Katastrofę Łuny-25 należy uznać za poważną porażkę Rosji. To kolejny cios w budowany wizerunek supermocarstwa, jaki stara się tworzyć Władimir Putin na użytek swoich obywateli.
Tomasz Deptuła
Na Srebrnym Globie robi się tłoczno i niebezpiecznie. Kilka dni temu o powierzchnię jedynego satelity Ziemi rozbił się rosyjski lądownik. Wkrótce wielki sprawdzian czeka inżynierów z Indii, którzy także wysłali na Księżyc swój aparat. Harmonogramy zbadania i zagospodarowania Księżyca mają również inne kraje.
Pisząc o katastrofie rosyjskiego lądownika trudno nie odczuwać „schadenfreude” (celowo używam niemieckiego słowa, bo polska kalka językowa „szkodoradość” brzmi jeszcze bardziej obco). Po raz kolejny Kremlowi nie udało się podbić Srebrnego Globu przed innymi. Według rosyjskiej propagandy Łuna-25 miała być w całości wykonana z wykorzystaniem rodzimej technologii, choć początkowo planowano, że pewne elementy zostaną dostarczone przez Europejską Agencję Kosmiczną. Miękkiego lądowania jednak nie było, w gruzach legły plany badań naukowych, zaplanowanych na cały rok przy wykorzystaniu ważących ok. 30 kg przyrządów pomiarowych.
Według oficjalnego oświadczenia rosyjskiej agencji Roskosmos „pojazd przemieścił się na nieprzewidywalną orbitę i przestał istnieć w wyniku kolizji z powierzchnią Księżyca”. Dopiero po kilkudziesięciu godzinach ujawniono kolejne szczegóły: Łuna-25 straciła łączność z Ziemią jeszcze w sobotę po jednym z manewrów. Jedyne, co pozostało Rosjanom, to wykonane z orbity zdjęcia okolic bieguna południowego i Krateru Zeemana. Pojawiły się też spekulacje, że jedną z przyczyn katastrofy mogło być przyspieszenie lądowania i chęć wyprzedzenia Indusów, którzy zaplanowali lądowanie swojego aparatu w tej samej okolicy na 23-24 sierpnia.
ZADZIAŁAŁY SANKCJE?
Rozbicie się rosyjskiej sondy w okolicach bieguna południowego Księżyca (miano tam poszukiwać śladów wody) może być jednym z dowodów na skuteczność zachodnich sankcji. Ich efekty były widoczne jeszcze przed wojną w Ukrainie. Start Łuny-25 był już opóźniony o kilka lat z powodu wcześniejszych sankcji Zachodu, jeszcze za aneksję Krymu w 2014 roku. Po pełnoskalowej agresji na Ukrainę przyszły kolejne ciosy dla rosyjskiego programu kosmicznego: zarówno NASA, jak i Europejczycy przerwali współpracę z Roskosmosem, ryzykując nawet przyszłość Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Oznaczało to odcięcie programu kosmicznego Rosjan od najbardziej zaawansowanych technologii. Nie otrzymali zaawansowanych mikroprocesorów i nie mogli wypełnić luki technologicznej. Teraz czekają ich wewnętrzne dochodzenia, być może czystki wśród personelu i zapewne kolejne opóźnienia w programie księżycowym. Łuna-26 ma być co prawda tylko orbiterem, ale już Łuna-27 miała być zaopatrzona w platformę wiertniczą, a Łuna-28 wrócić z próbkami księżycowymi na Ziemię. Teraz wszystko to stanęło pod znakiem zapytania, podobnie jak planowana na 2029 roku rosyjska misja załogowa na Księżyc. Program kosmiczny może zostać dodatkowo okrojony, jeśli przedłużać się będzie konflikt w Ukrainie i zajdzie konieczność cięcia budżetu na rzecz wydatków wojskowych.
ELEMENT RYWALIZACJI
Rosjanom nie udało się wysłać ludzi na Srebrny Glob podczas pierwszego wielkiego wyścigu kosmicznego z lat 60. i 70. Wiele wskazuje na to, że i tym razem im się to nie uda.
Wysłali swój lądownik po prawie 50 latach przerwy. Poprzednie próby miały więc miejsce w zupełnie innej epoce. Wyścig na Księżyc budził wówczas ogromne emocje i był jednym z elementów rywalizacji dwóch największych rywali w dwubiegunowym wówczas świecie: Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego. Wygrali go w cuglach Amerykanie, którzy szybko otrząsnęli się po wystrzeleniu Sputnika i pierwszym locie Jurija Gagarina. Dzięki ogromnym nakładom finansowym i wielkiej odwadze astronautów (o niebezpieczeństwie misji przypomniała wszystkim awaria Apollo-13) udało się wysłać na naszego satelitę kilka załogowych misji. Rosjanie już wówczas przegrali wyścig technologiczny. Mogli odpowiedzieć jedynie bezzałogowymi Łunochodami i kilkoma sondami, w tym ostatnią Łuną-24 w 1976 roku. Potem rywalizacja przeniosła się przede wszystkim na ziemską orbitę.
KOLEJKA DO KSIĘŻYCA
Dziś uczestników nowego wyścigu na Księżyc jest dużo więcej. Gdy piszę te słowa, na orbicie ziemskiego satelity znajduje się indyjska sonda Chandrayaan-3. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się południowy biegun Księżyca, zwłaszcza po 2020 r., gdy NASA potwierdziła obecność molekuł H2O. Gdyby udało się pozyskiwać wodę z księżycowej gleby, zamiast dowożenia jej z Ziemi, z pewnością ułatwiłoby to budowę stałych baz na Srebrnym Globie. Być może właśnie misja Chandrayaan-3, który jako pierwszy aparat (oby) pojawi się przy południowym biegunie, odpowie nam na to pytanie.
Na czele wyścigu są wciąż Amerykanie, którzy już w przyszłym roku chcą ponownie okrążyć Księżyc w misji załogowej, a za dwa lata znów postawić stopę na Srebrnym Globie.
Po piętach depczą im jednak Chińczycy. Według oficjalnych deklaracji załogowe lądowanie na Księżycu z udziałem tajkonautów z Państwa Środka ma mieć miejsce jeszcze przed 2030 rokiem. Potem w planach jest zbudowanie bazy na Srebrnym Globie. Wcześniej mają się odbyć także bezzałogowe misje Chang’e-6, Chang’e-7 i Chang’e-8. Ta pierwsza ma posłużyć, po raz pierwszy w historii ludzkości, pobraniu próbek z niewidocznej strony Księżyca i dostarczeniu ich na Ziemię. Druga – co nie jest zaskoczeniem – poszukiwaniu wody przy południowym biegunie, trzecia – sprawdzeniu technologii budowy stałej stacji księżycowej.
Zaawansowany program księżycowy mają już Indie. W kolejce na Księżyc ustawili się także Japończycy, Meksykanie, Kanadyjczycy czy Izraelczycy. Nie wolno też zapominać o Europejskiej Agencji Kosmicznej, która także na swoje plany badania i eksploracji Srebrnego Globu.
Katastrofę Łuny-25 należy uznać za poważną porażkę Rosji. To kolejny cios w budowany wizerunek supermocarstwa, jaki stara się tworzyć Władimir Putin na użytek swoich obywateli. Misja nie była załogowa, więc Rosja na szczęście nie straciła swoich kosmonautów. Jednak wraz z uderzeniem aparatu o powierzchnię Srebrnego Globu odchodzą w przeszłość rosyjskie marzenia o dotrzymaniu kroku Amerykanom i Chińczykom w nowym wyścigu na Księżyc. A być może także innym krajom.