W katastrofie śmigłowca, który wpadł w czwartek do rzeki Hudson w Nowym Jorku, zginęło sześć osób. Na pokładzie maszyny leciała pięcioosobowa rodzina z Hiszpanii – rodzice z trójką dzieci – oraz pilot. Media dowiedziały się, że widokowy lot śmigłowcem był urodzinową niespodzianką dla jednego z dzieci.
Śmigłowiec Bell 206 rozbił się w rzece Hudson w pobliżu Manhattanu, kilka minut po starcie z lądowiska przy Wall Street. W katastrofie zginęło sześć osób – pilot oraz rodzina pochodząca z Hiszpanii, w tym Agustin Escobar, jego żona Merce Camprubi Montal, oraz trójka ich dzieci w wieku 4, 8 i 10 lat.
Jak dowiedziały się media – rodzice wynajęli lot śmigłowcem w ramach niespodzianki dla dziecka, które w dniu katastrofy obchodziło swoje ósme urodziny. Tego dnia rocznicę swoich urodzin obchodziła także Montal, która skończyła w czwartek 40 lat. Pilotem śmigłowca był 36-letni Seankese „Sam” Johnson.
Maszyna należała do firmy New York Helicopter Tours, która działa od ponad 30 lat. Prezes firmy przekazał mediom, że pilot zgłosił zamiar lądowania w celu zatankowania, ale nie dotarł na miejsce. Analiza nagrania wideo z katastrofy wykazała, że tuż przed uderzeniem w taflę wody wystąpiły problemy z głównym wirnikiem śmigłowca.
Możliwą przyczyną katastrofy nie był jednak raczej brak paliwa. Wśród prawdopodobnych hipotez wymienia się usterkę mechaniczną lub zderzenie z ptakiem.
Śledztwo w sprawie katastrofy prowadzi Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB).
Red. JŁ