworzyć impuls uzupełniający ten kapitał ludzki, którym dysponujemy w postaci zasłużonych liderów i działaczy. To jest trudne zadanie – i o tym mówiłem też podczas przesłuchań na Komisji Sejmowej – bo to nie jest rzecz, którą można osiągnąć z dnia na dzień, jednym wydarzeniem, nawet najbardziej udanym. Wymaga to organicznej, ustawicznej i konsekwentnej pracy, i to będzie bez wątpienia mój cel. Mam dość młody zespół i gdy z nim rozmawiałem kilka dni temu, to odniosłem wrażenie, że wszyscy się identyfikują z takim postulatem, z tą potrzebą szukania ciągłości, ale też budowania na unikalnym doświadczeniu tych młodych osób wykształconych już w Stanach Zjednoczonych. Rzeczywiście to są tak naprawdę Amerykanie o polskich korzeniach. Nam powinno zależeć, żeby polskość była dla nich atutem. Jestem przekonany, że tak będzie, ale chodzi też o to, aby i oni tego przeświadczenia nabrali.

Konsul generalny Mateusz Sakowicz uważa, że Polska jest marką samą w sobie / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Wydaje mi się, że teraz akurat jest ku temu dobry moment, bo jeszcze jest gros tych młodych ludzi, którzy są wychowani w polskim duchu, w polskich szkołach i domach, w których przekazywane są wartości patriotyczne. Kolejne pokolenie będzie już zupełnie inne i wtedy będzie o wiele trudniej to osiągnąć.
Również mam obawę, że za chwilę będzie dużo trudniej, a ta identyfikacja będzie być może odbywała się tylko na podstawie takich działań, które każdy z nas w pewnym etapie życia ma, jak poszukiwanie swoich korzeni, pochodzenia itd. Jednak to nie zawsze następuje, gdy ma się 25 lat. To pojawia się częściej, gdy ma się już pewne doświadczenie życiowe, przychodzi pewna refleksja, robi się to dla własnych wnuków. Jednak zanim to nastąpi, to może być już za późno. Nie wiem, czy to jest tylko moja domorosła, socjologiczna teoria czy w istocie rzeczy polonijni liderzy podobnie to postrzegają, ale podczas moich pierwszych spotkań i rozmów z nimi znajduję zrozumienie dla tak stawianych celów oraz deklaracje gotowości do wspólnych działań. Jestem zdania, że efekt potencjalnej luki pokoleniowej można mitygować i sprawić, że w tym miejscu za jakiś czas będzie siedział np. ktoś z Polonii, bo zdecyduje się na kontynuowanie swojej kariery zawodowej w polskiej służbie dyplomatycznej. Nie mówię tego anegdotycznie, mam tego typu ambicje i chciałbym, aby młode osoby o polskich korzeniach, wyedukowane w Stanach Zjednoczonych rozważały w przyszłości pracę dla naszego kraju w polskiej służbie zagranicznej. To jest mój poziom ambicji i jeśli za kilkanaście lat ktoś wspomni, że był na spotkaniu w konsulacie i tam go ktoś zainspirował, pokazał, że jest to ciekawa praca na rzecz dobra wspólnego i zarazem pomysł na życie, to nie będzie dla mnie większego wyróżnienia.
 
Z obserwacji wiem, że jest grupa osób, która się do tego nadaje. Poza tym jest też sporo młodych ludzi, którzy bardzo identyfikują się z Polską, nawet do tego stopnia, że wyjechali do naszego kraju, tam znaleźli pracę i zamieszkali, i nie chcą wracać do Stanów Zjednoczonych.   
Oczywiście, że są tacy ludzie, ale myślę, że to temat na zupełnie inną dyskusję czy wywiad związany z tym, jak bardzo Polska stała się atrakcyjnym miejscem do życia. Wyobrażam sobie, że są też Amerykanie, którzy chętnie, po poznaniu naszego kraju, zamieniliby swoje miejsce zamieszkania na Polskę. To dlatego, że nasz kraj jest państwem bardzo rozwiniętym, o doskonałej infrastrukturze i potężnej energii jego obywateli, energii, którą częściowo wytraciły wysokorozwinięte kraje Zachodu. W praktyce my ocieramy się o pierwszą dwudziestkę gospodarek świata. Mamy taką tendencję, że szukamy modelu idealnego i skupiamy się na tym, czego nam brakuje. Natomiast, jakby na to nie patrzeć – a mogę to powiedzieć po wielu latach doświadczenia w pracy w ramach systemu Narodów Zjednoczonych – jesteśmy w czołówce cywilizacyjnej świata i mamy pewne zobowiązania względem siebie samych, względem naszych rodaków i względem szerszej społeczności międzynarodowej. Polska powinna być marką, bo ma ku temu atuty i tak naprawdę to powinien być walor, którym Amerykanin polskiego pochodzenia może się szczycić.

Mateusz Sakowicz wraz z Alice Nderitu, specjalną doradczynią Sekretarza Generalnego ONZ do spraw zapobiegania ludobójstwu / Foto: ARCHIWUM MATEUSZA SAKOWICZA

Znamy już Pańskie dalekosiężne i ambitne plany, a jak wygląda sprawa tych najbliższych, krótkoterminowych?
W perspektywie krótko- i średnioterminowej też mamy duże zadania. Niejednokrotnie współpracowałem z konsulatem przy organizacji różnych wizyt, więc mam tutaj koleżanki i kolegów. We wrześniu będziemy znowu wspólnymi siłami, wraz z innymi naszymi placówkami dyplomatycznymi, współorganizować bardzo istotne wizyty. Odwiedzi nas para prezydencka przy okazji tygodnia wysokiego szczebla w ONZ, i nie wiadomo, czy później, przed końcem kadencji, prezydent Andrzej Duda wygospodaruje czas, żeby złożyć kolejną wizytę w Nowym Jorku. Dlatego tę wizytę musimy wspólnie zrealizować jak najlepiej. Bardzo byśmy chcieli, żeby to doskonałe doświadczenie z poprzednich wizyt utrzymać. Spodziewamy się w tym samym czasie także wizyty ministra spraw zagranicznych, być może także innych przedstawicieli wysokiego szczebla. Wizyty z perspektywy placówki każdorazowo stanowią istotne zadanie. Są ogromnie ważne także dla Polonii, która zawsze licznie uczestniczy w spotkaniach z najwyższego szczebla przedstawicielami RP. Dlatego bardzo mi zależy, żeby te wydarzenia udało się jak najlepiej przygotować, by były satysfakcjonujące dla wszystkich. Druga istotna kwestia, chociaż nieco dalsza, to są wybory prezydenckie w 2025 roku, które tradycyjnie są najpopularniejszymi wyborami wśród Polonii. Dlatego to będzie bardzo duże wydarzenie. Z perspektywy urzędu, powoływania komisji itd. na pewno będzie to zagadnienie, na które wraz z zespołem będę starał się kłaść maksymalny nacisk. Poza tym czeka nas szereg tradycyjnych i dodatkowych aktywności konsulatu. Reasumując, mimo że mamy sezon letni i wakacyjny, to serdecznie zachęcam do kontaktu, bo jesteśmy tutaj dla państwa.
 
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę owocnej służby, sukcesów w realizacji wszystkich planów i jak najlepszej współpracy z Polonią.
Również dziękuję i proszę też pamiętać, że konsul generalny nie działa jednoosobowo, i mimo że jest kierownikiem urzędu, to jest tak silny jak jego zespół. Mam to szczęście, że trafiłem do bardzo dobrego zespołu. Tak więc będziemy wspólnie działać na rzecz wszystkich tematów, o których rozmawialiśmy, ale pewnie też wielu innych. Korzystając z okazji życzę czytelnikom „Nowego Dziennika” udanego odpoczynku, czasu dla najbliższych i nade wszystko zdrowia, bo bez niego nic nie ma znaczenia.
 
Rozmawiał Wojtek Maślanka

Mateusz Sakowicz uważa, że konsul generalny jest tak silny jak jego zespół / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner