New York
72°
Fair
6:14 am7:42 pm EDT
5mph
95%
29.98
MonTueWed
86°F
82°F
79°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Wywiady
Polonia

W muzyce się nie ścigam

03.04.2025

Krzysztof Medyna – nestor polskiego jazzu, urodził się 18 kwietnia 1949 roku w Jeleniej Górze. W latach siedemdziesiątych był członkiem m.in. Quidam Jazz Quartet oraz współzałożycielem grupy Breakwater. Do USA wyjechał w styczniu 1982 roku, gdzie nawiązał współpracę z hermetycznym środowiskiem jazzowym Nowego Jorku. Od 2012 roku koncertuje wspólnie z wybitnym pianistą jazzowym, Adamem Makowiczem. Z artystą rozmawiamy przy okazji wydania autobiografii „Krotochwile, saksofon i jazz, czyli całe moje życie”.

Jesteś doskonałym muzykiem jazzowym. Czy, oprócz jazzu, słuchasz jeszcze innej muzyki? Jakiej?

Słucham muzyki soul, funky i każdej, która ma w sobie tzw. groove, czyli to, czego nie ma muzyka europejska.

Który muzyk, kompozytor jest Twoim niedoścignionym wzorem? Kogo podziwiasz najbardziej i za co?

Nie ma niedoścignionych wzorów, bo w muzyce się nie ściga. Bela Bartok powiedział: „współzawodnictwo jest dla koni, nie dla artystów”. Picasso nie ścigał się z Matejką. Każdy artysta, bez względu na to, jaki gatunek sztuki uprawia, chce znaleźć swoją własną drogę. Zapewne niedoścignione wzory istnieją w muzyce klasycznej. Ale to nie jest moje pole działania. Oczywiście podziwiałem i podziwiam wielu tych, którzy tworzyli jazz. Począwszy od Armstronga, poprzez Bena Webstera, Charlie Parkera, Stana Getza, Paula Desmonda i przede wszystkim Milesa Davisa, ale nie ma wśród nich nikogo współczesnego. Ci ostatni zbyt daleko odeszli od źródeł, od swingu. Rezygnują z groove’u na rzecz cyrkowych popisów pozbawionych duszy.

Jaki jest Twój rytm dnia? Czy codziennie grasz na saksofonie? Ćwiczysz? Czy już nie musisz? Czy oprócz saksofonu grasz na czymś innym? I co spowodowało, że wybrałeś właśnie ten instrument?

Stały kontakt z instrumentem jest obowiązkowy do ostatniego tchu. Muzyka to proces, chyba, że stanęło się na graniu w cyrku. Każdy dzień to poszukiwanie czegoś w interpretacji, w sposobie opowiedzenia historii. Bo jazz to opowieść, podobnie jak blues, tylko trochę bardziej skomplikowana. Edukację muzyczną rozpocząłem na fortepianie, o czym jest mowa w książce. Wybór saksofonu związany był ściśle z moją fascynacją jazzem, o czym również jest mowa w mojej książce, do której czytania serdecznie zachęcam.

Jazz to improwizacja. Są jednak pewne kanony czy też bardzo znane kompozycje, które każdy z Was, jazzmanów, aranżuje we własny sposób. Jak to się odbywa?

Pytanie złożone jest z kilku pytań. Po pierwsze, jazz to głównie NIE improwizacja, jak to się ogólnie myśli. Jazz to przede wszystkim interpretacja. Własna interpretacja utworu muzycznego. Kiedy słuchasz wokalistyki jazzowej, to jest w niej niewiele improwizacji głównie w postaci instrumentalnych solówek, ale są one tylko dodatkiem do indywidualnej interpretacji wokalisty czy wokalistki. Oczywiście w instrumentalnej jazzowej formie muzycznej, improwizacja stanowi większą część utworu. Mówiąc o improwizacji musimy uświadomić sobie kilka faktów. Największym improwizatorem w historii muzyki był Jan Sebastian Bach. Wielkimi improwizatorami byli Chopin i Liszt. Wielu innych klasykow również improwizowało. Każdy przyzwoity organista kościelny musi umieć improwizować. Dlatego stwierdzenie, że jazz to improwizacja nie jest stwierdzeniem całkowicie uzasadnionym. Jazz różni się od pozostałych gatunków muzycznych przede wszystkim specyficznym pulsem, tworzonym przez rytmiczny kontrapunkt sekcji rytmicznej i pozostałych instrumentów. Kiedyś nazywaliśmy to swingiem, teraz groove’m. Ten podstawowy element muzyki jazzowej jest na ogół „niewykrywalny” przez europejskiego słuchacza, czego dowodem może być klaskanie podczas koncertu na mocne części taktu, czyli na raz i na trzy, podczas gdy w jazzie wyczuwamy akcent na słabszych częściach taktu, czyli na dwa i na cztery. Inne jest również tzw. frazowanie w jazzie i w innych gatunkach, ale nie mam zamiaru robić tu wykładu z muzyki, bo czasu by na to nie stało. Wielu obecnych wykonawców przekonanych o tym, że grają jazz, nie ma pojęcia o tych wyżej wspomnianych jego elementach. Jak powiedziałem, jazz to interpretacja, czyli własna aranżacja utworu. W pierwszych latach historii tej muzyki bardzo popularnym zjawiskiem była tzw. head arrangement, czyli aranżacja, która powstawała podczas wykonywania utworu i później była przyjęta jako obowiązująca.

Czy komponujesz również własne utwory?

Niewiele. Mnie ekscytuje interpretacja czegoś, co istnieje, a nie tworzenie nowego. Spośród tysięcy nowych kompozycji muzyków, którzy potrafią grać tylko własne kompozycje, bardzo znikomy procent pozostanie zapamiętany czy też wykonywany przez innych. Kiedyś komponowali kompozytorzy, a grali muzycy. A teraz to już sam nie wiem…

Czy jest jakiś jeden koncert, który grałeś i którego nie zapomnisz do końca życia?

Jedyny koncert, który zapamiętałem na całe życie, to koncert, podczas którego akompaniowałem Jerzemu Połomskiemu w wielkim obiekcie sportowym na 12 tysięcy ludzi w Leningradzie (dawne ZSRR) i w momencie, kiedy podawałem tempo utworu do jego rozpoczęcia i jednocześnie rozpoczęcia koncertu, usłyszałem sceniczny szept mojego basisty: „Krzysztof, zapomniałem basu”.

Nowy Jork to Mekka klubów Jazzowych. Czy często chodzisz słuchać „konkurencji”? Jak choćby do „Blue Note” czy „Terra Blues”. A może masz inne ulubione kluby?

Nie wybieram klubów, wybieram wykonawców i idę tam, gdzie grają. Jak wspomniałem na wstępie, nikogo nie traktuję jako konkurencję, bardziej jako inspirację, o ile znajduję tam coś intrygującego.

Jakie masz plany muzyczne na najbliższą przyszłość? Czy może raczej myślisz o muzycznej emeryturze? Mógłbyś otworzyć szkołę muzyczną i uczyć młodzież…

W najbliższych planach mam nagranie muzyki Beatlesów, według koncepcji mojego przyjaciela – Andrzeja Winnickiego, z udziałem kilku innych muzyków jazzowych. W związku z nagraną w Polsce płytą z Adamem Makowiczem, mamy zaplanowane kilka koncertów promocyjnych. Właśnie wróciliśmy z trasy koncertowej. Graliśmy w klubie An die Music w Baltimore, w Naples i Sarasocie na Florydzie. Poza tym mam w planach grać aż do ostatniego tchnienia, jak podskakujący Maciek na przysłowiowej desce, kiedy mu zagrają. Nie wierzę w muzyczną emeryturę, chyba, że została wypracowana w filharmonii. Szkoły muzycznej nie otworzę, bo jestem zbyt nerwowy. Studenci nie mają czasu ćwiczyć ale nie mogą się doczekać, kiedy zostaną gwiazdami i wówczas trafia mnie szlag.

Napisałeś ostatnio książkę o swoim życiu pt. „Krotochwile, saksofon i jazz, czyli całe moje życie”. Twoje wspomnienia wysłuchał i zanotował profesor Mariusz A.Wolf. A o czym nie chciałeś pisać? No co spuściłeś zasłonę milczenia?

W książce pominąłem milczeniem bardzo osobiste, często bolesne aspekty mojego życia. Ponieważ je pominąłem i tu nie będę o nich mówił.

Bardzo dziękuję za rozmowę, a wszystkich zainteresowanych zapraszam na spotkanie autorskie z artystą do Fundacji Kościuszkowskiej, w niedzielę 6 kwietnia na godzinę 4:00 po południu.

Ja również dziękuję i zapraszam.

Autor: Ella Wojczak, Polish Theatre Institute in the USA

Autor zdjęć: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner