Małgorzata Staniszewska – wokalistka jazzowa, pianistka i organistka. Studiowała wokal w klasie prof. Gałęskiej-Tritt w Prywatnym Policealnym Studium Sztuki Wokalnej w Poznaniu. Z artystką rozmawiamy przy okazji kolejnego występu, który odbył się w klubie muzycznym „Chelsea Table and Stage” w Hilton Fashion District Hotel na Manhattanie.
Opowiedz nam proszę trochę o sobie. Skąd zamiłowanie do jazzu i do muzyki w ogóle? Jak to się zaczęło?
Muzyka i śpiewanie to moje pasje od dzieciństwa. Choć niekoniecznie od początku fascynował mnie jazz. Swoją edukację muzyczną rozpoczęłam w Zespole Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Jarosławiu na Podkarpaciu, gdzie ukończyłam ją na poziomie I stopnia. Następnie kontynuowałam naukę w Rzeszowie i tam właśnie zostałam absolwentką Szkoły Muzycznej II stopnia. Po maturze przeniosłam się do Poznania, gdzie studiowałam wokal w klasie prof. Gałęskiej-Tritt. Po przylocie do Stanów Zjednoczonych studiowałam i ukończyłam Conservatory of Music at Brooklyn College, w klasie Anny Skibiński. Muszę powiedzieć, że nadal poszerzam swój kunszt wokalny u Theo Bleckmanna – jednego z najwybitniejszych jazzowych wokalistów w USA i szefa jazzowego wokalnego wydziału w Manhattan School of Music. Dopiero po studiach, po przeczytaniu autobiografii Milesa Davisa, wszystko się zmieniło. Zaczęłam słuchać jazzu, a szczególnie jazzowych wokalistek, jak Ella Fitzgerald czy Nina Simone. Ta muzyka mnie porwała i zafascynowała. To było coś zupełnie nowego, porywającego. Przecież przedtem studiowałam i śpiewałam operę. Występowałam wtedy w chórze opery poznańskiej.
Kiedy przyleciałaś do USA i dlaczego postanowiłaś zostać tu na stałe?
Do Nowego Jorku przyleciałam po studiach dla jazzu. Nie ma chyba lepszego miejsca na świecie, gdzie każdego dnia, w setkach klubów muzycznych grają i śpiewają najlepsi muzycy jazzowi na świecie. I choć śpiewałam jeszcze wtedy operę z New York Lyric Opera Theatre w Carnegie Hall, Lincoln Center i Symphony Place, to w sercu grały już zupełnie inne dźwięki i kompozycje. Zamieszkałam na początku w Harlemie, żeby być blisko korzeni muzyki jazzowej. Chodziłam wtedy ciągle do St. Nick’s Pub, w którym grał kiedyś mój idol – Miles Davis. Niestety, tego klubu już nie ma, ale to tam właśnie poznałam wielu wybitnych muzyków. Z wieloma z nich śpiewam i gram do dziś. Kocham Nowy Jork od piętnastego roku życia, kiedy śniłam o pobycie w tym mieście. Czasami marzenia się spełniają i zupełnie nie wyobrażam sobie, abym mogła mieszkać gdzie indziej.
Czy tylko śpiewasz, czy grasz również na jakichś instrumentach?
Gram na fortepianie i organach. Byłam organistką w St. Stanislaus Kostka Church na Greenpoincie oraz w kościele St. Rose of Lima na Brooklynie. Często zdarza mi się organizować koncerty w polskich kościołach w Nowym Jorku. Na przykład w styczniu mieliśmy piękny koncert kolęd właśnie we wspomnianym wyżej kościele Św. Róży z Limy. Proboszczem jest tam Ks. Grzegorz Stasiak, a gośćmi honorowymi, którzy uświetnili wydarzenie, byli: Stan Borys – legenda polskiej piosenki oraz ówczesny Konsul Generalny – Adrian Kubicki.
Czy sama komponujesz swoje utwory, czy tez ktoś je pisze dla Ciebie? A może masz w swoim repertuarze również znane, sprawdzone standardy jazzowe?
Śpiewam własne kompozycje, ale mam również w repertuarze wiele znakomitych standardów jazzowych. Całkiem niedawno nagrałam album ze świetnym pianistą, zwycięzcą Grammy – Davidem Kikoskim. Na płycie, która ukaże się już niebawem, znajduje się skomponowana przeze mnie muzyka oraz – jako wisienka na torcie – zaaranżowany jazzowo, legendarny utwór Stana Borysa pt. „Coraz to z ciebie, jako drzazgi smolnej”.
Którzy muzycy są dla Ciebie inspiracją? Czy masz swojego ukochanego wykonawcę?
Moimi absolutnie ukochanymi muzykami są: Duke Ellington, Miles Davis, Nina Simone, Billie Holiday i Ella Fitzgerald. Słucham ich codziennie i wzoruję się na ich wykonaniach. To są ikony jazzu i miałam wielkie szczęście, ponieważ niektórych udało mi się spotkać osobiście. Codziennie uczę się od nich. Zapomniałam wspomnieć o jednym z najwybitniejszych perkusistów. To Lenny White. Uwielbiam go po prostu.
Wiem, że występujesz w wielu klubach muzycznych w Nowym Jorku i nie tylko. Jak to się dzieje, że udaje Ci się śpiewać w tylu miejscach i z tak znanymi muzykami?
Staram się śpiewać na jak największej liczbie jam sessions. Tam poznaję innych, fascynujących muzyków. Gramy, rozmawiamy, zaprzyjaźniamy się. Kolejnym etapem jest zapraszanie się nawzajem do współpracy i realizacji różnych projektów muzycznych. Gram z wieloma świetnymi muzykami, że wymienię tylko kilku: David Kikoski, Spike Wilner, Dezron Douglas, Stacy Dillard oraz – kiedy jestem w Europie – Joel Holmes.
Czy ze śpiewania i grania da się w Nowym Jorku żyć? Czy oprócz koncertowania masz jeszcze inną pracę?
Z samego grania i śpiewania byłoby bardzo trudno utrzymać się w Nowym Jorku. Musiałabym dawać koncerty praktycznie codziennie. Jak już mówiłam, jestem również organistką i ta praca zapewnia mi utrzymanie. Dla jasności dodam: ja się nie skarżę. Uwielbiam to, co robię, jestem kobietą spełnioną i nic nie zamierzam zmieniać.
Który swój koncert wspominasz najchętniej? Który był dla Ciebie najważniejszy?
Wspaniałe wspominam koncert, na który sprzedano wszystkie bilety, w „Brush Culture Jazz Club” w Teaneck, NJ. Impreza odbyła się w lipcu tego roku. Wystąpiłam tam wraz ze swoim zespołem oraz gośćmi specjalnymi: Stanem Borysem, Krzysztofem Medyną i Davidem Kikoskim. A zupełnie niedawno śpiewałam również przy pełnej sali w „Chelsea Kitchen and Stage” na Manhattanie, gdzie razem ze mną wystąpili Spike Wilner, Skyler Nolan, David Hawkins oraz Bar Filipowicz. Atmosfera była niesamowita. Kilka razy bisowałam. Mile wspominam również koncerty w Centrum Polsko-Słowiańskim, na pierwszym Greenpoint Jazz Festival (gdzie pełniłam również funkcję współorganizatora) oraz podczas wystawy malarstwa Bogdana Kujawskiego pt. „She”, gdzie grałam i śpiewałam wraz ze swoim zespołem piosenki Stana Borysa.
Gdzie jeszcze koncertujesz poza granicami Stanów Zjednoczonych?
Tego lata byłam na przykład w trasie koncertowej w Europie. Śpiewałam w trio jazzowym wraz ze Stefano Battaglia i Gianmarco Ferri w Rzymie oraz na festiwalu jazzowym „Jazz nad Nilem” w Polsce, gdzie grałam z Piotrem Pociaskiem, Andrzejem Serafinem i Mikołajem Sikorą. Dałam również koncert ze wspaniałym polskim pianistą jazzowym, zamieszkałym w Toronto – Bartoszem Hadalą.
Na zakończenie naszej rozmowy chciałabym zapytać, jakie są Twoje marzenia?
Moje plany i marzenia są bardzo nieskomplikowane. Chciałabym nadal śpiewać w prestiżowych klubach, pojechać w wiele tras koncertowych, być jedną z najlepszych wokalistek jazzowych i śpiewać. Non stop.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Do zobaczenia wkrótce na kolejnym koncercie.
Również dziękuję i zapraszam.
Autor:
Ella Wojczak
Polish Theatre Institute in the USA
Fot. archiwum