New York
43°
Sunny
7:13 am6:58 pm EDT
7mph
47%
29.87
TueWedThu
64°F
52°F
50°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Wywiady
Polonia

Paweł Wawrzecki: Polonijna publiczność nas uskrzydla

05.02.2025
Paweł Wawrzecki

– Zawsze staramy się grać taką wersję sztuki, jakby to było premierowe wykonanie – czyli na naszym najwyższym poziomie. A z doświadczenia wiem (bo wielokrotnie już to przeżywałem), że polonijna publiczność jeszcze bardziej nas uskrzydla, zapewnia nam dodatkową energię na scenie – mówi w rozmowie z nami Paweł Wawrzecki, legendarny polski aktor, który pod koniec lutego i na początku marca wystąpi w USA z Teatrem Kwadrat.

Pamięta Pan swój pierwszy przyjazd do Stanów Zjednoczonych?

Oczywiście, pamiętam to doskonale. Mój pierwszy przyjazd do USA miał miejsce w 1989 roku. Wtedy w Polsce panowała kompletna siermięga, więc wiadomo, że Stany robiły na człowieku kolosalne wrażenie. Akurat mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ja po raz pierwszy wyjeżdżałem z Polski do USA, ówczesny premier RP Tadeusz Mazowiecki zasłabł na trybunie sejmowej. Powiedział wtedy: „Zdaje się, że kondycja ekonomiczna naszego kraju jest mniej więcej taka, jak obecna kondycja mojego serca”. Cóż, bardzo dobrze to podsumował. Ale od tego momentu minęło ponad 30 lat i Polska w tym czasie zrobiła niesamowity skok do przodu. Zmieniła się bardzo, choć też przecież cały świat się zmienił i cały czas się zmienia. To jest może mało zauważalne na co dzień, ale jeśli spojrzymy na to z perspektywy wielu lat, to jest to coś niesamowitego.

Odwiedzając Amerykę w kolejnych latach i wracając później do Polski widział Pan, jak wzmacniało się poczucie własnej wartości Polaków?

Ja generalnie nigdy nie uważałem, że my, Polacy, jesteśmy jakimś „gorszym gatunkiem”. Po prostu nie mieliśmy może tyle szczęścia, co inne narody. Nasza historia ułożyła się inaczej, przyszło nam żyć i funkcjonować w takich, a nie innych warunkach. Ale to nie czyniło z nas ludzi gorszych od innych. Oczywiście, za PRL-u były myśli: „Dlaczego tam, w USA, mają tyle fantastycznych rzeczy, a my nie mamy niczego?”. Kiedy zaczynałem pracę po studiach, to moja pensja wynosiła 10 dolarów miesięcznie. Teraz brzmi to abstrakcyjnie, nawet czasem sam zastanawiam się, czy to było w ogóle możliwe… Ale było, tak to wyglądało.

Stany zauroczyły Pana od pierwszej chwili?

Muszę przyznać, że ja po prostu uwielbiam Stany Zjednoczone. Bardzo miło mi się tam mieszka i po prostu lubię tam przebywać. Powiem pół-prywatnie. Jeżdżąc wielokrotnie, od wielu lat z Teatrem do USA, nawiązałem w tym kraju wiele przyjaźni. Otworzyłem w Stanach nowy rozdział w moim życiu – mam żonę z USA i faktycznie częściowo mieszkam w Ameryce, a częściowo w Polsce. W Polsce pracuję, a do Ameryki wyjeżdżam trochę na odpoczynek.

I co Pan myśli o dzisiejszej Ameryce?

USA moim zdaniem ciągle mają niespożyte możliwości. Ten kraj dalej jest potęgą, decydującą o losach świata. Będąc w Stanach, ja tę potęgę i moc widzę. To jest kraj, który – oczywiście przy odpowiednich chęciach i pracy – daje człowiekowi możliwości, które wręcz trudno sobie wyobrazić.

Wspomniał Pan, że dzisiaj świat nieustannie się zmienia. A czy zmienia się również teatr?

Ależ oczywiście, że tak. Przede wszystkim zmieniają się oczekiwania widzów. Ludzie w dzisiejszych czasach chcą przeczytać dobrą książkę, chcą obejrzeć dobry film i chcą wybrać się na dobrą sztukę do teatru. Więc my robimy wszystko, by dopasować się poziomem do tych nowych czasów. I muszę powiedzieć, że reakcje publiczności zawsze sprawiają, że czujemy się bardzo dowartościowani.

Proszę zdradzić nieco szczegółów na temat sztuki „Godzinka spokoju”.

To sztuka autorstwa Floriana Zellera, który jest najbardziej znany z tego, że „zrobił” „Ojca” („The Father”), za którego dostał Oscara za scenariusz adaptowany, a statuetkę dla najlepszego aktora otrzymał grający w tym filmie główną rolę Anthony Hopkins. Zeller napisał też właśnie „Godzinkę spokoju”, którą gramy od paru sezonów. Sztuka jest bardzo dobrze przyjmowana i podoba się widzom.

I to właśnie ten dobry odbiór wśród publiczności skłonił Was do przyjazdu do Ameryki?

Już od długiego czasu krążyła nam po głowie myśl, żebyśmy przyjechali z tą sztuką do USA. Pan Zygmunt Rygiel powtarzał nam od dawna, że nasze występy na pewno przyciągną publiczność. Daliśmy się namówić. Muszę w tym miejscu skorzystać z okazji i powiedzieć, że współpraca z Zygmuntem Ryglem, który stoi za organizacją naszych występów, jest zawsze absolutnie znakomita, wprost wzorowa. Jako artyści mamy zapewnione wszystko, czego potrzebujemy, a nawet więcej. To wyjątkowa sprawa i po prostu czysta przyjemność móc występować w takich warunkach.

Wokół jakich tematów orbituje „Godzinka spokoju”?

Jest to całe story o różnicy w myśleniu pokoleń. Mamy starszą generacja, mamy też generację młodszą i odkrywamy rozmaite rzeczy, które działy się między nimi wiele lat wcześniej. A tak naprawdę… chodzi o to, żeby facet, który zajmuje się muzyką, miał chwileczkę spokoju. Szuka tej chwilki spokoju, a czy ją znajdzie? Tego widzowie dowiedzą się oglądając spektakl, na który serdecznie Czytelników „Nowego Dziennika” zapraszam!

Czy Wasze przygotowania do występów na amerykańskiej ziemi są w jakiś sposób inne, nietypowe?

Powiem tak – same występy będą specyficzne, bo jednak jesteśmy w innym kraju, po drugiej stronie kuli ziemskiej i siłą rzeczy pojawiają się różne sytuacje, które trzeba rozwiązać. Np. scenografia – w ogóle rzadko zdarza się, żebyśmy wozili ze sobą całą scenografię, ponieważ ekonomicznie byłoby to nieopłacalne. Wobec tego wszystko będzie budowane na miejscu, tam gdzie akurat będziemy grali.

Czyli w jakich miejscach konkretnie?

Zaczynamy w Chicago 22 lutego. Bardzo lubimy tam występować, widownia jest fantastyczna i odkąd tylko pamiętam, zawsze przyjmuje nas niezwykle serdecznie. A potem gramy w Connecticut, w New Jersey i oczywiście w Nowym Jorku.

Jakie wspomnienia ma Pan z polonijną publicznością?

Tylko i wyłącznie pozytywne. Wie pan, my staramy się zawsze grać taką wersję sztuki, jakby to było premierowe wykonanie – czyli na naszym najwyższym poziomie. A z doświadczenia wiem (bo wielokrotnie już to przeżywałem), że polonijna publiczność jeszcze bardziej nas uskrzydla, zapewnia nam dodatkową energię na scenie. To niezwykłe, jedyne w swoim rodzaju uczucie również utwierdza nas w przekonaniu, że warto przyjeżdżać i grać dla Polonii.

Na koniec proszę zdradzić, czy ma Pan jakieś swoje ulubione miejsca w USA?

Bardzo lubię Colorado. Uwielbiam jeździć na nartach.

Często udaje się Panu znaleźć czas i wyskoczyć na narty do Colorado?

Robię, co mogę! I pamiętam o tym, że oprócz pracy, oprócz zasuwania – bo to jest konieczne i potrzebne człowiekowi – nie można zapomnieć, że w życiu jest też czas dla siebie. Żeby było kiedy sobie „pożyć”, jak to się mówi. Ale nie chodzi mi wcale o to, żeby poruszać się złotą karocą – po prostu żeby czuć się spełnionym, zrealizowanym i czerpać radość z tego, co się lubi. Ktoś uwielbia łowić ryby, ktoś inny kocha biwakować. A ja czuję się spełniony, kiedy chodzę po górach, jeżdżę na nartach, ale też wtedy, gdy kąpię się w słońcu i łażę sobie po Florydzie.

Autor: Kacper Rogacin

Autor zdjęcia: Krzysztof Kuczyk

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner