Podczas Metal Festiwal, który będzie miał miejsce 20 kwietnia w Centrum Polsko-Słowiańskim, wystąpią zespoły Atura, Metalfier i Prime Prophecy. Przedstawiamy rozmowę z liderem jednego z nich.
Jestem jedynym Polakiem w zespole i jedyną osobą z jego pierwszego składu – mówi Andrew Janda, założyciel, gitarzysta i lider zespołu Metalfier.
Zacząłeś grać na gitarze w wieku 11 lat.
Tak. Wszystko zaczęło się od fascynacji „Czarnym albumem” Metalliki, który wyszedł w 1991 roku. W tamtym roku przyleciałem zresztą do Stanów Zjednoczonych. Kiedy zapoznałem się z tym albumem, chwyciłem za gitarę i tak już zostało. Na początku był zespół Disillusion, który założyłem, gdy miałem 14 lat.
Kiedy faktycznie powstał Metalfier?
Nazwę miałem w głowie od 2006 roku, ale można powiedzieć, że zespół Metalfier narodził się w pełni wraz z wydaniem pierwszej płyty w 2012 roku.
Jesteś jedynym Polakiem w zespole?
Tak. I jedyną osobą z pierwszego składu. Obecnie na perkusji gra Bernard, na drugiej gitarze gra Mike i na basie Jimmi. No i oczywiście ja śpiewam i gram na gitarze.
Jakbyś określił Wasz styl muzyczny?
Metalowy, ale mamy również balladki w stylu heavymetalowym lat 80. Tak więc chyba najbardziej pasuje do naszego grania określenie heavy metal rock, podobnie jak swój styl muzyczny nazywały polskie legendy metalu TSA czy Turbo. Jestem Polakiem, więc nasz styl określam tak samo jak oni. Od początku gramy podobnie i łączymy wszystkie gatunki heavy metalu.
W swoim repertuarze macie sporo coverów?
Tak, moim zdaniem covery są bardzo ważne. Na koncertach z coverów gramy najczęściej kilka utworów takich zespołów, jak Metallika, Judas Priest czy też Slayer. Jednak większość kawałków to nasze oryginalne numery. Przy czym praktycznie cała muzyka i teksty są mojego autorstwa.
Tworzysz tylko po angielsku?
Tak, gramy głównie dla amerykańskiej publiczności, to dość naturalne. Na koncercie zdarza mi się jednak wykonywać utwory polskich wykonawców, na przykład TSA.
Ile płyt wydaliście do tej pory?
Wydaliśmy 3 studyjne albumy. W kolejności były to „Devil Inside My Head” w 2012 roku, „Into The Unknown” w 2016 i „Heavy Metal Life” w 2018 roku. Przygotowujemy obecnie kolejny, czwarty album, który mam nadzieję pojawi się jeszcze w tym roku, a później ruszymy w trasę po Stanach. Chociaż do naszych sześciu utworów zrealizowaliśmy teledyski, to znani jesteśmy przede wszystkim z występów na żywo.
Odbyliście chociażby wspólną trasę z Marty Friedmanem, byłym gitarzystą znanej trashmetalowej formacji Megadeth.
Graliśmy z nim między innymi w Kalifornii i w Nowym Jorku. Niesamowite przeżycie. Występowaliśmy też z legendą blackmetalu, brytyjskim zespołem Venom, z królową heavy metalu Doro Pesch, a także z formacjami Queensrÿche i Destruction. Tych zespołów i koncertów w znanych miejscach, takich jak Irving Plaza, Gramercy Theatre czy Webster Hall, było naprawdę sporo.
Któryś z nich szczególnie utkwił Ci w pamięci?
Było takich kilka. Świetnie wspominam koncert z zespołem Accept w Irving Plazana Manhattanie czy właśnie z Marty Freidmanem w Whiskey GO GO w Los Angeles. Nie mogę tutaj nie wymienić występów przed polskimi gwiazdami. Kilkakrotnie między innymi graliśmy przed zespołem Lady Pank podczas ich występów w Stanach Zjednoczonych.
Jakie są Twoje muzyczne inspiracje jako gitarzysty i wokalisty?
Największa inspiracja to z pewnością James Hatfield z Metalliki. Dalej Ozzy Osbourne i Tony Iommi z Black Sabath, Jeff Hanneman ze Slayera czy też Rob Halford z Judas Priest. A z polskich Roman Kostrzewski i Piotrek Luczyk z Kata, Wojciech Hoffman i Grzegorz Kupczyk z Turbo oraz Marek Piekarczyk z TSA. To chyba ci najważniejsi.
Czego mogą spodziewać się uczestnicy festiwalu metalowego w Centrum Polsko-Słowiańskim po Waszym występie?
Niech każdy przygotuje się na kawał dobrej heavymetalowej zabawy. Na pewno damy z siebie wszystko. Tak jak zresztą podczas każdego koncertu. Na pewno zagramy jakiś cover Metalliki, a ponieważ jest to jednak impreza w sercu polskiej dzielnicy, to przygotujemy jakiś numer Kata. W 1996 roku grałem w Centrum ze swoim poprzednim zespołem, Disillusion, i przypominam sobie, że atmosfera była wtedy znakomita. Dobrze, że wróciła do Centrum tradycja metalowego grania. Mam nadzieję, że będzie ona kontynuowana.
PR CPS
FOTO: ARCH. METALFIER