Dla osób, które wyjechały z Polski i osiadły za granicą na stałe statystyki europejskich instytucji mogą być dużym zaskoczeniem. Polska przestała być krajem masowo wysyłającym w świat emigrantów ekonomicznych. Wbrew rozpowszechnianym stereotypom od kilku lat jest krajem imigracji.
MEDIA I RZECZYWISTOŚĆ
Jeśli przyjrzymy się temu, co publikują media, skojarzenie słów “Polska” i “imigranci” w przekazie publicznym jest co najwyżej obojętnie negatywne. Zachodnie media mainstreamowe patrzą na Warszawę przede wszystkim jako na miejsce, w którym skutecznie zablokowano mechanizm automatycznej relokacji uchodźców po kryzysie imigracyjnym z 2015 roku. W przekazie publicznym upowszechnił się obraz Polski ksenofobicznej, niechętnej obcym i utrudniającej wjazd na swoje terytorium osobom spoza Unii Europejskiej. Deklaracje rządzących, że Polacy chętnie przyjmują imigrantów, chcą jednak decydować o tym, kogo do siebie wpuszczą, potraktowano jako przejaw uprzedzeń, jeśli nie otwartego rasizmu.
Negatywny obraz potęgowała jeszcze negatywna narracja liberalnych mediów, towarzysząca budowie ogrodzenia wzdłuż granicy z Białorusią, wspierana przez środowiska opozycyjne. Przy pokazywaniu Polski jako antyimigracyjnego ciemnogrodu zupełnie ignorowano oczywiste fakty: reżim Aleksandra Łukaszenki, przy aprobacie, a może nawet zachęcie Moskwy, podjął próbę zdestabilizowania swoich zachodnich sąsiadów poprzez uruchomienie nowego szlaku imigracyjnego do Europy Zachodniej. Krytykowano stanowczą obronę swoich granic przez Polskę, Litwę i Łotwę. Zabrakło zupełnie refleksji, skąd obywatele takich krajów, jak Kuba, Irak, Iran, Afganistan, Syria czy nawet Mauritius, wzięli się na niemal hermetycznie zamkniętej Białorusi i dlaczego reżim w Mińsku zaczął masowo wydawać wizy wjazdowe i przewozić cudzoziemców na swoją zachodnią granicę.
Po wybuchu wojny na Ukrainie pojawiła się jeszcze jedna narracja – o podwójnych standardach stosowanych przez Polskę wobec uchodźców. Tak jakby prawo międzynarodowe nie odróżniało tych, którzy uciekają przed prawdziwą wojną, od ludzi przybywających z kraju uznawanego za bezpieczny, próbujących nielegalnie przekroczyć granice Unii Europejskiej.
Taki to przekaz utrwala obraz Polski jako kraju zaściankowego, wręcz wrogo nastawionego do obcych.
PRZEJŚCIE IMIGRACYJNE
Tymczasem i życie, i statystyki mówią, że jest dokładnie odwrotnie. W Polsce nikogo nie dziwi obce (i często niesłowiańskie) imię kierowcy Ubera czy Bolta, ekspedientki mówiącej ze wschodnim zaśpiewem. Chętnie chodzimy na kebaba “do Turka”, choć często nie ma on z Turcję nic wspólnego, czy na sajgonki “do Chińczyka”, choć z reguły orientalne dania gotuje Wietnamczyk. Napływ uchodźców z Ukrainy sprawił, że brzmienie rosyjskiego czy ukraińskiego na ulicy, w pociągu lub w sklepie nie jest niczym niezwykłym.
A statystyki? Nie jest tu mowa o danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), które środowiska niechętne obozowi rządzącemu w Polsce mogłyby oskarżać o stronniczość. Mowa o Eurostacie – oficjalnej instytucji gromadzącej dane ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. Wynika z nich, że do 2021 roku przez sześć lat z rzędu Polska była liderem całej wspólnoty w przyciąganiu imigrantów spoza UE.
To wszystko działo się jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę i masową falą uchodźców – rok 2022 przyniesie najprawdopodobniej liczby jeszcze bardziej wyraziste.
Demografowie mówią o tzw. przejściu imigracyjnym, czyli zjawisku trwałej zmiany w proporcji liczby osób wyjeżdżających na stałe z kraju do liczby wjeżdżających, na korzyść tej drugiej grupy. Polska przekroczyła ten próg w 2018 roku, kiedy co czwarty imigrant do UE uzyskiwał zezwolenie na pracę w Polsce, a jednocześnie liczba wyjeżdżająca z kraju ciągle spadała. Ten przełom dokonał się wcześniej w innych państwach postkomunistycznych, także w Czechach i w Słowenii, ale właśnie nad Wisłą jest najbardziej wyrazisty.
JAK EMIGROWAĆ, TO DO… POLSKI
Dlaczego Polska stała się tak atrakcyjna dla migracji pracowniczych, że wyprzedziła pod tym względem takie kraje, jak Niemcy czy Francja?
Już od kilku lat Warszawa prowadzi bardzo liberalną politykę wydawania zezwoleń na pracę. Dość powiedzieć, że od stycznia tego roku cudzoziemcy z sześciu krajów b. ZSRR (Armenia, Białoruś, Gruzja, Mołdawia, Rosja, Ukraina) mogą otrzymywać wizę umożliwiającą pracę na podstawie tzw. oświadczenia o zamiarze zatrudnienia cudzoziemca na okres do 24 miesięcy. Po upływie tego terminu pracodawca może natychmiast zgłosić nowe oświadczenie.
Przepisy te ewoluowały w ciągu ostatnich kilku lat. Już w 2016 roku, pierwszym pełnym roku rządów prawicowej koalicji w Warszawie, Polska wydała najwięcej tzw. pierwszych pozwoleń na pobyt osób spoza UE. Z 586 tys. decyzji wyprzedziła nawet Wielką Brytanię, która była jeszcze wówczas pełnoprawnym członkiem wspólnoty. Dla metodologicznego uporządkowania: Eurostat liczy jako prawo pobytu zezwolenie wydane w dowolnej formie, umożliwiające pobyt na podstawie co najmniej trzech miesięcy. “Pierwsze” zezwolenie oznacza wydanie decyzji nowo przybyłemu lub po upływie 6 miesięcy od wygaśnięcia poprzedniego zezwolenia.
Z każdym rokiem proporcje wydawanych zezwoleń na pracę w stosunku do reszty państw UE rosły. W pandemicznym 2020 w całej wspólnocie przyznano 2,2 mln pierwszych zezwoleń pobytowych. W Polsce było ich 598 tys. (26 proc.), w następnych na liście Niemczech – 313 tys. (14 proc.), a w Hiszpanii – 312 tys. (14 proc.).
Według najnowszych statystyk Eurostatu w 2021 roku pierwszych zezwoleń udzielonych w Polsce było już 967 tys., z których 790 tys. było motywowanych chęcią podjęcia pracy. Oznacza to, że co trzecie pozwolenie na pobyt w jednym z 27 krajów wspólnoty wydawane było przez Polskę.
I w tym, i w poprzednich latach Polska dominowała w liczbie wydanych zezwoleń na pracę dla imigrantów spoza Unii. W przypadku osób przemieszczających się w celach edukacyjnych najczęściej przyjeżdżających do UE na studia dominowała Wielka Brytania, a po brexicie tę rolę przejęła Francja. W przypadku migracji ze względów rodzinnych liderem są Niemcy i w mniejszym stopniu Włochy.
OXFORD ECONOMICS: UCHODŹCY NADZIEJĄ DLA POLSKI
Jeszcze przed otwartą rosyjską inwazją większość zezwoleń na pobyt wydawano Ukraińcom. Tuż przed pandemią COVID-19 w Polsce przebywało – według GUS – 2,1 mln Ukraińców, ponad 100 tys. Białorusinów, 77 tys. Niemców oraz mniej liczne (20-30 tys.) grupy obywateli Mołdawii, Rosji, Indii, Gruzji, Wietnamu, Turcji oraz Chin.
Ukraińcy do Polski przyjeżdżali w poszukiwaniu zatrudnienia, bo nie mogli go znaleźć u siebie zwłaszcza po kryzysie gospodarczym, wywołanym przez konflikt na wschodzie Ukrainy i praktyczne gospodarcze odcięcie Donbasu. Sąsiadów ze wschodu zachęcały do wyjazdu znacznie wyższe płace w Polsce, łatwość procedur, a także bliskość geograficzna i – co nie jest bez znaczenia – kulturowa. To sprawiało, że migranci woleli zostać w Polsce, a nie próbować szczęścia w lepiej płacących, ale dużo bardziej restrykcyjnych Niemczech.
Po 24 lutego do Polski dotarła ogromna fala uchodźców. Szacuje się, że około 1,5-2 mln osób pozostaje na terytorium między Odrą a Bugiem. Prawie 90 proc. dorosłych stanowią kobiety, a najliczniejszą grupę stanowią osoby w okresie największej aktywności zawodowej. 16 proc. szukających schronienia przed wojną chce pozostać w Polsce na stałe, a 79 proc. deklaruje, że chce wrócić na Ukrainę, choć 20 proc. spodziewa się, że pobyt w Polsce potrwa dłużej niż rok. Połowa badanych (49 proc.) deklaruje znajomość polskiego. Mimo takiego zalewu nie odnotowano w Polsce znaczącego wzrostu wskaźników bezrobocia, choć tylko 22 proc. uchodźców twierdzi, że nie zamierza szukać pracy. Wszystko wskazuje więc na to, że gospodarka zaabsorbuje uchodźców. Analitycy Oxford Economics szacują, że obecność Ukraińców (a ściślej – Ukrainek) będzie napędzać polski rynek i zwiększać potencjał gospodarczy.
***
Przejście imigracyjne nie było zjawiskiem niespodziewanym. Wiadomo było, że w miarę rozwoju gospodarczego Polska stanie się atrakcyjna dla wielu mieszkańców krajów biedniejszych, mimo stosunkowo niskiego poziomu świadczeń społecznych w porównaniu z innymi bogatymi państwami UE. Popularny dekadę temu serial “Londyńczycy” czy pochodzący sprzed ćwierćwiecza lat film “Szczęśliwego Nowego Jorku” o losach polskich imigrantów za granicą mogą być niedługo świadectwem historii, takim jak filmy o II wojnie światowej. Bardziej na czasie byłaby kontynuacja “Dziewczyn ze Lwowa”, choć ten serial TVP przestała emitować dwa lata temu.
Tomasz Deptuła