Wyborcy Donalda Trumpa głosują, bo chcą ochronić kraj przed „inwazją” imigrantów, a jego prezydentura jawi im się dziś jako złoty wiek Ameryki, kiedy na świecie panował pokój, a Amerykanie żyli w dostatku. Wyborcy Kamali Harris chcą ocalić demokrację i prawa kobiet.
Rozmawiając z amerykańskimi wyborcami, może wydawać się, że sympatycy Donalda Trumpa i Kamali Harris żyją w dwóch oddzielnych światach i rzeczywistościach.
„Głosuję na Trumpa, bo za jego kadencji kraj był spokojny, przeżywaliśmy boom, granica była bezpieczna i nie było żadnych wojen” – powiedziała PAP Nancy, pośredniczka nieruchomości z Des Moines w stanie Iowa. „Dziś jesteśmy najeżdżani przez imigrantów, szaleje inflacja, a wojny trwają na całym świecie. Owszem, Trump jest dupkiem, ale właśnie takiego dupka potrzebujemy, żeby za nas walczył” – dodała. Choć przyznała, że inflacja zmalała, to stwierdziła, że liczby zostały celowo zaniżone, by pomóc Demokratom.
Narracja o kadencji Trumpa jako niemal złotym wieku Ameryki jest popularna wśród wyborców Trumpa i podobne wypowiedzi można usłyszeć od niemal każdego uczestnika wieców byłego prezydenta.
„Za Trumpa nasza granica była najbezpieczniejsza w historii. Dziś mamy inwazję. To, co mówią o +wielkim zastąpieniu+, to prawda. A Harris jest niczym więcej, niż tylko marionetką globalistów” – powiedział James, pochodzący z Polski dwudziestokilkuletni uczestnik październikowego wiecu Trumpa w Warren pod Detroit w stanie Michigan. Teoria +wielkiego zastąpienia+, to lansowana przez skrajną prawicę teoria, mówiąca, że siły rządzące w Waszyngtonie chcą zastąpić białych wyborców imigrantami.
„Też często słyszę od znajomych i mojej rodziny, jak wspaniałe były lata Trumpa i zastanawiam się, czy żyliśmy wtedy w tym samym kraju. Tak jakby pół kraju zapomniało o całym tym chaosie, zamieszkach, czy tym, co się działo podczas pandemii” – powiedziała Heather, pracowniczka zakładów metalowych w Erie w Pensylwanii. Dla 36-latki obecne wybory są pierwszymi, w których wzięła udział. „Dotąd po prostu nie czułam, by mój głos miał jakiekolwiek znaczenie. Ale po tym, gdy Sąd Najwyższy odebrał kobietom prawo do aborcji, nie mogłam pozostać bierna. No i mieszkam w stanie, który o wszystkim może zadecydować” – tłumaczyła.
Sprawa aborcji, to jeden z największych czynników motywujących wyborców, a zwłaszcza wyborczynie Kamali Harris. Innym są obawy o przyszłość demokracji.
„Do tej pory nie rozumiem, jak to się stało, że człowiek, który próbował dokonać zamachu stanu i obalić wybory, nie tylko nie siedzi dziś w więzieniu, ale jest kandydatem na prezydenta i ma szansę wygrać” – powiedział PAP Kevin, 40-letni uczestnik niedawnego wiecu Harris w Waszyngtonie, ubrany w koszulkę z napisem „2024: prokurator kontra przestępca”.
„Jeszcze nie tak dawno temu uważałem się za Republikanina. W 2008 r. głosowałem na Johna McCaina, który był jednym z moich bohaterów. Po tym, co się stało z partią po wyborze Donalda Trumpa, wątpię, bym mógł kiedykolwiek zagłosować na republikańskiego kandydata” – wyznał Eric, analityk firmy ubezpieczeniowej z Gilbert, miasta wchodzącego w skład aglomeracji Phoenix w Arizonie. „To jest człowiek, który skupia w sobie najgorsze przymioty i który nawet nie ukrywa, że chciałby być dyktatorem. Tu chodzi o przyszłość naszej republiki” – dodał.
Jednak nie wszyscy Republikanie sceptyczni wobec Trumpa widzą sprawy w ten sam sposób.
„Okej, on jest clownem, starzeje się i mówi od rzeczy. Ale to za jego kadencji płaciłem mniejsze podatki. Jak tylko przyszedł Biden, płaciłem więcej, nie mówiąc już o inflacji” – tłumaczył Edward, 65-letni kierowca ciężarówki z Manassas w Wirginii na przedmieściach Waszyngtonu. Jak dodał, Harris jest zbyt radykalnie lewicowa, by mógł na nią zagłosować.
Alison, 39-letnia nauczycielka wychowania seksualnego z Rockville w stanie Maryland, twierdzi że jest zachwycona kandydatką Demokratów, lecz nigdy nie byłaby w stanie zagłosować na Trumpa, który jawi się jej jako oszust, hochsztapler i gwałciciel.
„Zupełnie nie rozumiem, co ludzie w nim widzą, bo dla mnie to jest najgorszy kandydat, jakiego mogłabym sobie wyobrazić. Dlatego – w przeciwieństwie do męża – zagłosuję na Kamalę. Zresztą gdybym postąpiła inaczej, moi rodzice, profesorowie z Nowego Jorku, by mnie wydziedziczyli” – powiedziała. „Przede wszystkim chcę jednak, żeby to wszystko się skończyło. Mam dość polityki” – podkreśliła.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
osk/ mal/