W Przytulisku Literacko-Artystycznym w dniach 10 i 11 stycznia odbyły się dwa spotkania, w których wystąpiła długo oczekiwana Ewa Zadrzyńska-Głowacka z książką „Głowaccy. Arka na Manhattanie”. We wtorek spotkaliśmy się z nią w Polskim Instytucie Naukowym na Manhattanie, a w środę w MM Art Studio w Wallington, NJ.
Książka została wydana w Warszawie, w wydawnictwie Marginesy, pod koniec września 2022 roku. Jest świetna.
Ewa Zadrzyńska-Głowacka jest niezmiernie ciepłą, pełną skromności osobą. Z wrodzonym wdziękiem i charyzmą opowiadała koleje swojego życia. Opowiadała o chwilach pięknych, ale i trudnych. O tym, gdzie i kiedy zrodził się pomysł napisania tej książki. O ludziach, których poznała, i jaki mieli wpływ na jej życie. O mieszkaniu i dziełach sztuki, które wiszą w nim na ścianach. Widzowie słuchali zauroczeni historiami z lat 80. i późniejszych. Poruszano tematy związane z polską emigracją i jak ona ewoluowała na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat.
Gros tekstu dotyczy jej nowojorskiego mieszkania, w którym autorka przeżyła ponad 30 lat. Na początku mieszkała w nim z mężem Januszem Głowackim, znanym i cenionym polskim pisarzem i felietonistą, oraz córką Zuzanną; potem tylko z mężem; a teraz w tej manhattańskiej arce mieszka sama. Opis mieszkania przypomina dobrze napisany, mądrze zorganizowany przewodnik po muzeum, gdzie każde pomieszczenie zaznaczone jest na planie, a obrazy, meble i bibeloty starannie opisane. Dla nas – Polonusów – książka ma dodatkowy smaczek, bo malarze, których dzieła wiszą na ścianach tego mieszkania, to jest najlepszy zestaw nazwisk artystów, którzy tworzyli we współczesnej Polsce.
Książka nie przekazuje żadnych plotek, ploteczek i smaczków. Ani tych, które dotyczyłyby domowników, ani gości. Nie taki cel wyznaczyła sobie Ewa Zadrzyńska-Głowacka siadając do pisania w bardzo mrocznych czasach covidowego zamknięcia, które tak dotkliwie poturbowało nowojorczyków. Chciała złożyć hołd tym artystom, którzy ofiarowali państwu Głowackim obrazy. Wielu z nich, niestety, już nie ma z nami. Dlatego też nieprzypadkowo książka jest dedykowana zmarłemu Januszowi Głowackiemu, czyli „najlepszemu, byłemu mężowi na świecie”.
Podczas spotkania mogliśmy też obejrzeć inną książkę. Napisana przez panią Ewę po angielsku, dla dzieci, „Peaceable Kingdom” bazuje na obrazie Edwarda Hicksa pod tym samym tytułem, który wchodzi w skład kolekcji Brooklyn Museum. Edward Hicks (żyjący w latach 1780-1849) namalował wiele wersji tego samego obrazu. Obrazy przedstawiają grupę zwierząt połączoną przyjaźnią i zaufaniem. Obraz jest ilustracją tekstu biblijnego. W księdze Izajasza, w rozdziale 11, wers 6 zaczyna się od słów: „Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii”. Pani Ewa ożywiła obraz, kiedy to trzy zwierzęta schodzą z ram obrazu i idą się przejść po muzeum.
Pani Ewa napisała sześć książek dla dzieci. Niektóre z nich nadal czekają na wydanie. Ilustracje w nich wykonał Tomasz Olbiński.
Oprócz pisania książek, Ewa Zadrzyńska-Głowacka zajmuje się filmowaniem wypowiedzi ludzi, którzy chcą przeczytać ulubiony wiersz. Akcja „Poezja łączy ludzi” (przez nią wymyślona) polega na realizowaniu krótkich filmów, w których bohaterowie opowiadają o sobie i recytują poezję. I tak przez lata Ewa Zadrzyńska wędruje z kamerą i utrwala na taśmie ludzi, przedstawiając ich życie i fascynację literaturą. Do tej pory powstało ponad 60 odcinków. To zanurzenie w codzienność mieszkańców wielkich aglomeracji, małych miasteczek i wsi, to poznanie ludzi w różnym wieku i z różnych środowisk, którzy oprócz wkładania w każdy dzień wielkiego wysiłku mają jeszcze ochotę na czytanie poezji było dla pani Ewy – i także dla nas – niezwykłym doświadczeniem. I tak salowa o ogromnej energii i potrafiąca świetnie zorganizować czas marzy o tym, by zdać maturę. I ją zdaje. Młoda dziewczyna, w domu której nikt nie czytał, nauczyła się czytać dzięki temu, że babcia zamykała ją w bibliotece. Zdaje na studia, kończy je i ląduje na posadzie w Stanach Zjednoczonych, zajmując się literaturą narodów słowiańskich. Dziewczyna, która traci wzrok, chce zapamiętać ukochane słowa i obrazy. Siła marzeń tych ludzi podnosi wiarę w nieograniczone możliwości człowieka.
Oba spotkania prowadziła brawurowo Ella Wojczak. Były to premierowe spotkania Elli, ale już wiemy, że nie były to spotkania ostatnie. Staranny dobór pytań, łatwość w prowadzeniu wieczoru, współdziałanie z Ewą Zadrzyńską-Głowacką dało publiczności pełną, nieskrępowaną niczym radość korzystania z każdej chwili wieczoru. Powiększa to intelektualną wartość spotkań Przytuliska Literacko-Artystycznego. Ella podarowała nam nie tylko rozmowę, ale również muzykę. Słuchaliśmy Sławy Przybylskiej śpiewającej „Czarnego kota” Bułata Okudżawy, a na koniec fragmentu muzyki Jana Sebastiana Bacha. Było to Preludium do Suity nr 1 na wiolonczelę, w wykonaniu samego mistrza tego instrumentu Yo Yo Ma.
Obydwa fragmenty muzyczne miały oczywiście ścisły związek z omawianą książką. Autorka w ostatnim zdaniu pisze o włączeniu radia z muzyką klasyczną i słuchaniu utworu Bacha w rocznicę jego urodzin. A później były już tylko brawa, gratulacje, wspólne zdjęcia i autografy. Magiczny wieczór. Czy można oczekiwać czegoś jeszcze?
Słowa podziękowania należą się przede wszystkim pani Ewie Zadrzyńskiej-Głowackiej, która zgodziła się wziąć udział w tym maratonie. Jej talent, łagodność, prostolinijność i ogromnie szerokie spectrum aktywności i zainteresowań zrobiły na nas wielkie wrażenie. Na Manhattanie fragment książki przeczytała Iza Laskowska, a w Wallington fragmenty czytała Elżbieta Kieszczyńska.
Publiczność dopisała. Na pytanie Mariusza Bargielskiego z Polskiego Instytutu Naukowego na ile osób przewidujemy spotkanie powiedzieliśmy, że liczymy, iż przyjdzie od pięciu do pięćdziesięciu osób. Mieliśmy rację. W Instytucie było Was, drodzy Państwo, prawie pięćdziesiąt osób. Nieco mniej przybyło do Wallingtonu, ale atmosfera w galerii Magdaleny Majerowicz-Lupińskiej była również wspaniała. Magda, jak zwykle, okazała się idealną gospodynią. Przygotowała dla wszystkich poczęstunek oraz kawę i herbatę dla zmarzniętych.
Pomimo tego, że spotkania odbywają się w środku tygodnia i następnego dnia rano wielu z nas musi wstać i iść do pracy, to i tak jest nas coraz więcej. Czy to nie jest kolejny powód do radości?
Nie zapominamy o naszych sponsorach. Dziękujemy Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej, dziękujemy doktorowi Stanisławowi Burzyńskiemu i mecenasowi Przemysławowi Blochowi.
Dziękujemy wszystkim fotografom, którzy uwieczniali nas w grupach i osobno.
Elżbieta Kieszczyńska, Ella Wojczak, JMS