“To, co teraz przechodzą oba nasze narody, jest dla mnie autentycznym pojednaniem oraz zrozumieniem i wzajemną otwartością. Nie ma też żadnych uprzedzeń, które by istniały pomiędzy naszymi państwami” – mówi dr Eugeniusz Bilonożko, redaktor naczelny portalu Polonews.in.ua.
Czy to z powodu wojny na Ukrainie znalazł się Pan w Polsce?
Wyjechałem z Ukrainy na wakacje do Włoch. Nie mogłem wrócić do domu, bo samoloty po 24 lutego – czyli po wybuchu wojny z Federacją Rosyjską – przestały latać do Ukrainy. Przyjechałem więc do Warszawy, gdzie zajmuję się realizacją projektu wystawy, która będzie pokazywać, co aktualnie dzieje się w Ukrainie.
Jak wiem, wystawa będzie nosić tytuł „Ukraińskie dzieci pod rosyjskimi bombami”.
Tak. Przygotowuje ją ukraińska Fundacja PoliNard wspólnie z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, które wkrótce – za zgodą polskiego Sejmu – zostanie przekształcone w Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego. Jego celem są działania na rzecz dialogu i porozumienia Polaków z narodami Europy Wschodniej, w szczególności z Ukraińcami, Białorusinami, Gruzinami, Mołdawianami i tymi Rosjanami, którzy potępili zbrodnie Putina. Chcemy zaprezentować tę wystawę w Brukseli oraz w kilku innych miastach Europy. Wystawa poświęcona będzie ukraińskim dzieciom, których od rosyjskich rakiet zginęło już ponad 600, a miliony zostały uchodźcami.
Teraz, kiedy wojna wybuchła na pełną skalę, nie da się ukryć rosyjskich kłamstw. Dziś wszyscy wiedzą, kto jest prawdziwym agresorem, a kto się broni. Widzimy też, że Polacy nie mają żadnych uprzedzeń do Ukrainy i Ukraińców – poza oczywiście pamięcią rodzinną czy dramatycznymi wspomnieniami. Wołyńskie wydarzenia są dobrze znane całemu społeczeństwa ukraińskiemu. Na szczęście opcja polityczna, która za nie odpowiada, nie była opcją dominującą czy rządzącą w Ukrainie. Jeżeli ktoś szuka konfliktu, to go znajdzie, albo wytworzy go samodzielnie.
Wiem, że zagłębia się Pan przede wszystkim w filozofii, ale są też Panu bliskie i inne tematy…
To prawda. Chętnie też się zajmuję tematyką związaną z szeroko pojętą rodziną – w rozumieniu jej jako zagadnienie społeczne, filozoficzne czy wreszcie społeczno-kulturowe. Pracowałem na Narodowym Pedagogicznym Uniwersytecie im. Dragomanowa w Kijowie oraz na Kijowskim Narodowym Uniwersytecie Ekonomicznym im. W. Hetmana. Zawodowo określam się jako wykładowca i naukowiec. To, co mi się najbardziej podoba, i to, co umiem robić, to prowadzenie zajęć ze studentami, uczniami szkoły średniej, a nawet szkoły podstawowej.
Miałem taki epizod, że prowadziłem lekcje z filozofii dla dzieci z 1 i 2 klasy.
Życie jest jednak nieprzewidywalne i trzeba także zajmować się innymi sprawami czy wykonywać inne zawody, no bo trzeba z czegoś żyć. I w taki właśnie sposób zacząłem swoją drugą przygodę życiową związaną z dziennikarstwem i pisaniem tekstów dla różnych czasopism, portali czy fundacji. Jedną z takich fundacji jest Dom Wschodni Akademia Wschód. Współpracuję też z ukraińską fundacją Centrum Politycznych Narratyw Demokracji w Czerniowcach. Jako publicysta i dziennikarz zająłem się m.in. relacjami polsko-ukraińskimi.
Jakie cele stawia przed sobą fundacja Dom Wschodni Akademia Wschód?
Fundacja działa na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej i poza jej granicami. Jej siedziba znajduje się w Warszawie. Do jej celów należą działania na rzecz pokojowego ładu między narodami Europy Wschodniej poprzez stworzenie ośrodka dialogu historycznego i dokumentacji wspólnej przeszłości w zespole pałacowo-parkowym w Mordach koło Siedlec. Ważne jest także prowadzenie systemowego dialogu – historycznego i współczesnego – między skonfliktowanymi dawniej narodami wschodniej części Europy, mającego służyć zamykaniu rachunków z przeszłości oraz ustanowienie przestrzeni otwartej dla wielu nacji. Nasza fundacja posiada ośrodek pracy twórczej, służący osobom i instytucjom zajmującym się historią i współczesnością Europy Wschodniej oraz prowadzi archiwum i muzeum pogranicza Mazowsza i Podlasia. Swoje cele fundacja realizuje poprzez ośrodek Dom Wschodni, będący centrum dialogu i spotkań oraz wymiany kulturalnej i społecznej narodów Europy Wschodniej. Prowadzi szkoły letnie, warsztaty, seminaria i wykłady. Organizuje konferencje, debaty i inne wydarzenia (także cykliczne) związane ze swoimi celami. Prowadzi działalność wystawienniczą. Organizuje projekcje filmowe i multimedialne, konferencje, spotkania ze świadkami oraz spotkania autorskie. Zajmuje się promocją wydawnictw, organizacją konkursów, przedsięwzięć artystycznych oraz akcji opiniotwórczych związanych z historią najnowszą i pamięcią historyczną. Ważna jest wreszcie współpraca z władzami państwowymi, samorządowymi, organizacjami pozarządowymi i ośrodkami akademickimi lub badawczymi w Polsce i na świecie w zakresie wymienionym w celach działania fundacji.
Wspomniał Pan również o współpracy z ukraińską fundacją Centrum Politycznych Narratyw Demokracji w Czerniowcach…
Fundacja PoliNard jest niezależnym think tankiem, który skupia ekspertów, dziennikarzy i wykładowców akademickich z całej Ukrainy. Organizuje konferencje, prowadzi portal http://polinard.org/, wydaje książki, przygotowuje raporty (political papiers) dla rządowych ośrodków oraz krajowych i zagranicznych instytucji politycznych. PoliNard stale współpracuje z fundacjami z Polski, Rumunii, Mołdawii oraz Estonii. W roku 2021 PoliNard, wspólnie z Instytutem Polityki Światowej (Ukraina), przygotował i opublikował monografię naukową “Przetrwać obok imperium: cena najnowszej agresji Kremla” w języku angielskim i rosyjskim.
Przez ostatnich kilka lat jest Pan bardziej związany z dziennikarstwem niż pracą akademicką. To świadomy Pana wybór? Piszę zazwyczaj teksty na zamówienie i coraz mniej wykładam. Dalej jednak prowadzę zajęcia akademickie. Umawiam się z uczelnią i przyjeżdżam na przykład na dwa tygodnie z wykładami.
Mam na ekranie swojego komputera hasło z 1968 roku “Prasa kłamie, bo musi”, a mówię to, mimo że też jestem dziennikarzem. Moje zainteresowania dziennikarstwem narodziły się jeszcze za czasów studenckich – od pisania do gazetki studenckiej na wydziale filozoficznym. Uważam, że dziś dziennikarz nie jest już tym, kim był kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. Zwiększyła się zdecydowanie łatwość komunikowania się poprzez platformy społeczne. Także zrewolucjonizował się sprzęt, którym się obecnie posługujemy. Pamiętam czasy, kiedy posiadanie dyktafonu było czymś wyjątkowym i można powiedzieć, że luksusowym. Dziś każdy dysponuje narzędziem do bezpośredniej transmisji i może uważać siebie za bloggera czy dziennikarza.
Napisanie artykułu czy reportażu jest dziś o wiele łatwiejsze niż dawniej. Ale szybkość pisania czy zbierania materiałów ma zdecydowany wpływ na obniżenie jakości dziennikarstwa. Mówię o tym z perspektywy swoich doświadczeń publicystycznych. Wiedziałem, że nie można pisać rzeczy nieudowodnionych czy nieopartych na faktach. Nie można fałszować pewnych tez, jeżeli nie mamy na nie dowodów. Trzeba wtedy wyraźnie zaznaczyć, że jest to tylko jedna z wielu opinii na dany temat. Oczywiście musimy uzasadnić, dlaczego wybraliśmy taką, a nie inną opinię. Niestety, współczesne dziennikarstwo opera się głównie na opiniach niemających wiele wspólnego z faktem czy wydarzeniem. I dlatego osoby młode często nie są w stanie odróżnić faktu od opinii o fakcie. Dożyliśmy, niestety, czasów, że opinie na każdy praktycznie temat mogą być diametralnie różne – a to jest zdecydowanie nie do przyjęcia.
Proszę jeszcze opowiedzieć o Pana portalu Portal polonews.in.ua…
Pomysł powstania dwujęzycznego portalu (po ukraińsku i po polsku – z akcentem na język ukraiński) powstał ponad 10 lat temu. Mniejszość polska na Ukrainie na co dzień posługuje się przeważnie językiem ukraińskim. Język polski jest jej drugim językiem. Jedyną osobą, która w mojej rodzinie mówiła płynnie po polsku, była moja prababcia – z domu Kruszelnocka. Moja babcia zakazywała swojej mamie mówienia po polsku. A moja mama i ja, wraz z moją siostrą, uczyliśmy się polskiego dodatkowo. Ja uczyłem się języka polskiego z brewiarza. Nie dbałem o to, aby mówić bez akcentu. Zależało mi raczej na możliwości normalnej rozmowy, aby obie strony dobrze się rozumiały. Język polski jest częścią historii mojej rodziny i mojej tożsamości. I właśnie dlatego powstał ten portal. Dziś jest to jedna z bardziej popularnych wersji na Ukrainie. Są też dwa inne portale na Ukrainie, na których się czasem pojawiają teksty po ukraińsku skierowane do mniejszości polskiej…
Jaka jest tematyka Waszego portalu?
Wszystkie media na Ukrainie, także i te niepolonijne czy innych mniejszości narodowych, piszą wyłącznie o wojnie. Żadnych innych tematów być nie może. Obecnie ma on wsparcie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich na Ukrainie i stawia sobie za cel bycie „polskim medium internetowym na Ukrainie”. W 2013 roku dziennikarze ci zdecydowali o stworzeniu w internecie platformy, która łączyłaby mieszkańców Ukrainy polskiego pochodzenia oraz Ukraińców, którzy są zainteresowani Polską, a także Polaków, którzy interesują się Ukrainą. Bo ta platforma pozwalałaby na rozwijanie dialogu polsko-ukraińskiego oraz sprzyjałaby integracji przestrzeni informacyjnej Polski i Ukrainy. No i tak się stało.
Jedna z ostatnich spraw, które porusza nasz portal, dotyczy ponownego odsłonięcia na lwowskim Cmentarzu Orląt posągów lwów. Uważam to za ważny gest Ukrainy wobec Polski. Wcześniej posągi te zostały zasłonięte płytami paździerzowymi. Warto ponadto wiedzieć, że posągi lwów zostały usunięte z Cmentarza Orląt przez władze sowieckie w roku 1971 i powróciły tam dopiero w 2015, dzięki zabiegom Fundacji Dziedzictwa Kulturowego i Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie.
Cmentarz Obrońców Lwowa, znany jako Cmentarz Orląt, stanowi wydzieloną część Cmentarza Łyczakowskiego we Lwowie. Na Cmentarzu Orląt spoczywają Polacy polegli w obronie Lwowa w czasie wojny polsko-ukraińskiej w latach 1918-1919 i w czasie wojny polsko-bolszewickiej w roku 1920. Pochowanych jest tam blisko 3 tysiące żołnierzy, głównie chłopców – stąd nazwa Cmentarz Orląt.
Dla mnie to, co teraz przechodzą oba nasze narody, jest autentycznym pojednaniem oraz zrozumieniem i wzajemną otwartością. Nie ma też żadnych uprzedzeń, które by istniały pomiędzy naszymi państwami. To samo jest pomiędzy Polakami i Niemcami, gdzie przez jakiś czas mieszkałem. Tam także przykre doświadczenia historyczne, jakie Polacy mieli za czasów zaborów czy w trakcie II wojny światowej, zostały wyjaśnione i wybaczone.
Ponad pięć miesięcy trwa już agresja Rosji na Ukrainę. Ja ją Pan postrzega, będąc w Polsce? Czy zamierza Pan wracać do swojej ojczyzny?
Cały ten czas jestem poza Ukrainą. Z dochodzących do mnie informacji wiem, że mój dom, znajdujący się na południu Kijowa, wciąż stoi cały. Rosjanom nie udało się go na szczęście zniszczyć. Prawdopodobnie już w lipcu będę tam chciał wrócić. Moi koledzy, którzy mieszkają w Ukrainie, albo uczestniczą w działaniach wojennych, albo w inny sposób wspierają swoją ojczyznę. Tam przecież ciągle trwa wojna. I wszyscy wierzymy, że wojna zostanie w krótkim czasie wygrana przez Ukrainę. Odwiedzałem wcześniej większość miejscowości, które teraz znajdują się czasowo pod rosyjską okupacją. Byłem rok temu w Mariupolu; byłem w Energodarze, gdzie mieści się Zaporoska Elektrownia Jądrowa; w Bierdiańsku, w którym znajduje się wielka rafineria ropy naftowej, czy w Melitopolu. Najbardziej jednak tęsknię za ukraińskimi stepami z ich bezkresną przyrodą… Lubię też pola, nie zawsze zielone, z zasianą tam pszenicą. Obecnie te właśnie tereny stepowe są pod czasową rosyjską okupacją, co wydaje mi się szczególnie bolesne.
ROZMAWIAŁ: LESZEK WĄTRÓBSKI
ZDJĘCIA: ARCH. EUGENIUSZA BILONOŻKO