Kilkanaście kolejnych szkół katolickich w Nowym Jorku zamknie swoje podwoje z końcem obecnego roku szkolnego. Kilka kolejnych ocaleje tylko za cenę połączenia z innymi placówkami. Oficjalnie jako o przyczynie likwidacji katolickich placówek edukacyjnych mówi się o długotrwałych konsekwencjach pandemii koronawirusa oraz zmianach demograficznych. Ale szkolnictwo katolickie nie od dziś znajduje się w defensywie.
Tomasz Deptuła
W wielu nowojorskich rodzinach – tym razem głównie na Manhattanie, Bronksie i Staten Island – przyszedł czas trudnych wyborów. Biuro szkolnego superintendenta archidiecezji obiecuje pomoc w znalezieniu innej katolickiej szkoły począwszy od roku szkolnego 2023/24, ale decyzja nie będzie łatwa. Proponowane placówki mogą okazać zbyt odległe, aby do nich dojechać. Albo po prostu za drogie. Alternatywa nie jest oczywista – w mieście funkcjonują szkoły czarterowe, których poziom bywa bardzo różny. To samo można powiedzieć o szkolnictwie publicznym (i jest to bardzo delikatne określenie). Jest też home schooling, czyli nauka w domu, ale to z reguły oznacza znaczne obciążenie przynajmniej dla jednego z rodziców.
SYSTEM ALTERNATYWNY
Każda decyzja o zamknięciu szkoły jest trudna – tłumaczy arcybiskup Nowego Jorku Timothy Dolan. I trudno z nim się nie zgodzić. Często zamykane są placówki z wieloletnią historią. Szkolnictwo katolickie od lat tworzy alternatywny i powszechny dostępny system edukacji. Pomijając kwestie wychowania i nauczania w duchu określonych wartości, w wielu miejscach katolickie szkoły kształcą dzieci na poziomie wyższym niż szkolnictwo publiczne.
Swój złoty okres szkolnictwo katolickie przeżywało w latach 60. ubiegłego stulecia. Na początku tamtej dekady do szkół podstawowych i średnich uczęszczało 5,2 miliona dzieci. Tego poziomu nie udało się utrzymać – zmiany demograficzne i obyczajowe sprawiły, że liczba uczących się powoli, ale systematycznie spadała. W 1970 liczbę uczniów szacowano na 4,4 mln. Dziś jest to niewiele ponad półtora miliona uczniów, z czego tylko 80 proc. pochodzi z rodzin katolickich. W gronie pedagogicznym przeważają już nauczyciele świeccy, co jest kolejną zmianą, jak się dokonała w ciągu minionych 60 lat, kiedy w szkołach dominowali przedstawiciele kleru.
OD KRYZYSU DO KRYZYSU
Szkolnictwo katolickie przeżyło kilka poważnych kryzysów. Pierwszy, z początków lat 2000, był związany z ujawnieniem skandali pedofilskich. Był to poważny szok dla Kościoła amerykańskiego, a zwłaszcza dla laikatu. Oprócz kryzysu zaufania do szkolnictwa jako instytucji uderzyło to także w materialne fundamenty Kościoła, bo sądy zaczęły przyznawać ofiarom odszkodowania. Potrafiło to doprowadzić niektóre diecezje do bankructwa.
Oprócz procesów o odszkodowania zabójcza dla oświaty katolickiej okazała się także wielka recesja z lat 2007-2008 i jej długotrwałe konsekwencje. Godziwie wynagradzaną pracę straciły wówczas miliony przedstawicieli klasy średniej. Nawet jeśli znajdowali oni w późniejszych czasach zatrudnienie, często nowe zarobki były już niższe od dawnych dochodów. W tej sytuacji w domowych budżetach brakowało już pieniędzy na czesne w prywatnych szkołach. Zostawało już tylko szkolnictwo publiczne, ze wszystkimi wadami i zaletami.
Mimo że czesne w szkołach katolickich jest z reguły niższe niż w innych szkołach prywatnych, to potrafi poważnie obciążyć rodzinne budżety. Catholic Educational Association szacuje, że średni koszt edukacji wynosi około 4800 dol. rocznie w szkole podstawowej i 10 000 dol. w szkole średniej. Możliwości pomocy stypendialnej są mocno ograniczone (korzysta z niej tylko 7 proc. uczniów), a w odróżnieniu od takiej Polski katolicka placówka często nie może liczyć na wsparcie z publicznych pieniędzy. Siedemnaście stanów bardzo restrykcyjnie przestrzega zasady rozdziału Kościoła od państwa. W 33 stanach, przeważnie rządzonych przez republikanów, funkcjonują tzw. school choice programs, pozwalające na transfer funduszy do szkół lub rodzin uczniów, w postaci voucherów, ulg podatkowych lub programów oszczędzania na edukację.
PANDEMIA UDERZA W MIASTA
Średnio do czasów pandemii swoje podwoje zamykało około 100 szkół rocznie. Kryzys zapisów dotyczył w ostatnich latach przede wszystkim stanów północnego wschodu i środkowego zachodu USA. Alternatywą dla edukacji katolickiej stało się szkolnictwo czarterowe (charter schools) oraz możliwość uczenia się w domu (home schooling). To ostatnie zyskało na popularności zwłaszcza w czasie pandemii.
W pandemicznym 2020 roku zamknięto już ponad 200 z prawie 6 tys. działających szkół katolickich. W kolejnym roku szkolnym nie wznowiło pracy kilkaset kolejnych. Nie pomagały akcje zbierania funduszy na takich portalach jak GoFund Me. Znacznie zmniejszyła się także możliwość wsparcia szkół z pieniędzy poszczególnych diecezji, bo są to pieniądze pochodzące z donacji, a te w okresie pandemicznym zmniejszyły się drastycznie i nigdy nie powróciły do poziomu z 2019 roku. Po prostu dlatego, że ludzie nie uczęszczają już tak często do kościoła. Alternatywnym dla zamykania szkół rozwiązaniem jest konsolidacja, czyli łączenie kilku placówek. Ale i tu możliwości działania są często ograniczone, zwłaszcza przy zadłużeniu szkół.
Kryzys uderzył przede wszystkim w duże miasta. W roku 2020/21 liczba uczniów zapisanych do szkół w archidiecezji Los Angeles była o 12 proc. niższa niż rok wcześniej. W archidiecezji nowojorskiej – o 11 proc. Jak oblicza Catholic Educational Association, dziesięć największych diecezji – oprócz LA i NYC, Chicago, Filadelfia, Cincinnati, Cleveland, St. Louis, Miami, Boston i Nowy Orlean – straciło podczas pandemii więcej uczniów niż pozostałych 165 diecezji. W skali całego kraju w pierwszym pandemicznym roku szkolnym liczba zapisanych w szkołach uczniów spadła o 6,4 proc., co było największym rocznym spadkiem od czasu zbierania danych przez National Catholic Educational Association. Pandemia, podobnie jak wielki kryzys, znów najmocniej uderzyła w grupy społeczne, które najczęściej korzystały z katolickiej edukacji.
Nie inaczej jest także w New Jersey. W moich okolicach, w północno-zachodniej części stanu, szkoły podstawowe zamknięto w niemal wszystkich okolicznych parafiach. Nie istnieje także lokalna podstawówka, którą skończyły wszystkie moje dzieci. Działa za to wciąż, i to dość prężnie, szkoła średnia, do której chodziły. W miasteczkach pozostały jak wyrzut sumienia budynki szkolne, które często trudno zagospodarować lub komukolwiek wynająć. Nieco lepiej jest ze szkołami średnimi, ale i tu wydatek na czesne jest często zbyt dużym ciężarem dla wielu rodzin.
O szkolnictwo katolickie warto jednak walczyć. Tworzy ono jedyną finansowo dostępną alternatywę dla szkolnictwa publicznego, rozmieniającego się często na drobne w absurdach politycznej poprawności. Z kolei szkoły prywatne często cechuje elitarność, co ma swój wyraz w niebotycznym czesnym. W 2022 roku zapisy do szkół katolickich wzrosły o 3,8 proc. Choć to pierwsze odbicie w górę od dwóch dekad, nie zrekompensowało strat z poprzednich dwóch pandemicznych lat, zawsze jest to światełko w tunelu.