Były największe przeboje oraz piosenki z nowej płyty, a także najnowszy utwór poświęcony zmarłej w 2014 roku Ani Przybylskiej. W dodatku wiele znanych piosenek zostało zaprezentowanych w nieco innej, a nawet bardzo odmiennej aranżacji. Podczas koncertu Andrzeja Piasecznego, który się odbył w piątek, 3 lutego, w Melrose Ballroom na Queensie, każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Występ Piaska – bo mimo iż artysta ten mocno zmienił swój wizerunek, to od tego pseudonimu z początku kariery raczej już nie ucieknie – na pewno należał do udanych. Publiczność była bardzo zróżnicowana, ale wszyscy doskonale się bawili. Andrzej Piaseczny zaprezentował przekrojowy repertuar, więc były zarówno piosenki taneczne i popowe, jak i piękne ballady, a także przeboje zaprezentowane w mocno zmienionym, delikatnie swingującym klimacie.
To na pewno było miłe zaskoczenie dla wielu osób, które dawno nie miały okazji widzieć tego artysty na żywo. W dodatku wokalista czuł się na scenie jak ryba w wodzie, chętnie nawiązywał dialog z publicznością i z wielką klasą oraz bardzo umiejętnie wprowadzał widzów w klimat poszczególnych piosenek, które prezentował. Poza tym z wielką łatwością wciągał fanów do wspólnej zabawy oraz śpiewu. A przy wielu przebojach, zwłaszcza tych największych, towarzyszył mu wręcz chór złożony z publiczności wypełniającej dwupoziomową halę w Melrose Ballroom. Było to doskonale widoczne, a przede wszystkim słyszalne, przy takich piosenkach, jak np.: „Śniadanie do łóżka”, „Chodź, przytul, przebacz”, „Noc za ścianą”, a zwłaszcza „Budzikom śmierć”, „Prawie do nieba” i „Niecierpliwi”. Zresztą uczestnicy koncertu, mimo że początkowo zostali posadzeni na krzesełkach, wypełniających salę bardzo szybko je opuścili i zgromadzili się wokół sceny, gdzie tańczyli i świetnie się bawili. Ośmielił ich sam Piasek śpiewając przebój „Jeszcze bliżej”.
Wśród publiczności dominowały panie, a wiele z nich to jego fanki uwielbiające go od samego początku kariery scenicznej. Niektóre przyjechały z New Jersey czy też Pensylwanii, ale były też i takie, które na jego występ w Wielkim Jabłku przyleciały nawet z odległych stanów.
„Piątkowy koncert zostanie w mojej pamięci na długie lata… warto było przylecieć z drugiego końca Ameryki” – podkreśliła Magda z San Francisco. Dodała, że jest fanką Andrzeja Piasecznego od 1995 roku, oraz że jego piosenki pozwoliły jej przezwyciężyć ciężkie problemy zdrowotne.
„Miałam 14 lat, a moi kuzyni mieli kasetę Mafii pt. „Gabinety”, więc często słuchałam jej wraz z nimi. Jednak najbardziej wgłębiłam się w twórczość Andrzeja Piasecznego podczas mojej choroby i długiego pobytu w szpitalu. Zamiast myśleć o chorobie, o tym, że leżę w szpitalu, sama, daleko od domu –to ja śledziłam karierę Piaska. Zbierałam wycinki z gazet, plakaty, kupiłam książkę i słuchałam kaset. W każdej piosence znajdowałam coś dla siebie, czasami nawet tylko jeden wers, który dawał mi nadzieję i wiarę w to, że wszystko będzie dobrze, i tak było!” – wspominała pani Magda. Dodała, że pierwszy raz zobaczyła go na żywo w 1998 roku, kiedy to występował w Olecku.
„Wtedy dostałam pierwszy autograf, następnie dziesięć lat później byłam na drugim koncercie w Chicago, no i teraz z Nowym Jorku” – wyliczała nasza rozmówczyni, która leciała ponad pięć i pół godziny z San Francisco do Wielkiego Jabłka, żeby znów po latach zobaczyć na żywo swojego ulubionego wokalistę.
„Koncert był wspaniały, pełen wzruszeń, ale i radości. Były stare piosenki, ale także te najnowsze. Zawsze powtarzam, że wyszłam z ciężkiej choroby tylko i wyłącznie dlatego, że moja głowa była zajęta Piaskiem, a nie martwieniem się i użalaniem nad sobą” – podkreśliła pani Magda dodając, że codziennie, nieważne, gdzie jest i co robi, musi posłuchać chociaż jednego jego utworu.
„Nawet mój mąż nauczył się grać jego piosenki ma fortepianie. Zarówno w moim, jak i naszym rodzinnym życiu cały czas gości Andrzej Piaseczny. Moja 16-letnia córka Ania też zna jego piosenki, bo jego płyt słuchamy w samochodzie” – zapewniła nasza rozmówczyni.
Również pani Agnieszka ma ogromny sentyment do muzyki Piaska, którego fanką jest od lat młodzieńczych.
„Byłam w nim zakochana jako nastolatka i chyba nadal trochę jestem, chociaż to tylko taka platoniczna miłość do artysty, którego muzykę uwielbiam, niezależnie od tego, z której płyty pochodzą jego przeboje – podkreśliła nasza rozmówczyni, która na koncert do Melrose Ballroom przyjechała z Pensylwanii. – Dawno nie byłam na polskim koncercie, a gdy dowiedziałam się, że Andrzej Piaseczny wystąpi w Nowym Jorku, od razu namówiłam na ten koncert mojego męża oraz znajomych – wyjaśniła pani Agnieszka. – Już dawno się tak dobrze nie bawiliśmy, zresztą myślę, że podobnie czuli wszyscy, którzy się tutaj pojawili” – dodała na zakończenie.
Autor tekstu: Wojtek Maślanka