New York
72°
Partly Cloudy
6:15 am7:40 pm EDT
1mph
97%
29.79
TueWedThu
82°F
79°F
81°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Wywiady
Kultura

Nie da się zrobić dobrej roli bez skutków ubocznych

21.04.2025
„Każda rola to jest inna przygoda. To jest pokonywanie swoich szklanych sufitów” – mówi w rozmowie z nami Marieta Żukowska

Marieta Żukowska – polska aktorka filmowa, telewizyjna i teatralna. Absolwentka Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Łodzi. Członkini Polskiej Akademii Filmowej. Laureatka kilkunastu nagród filmowych i teatralnych. Z artystką rozmawiamy przy okazji wizyty w Stanach Zjednoczonych ze spektaklem komediowym „WSTYD” Marka Modzelewskiego, w reżyserii Wojciecha Malajkata.

Witamy serdecznie w Nowym Jorku. Czy to Twoja pierwsza wizyta w USA czy też byłaś tu już wcześniej?

W Stanach Zjednoczonych byłam już wcześniej, przy okazji premiery filmu „Botoks” Patryka Vegi. Odwiedziliśmy wtedy Chicago i Nowy Jork. Tak więc te miasta są mi już znane. Ale po raz pierwszy będę u Was grała na scenie.

Czyli nie mogę w takim razie zapytać, czym różni się publiczność w Polsce od publiczności w Connecticut czy New Jersey.

Niestety. To jest jeszcze nieodkryty ląd, o którym będziemy mogły porozmawiać za kilka dni. Wiem jednak, że publiczność jest w każdym kraju, nawet w każdym mieście zupełnie różna. Ludzie mają inne wartości, emocje, co innego ich bawi. Na pewno będzie ciekawie, inaczej i zaskakująco.

Cofnijmy się na chwilę w czasie. Dziewczyna z Żywca o przepięknym i niespotykanym imieniu Marieta. Czy jest jakaś historia rodzinna dotycząca Twojego imienia? Jak rodzice wpadli na taki pomysł?

Moi rodzice byli bardzo oryginalni. Tata był fizykiem i zajmował się czwartym stanem skupienia, czyli plazmą. Mama jest nauczycielką, która w dzieciństwie zamiast bajek czytała mi libretta oper. Nie mogli dogadać się w kwestii mojego imienia i wtedy wymyślili Marietę. Muszę dodać, że na początku lat 80-tych w PRL-u nie można było nadawać nietypowych imion, więc urzędnicy spolszczyli je i zapisali przez jedno „t”. Jestem zatem chyba jedyną Marietą a nie Mariettą. Z czego bardzo się cieszę. We Włoszech, gdzie często bywam i mieszkam, jest to zupełnie normalne imię. Rodzice chyba mnie tym imieniem naznaczyli i w jakiś sposób zaszczepili absolutną miłość do tego kraju.

Wiem, że od dzieciństwa wiedziałaś, że zostaniesz aktorką. A Twoja córka Pola? Też, jak Mama, chce zostać aktorką? Czy już coś wie? Czy to jeszcze za wcześnie?

Jeszcze tego nie wiemy. Ona przepięknie śpiewa, zachwycająco po prostu. Kocha Billie Eilish. Już samo przebywanie z nią jest dla mnie wielkim przywilejem i jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że taka cudowna osoba do mnie przyszła. Jest duszą artystyczną. Chcę tylko, żeby była szczęśliwa. Niech sama wybierze drogę, w której będzie się czuła mocna, silna i spełniona.

Może zadziałały Twoje geny. Przecież sama jesteś absolwentką Liceum Muzycznego w Bielsku-Białej, w klasie skrzypiec.

To było marzenie mojego Taty. Bardzo chciał, żebym została skrzypaczką. Ale skrzypce to bardzo trudny instrument, wymagający mnóstwa pracy i codziennych, wielogodzinnych ćwiczeń. I choć ukończyłam to liceum, to jednak w pewnym momencie poczułam, że to nie jest miejsce, w którym chcę być. I na przekór wszystkim zdawałam do Szkoły Filmowej. Wymagało to ode mnie ogromnej siły, wielkiej odwagi i determinacji. Wszyscy wokół mnie mówili, że zmarnowałam wiele lat pracy. Ale ja dziś widzę, ile ta szkoła dała mi sumienności. Jeśli coś mi w życiu nie wychodzi, to jeszcze raz próbuję. I po raz kolejny. Aż do skutku. Właśnie dzięki szkole muzycznej.

Debiutowałaś w bardzo trudnym filmie, thrillerze erotycznym pt. „Nieruchomy poruszyciel”, w reżyserii Łukasza Barczyka. Jakie są koszty udźwignięcia takiej roli?

Rzeczywiście był to film, który wymagał ode mnie, jako młodej aktorki, wielkiej dojrzałości emocjonalnej. Za rolę Teresy Szyman nominowana zostałam do Polskich Nagród Filmowych „Orły”. Do dziś pamiętam, że dostałam wtedy wielką lekcję warsztatu aktorskiego. Grałam przecież u boku Jana Frycza, Andrzeja Chyry, Stanisławy Celińskiej. Mogłam uczyć się od najlepszych już w swoim pierwszym filmie. Jeżeli tylko widzę sens, jeżeli widzę prawdę bohatera, jeśli to wzruszy widza, to uważam, że aktor ma pewnego rodzaju misję, nawet jeśli rola wymaga wielu poświęceń. Nie da się zrobić dobrej roli bez skutków ubocznych.

A czy rola w spektaklu „WSTYD”, z którym do nas przyjeżdżacie, jest łatwiejsza? Przecież to komedia i powinno być łatwo, lekko i przyjemnie.

I tu się mylisz. Każda rola to jest inna przygoda. To jest pokonywanie swoich szklanych sufitów. I wychodzenie ze swojej strefy komfortu. Rola we „Wstydzie” niesie w gruncie rzeczy wielką tragedię i rozpacz. To walka matki o swoją córkę. Z kobiety granej przeze mnie wychodzi potwór, ale mam taką wewnętrzną determinację, że walczę o swoje dziecko. O jej honor i byt. O honor swój i mojej rodziny. Oczywiście podczas spektaklu słyszymy salwy śmiechu, a po niektórych monologach brawa (mam nadzieję, że i tutaj tak będzie), ale są też chwile absolutnej ciszy. Przecież my przystawiamy lustro polskiemu społeczeństwu. Widzom często nie jest łatwo się z tym konfrontować.

Rolę matki grasz również w serialu, który polecam wszystkim, którzy go jeszcze nie widzieli, a mianowicie „Bring Back Alice”, z doskonałą Heleną Englert w roli głównej. Oglądając ten film, miałam wrażenie, że gdybyś sama nie była matką, to nawet przy największym talencie i najlepszym warsztacie, nie udałoby się Tobie wykrzesać takiej instynktownej, wręcz zwierzęcej emocji, jaką zagrałaś w scenie, gdy rok po zaginięciu, Twoja córka odnajduje się cała i zdrowa.

Miałyśmy z Heleną wspaniałe połączenie. Ona na planie słucha i jest bardzo pokorna. W przeciwieństwie to tego, co pokazuje na „ściankach”, gdzie jest dzika i szalona. Zagranie tej roli było dla mnie bardzo trudne, gdyż sama jestem matką nastolatki. Ale tak, tutaj bardzo się z Tobą zgadzam. Nie da się tego oszukać, to są tak silne emocje, takie więzy, że aktorki, które nie mają dzieci musiałyby posłużyć się zupełnie innymi środkami wyrazu.

Oglądając Twój Instagram zobaczyłam, że oprócz aktorstwa, masz jeszcze inną pasję. To moda. Jesteś twarzą wielu kampanii reklamowych. Projektujesz również biżuterię. Jakiś czas temu odbyła się premiera Twojej kolekcji, w której znalazły się kolczyki, czokery, łańcuchy, pierścionki i wisiorki. Czy to pomysł na poważny biznes czy tylko hobby?

Uwielbiam modę, to taka moja kobieca przyjemność. Rzeczywiście, ukazała się moja kolekcja biżuterii, za chwilę będzie następna. Mam też swoje kampanie reklamowe gdzie spotykam się z wieloma wspaniałymi, kreatywnymi twórcami. Na bazie tych doświadczeń, razem z siostrą Kasią, która jest bizneswoman, postanowiłyśmy otworzyć sklep, który nazywał się będzie „Beatles” czyli żuki, jako, że jesteśmy siostry Żukowskie. Pewnie tę pasję do biżuterii odziedziczyłam po Tacie, który, jak wracał z pracy, szlifował kamienie szlachetne. Wiele dowiedziałam się wtedy o ich właściwościach. Że mogą się stać amuletem, mogą dawać dobrą energię i radość. Mam nadzieję, że już wkrótce sklep zacznie działać.

Życzę Ci więc spełnienia wszelkich marzeń, wielu nowych, udanych projektów, salw śmiechu i frenetycznych oklasków podczas spektaklu. Do zobaczenia w Lodi, NJ. Dziekuję za rozmowę.

I ja dziękuję. Do zobaczenia.

Autor:

Ella Wojczak

Polish Theatre Institute in the USA

Autor zdjęcia: materiały prasowe

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner