New York
19°
Sunny
7:11 am5:04 pm EST
2mph
57%
30.35
FriSatSun
37°F
34°F
43°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Turystyka

Zachodnia Ameryka widziana z bliska (cz. 2)

16.08.2022

12-osobowa grupa rodaków z Polski i USA wyruszyła 12 lipca na zachód Ameryki. Spotkali się na lotnisku w Las Vegas, a potem ruszyli w trudną, ale i bardzo ciekawą trasę. Przewodnikiem i kierowcą grupy był Czesław Dębosz.

HEARST CASTLE – SPADEK PO MAGNACIE PRASOWYM

Środa, 20 lipca. Wcześnie rano opuściliśmy San Francisco i wyruszyliśmy naszym vanem na południe do San Simeon. Jechaliśmy słynną drogą No1, zwaną „autostradą słońca”. Pierwszy przystanek mieliśmy w miasteczku Carmel, które liczy około 4 tys. mieszkańców. Nie ma tu zbyt wielu atrakcji, ale miasteczko ma bardzo przyjemny klimat. Składa się głównie z pięknych, niewielkich domów otoczonych drzewami, przez co ma się wrażenie przebywania w lesie, a nie w mieście. Jest tu kilka uliczek ze sklepami i restauracjami, a wszystkie drogi z góry prowadzą do szerokiej piaszczystej plaży. Najsłynniejsze miejsce to właśnie wybrzeże Big Sur oraz Misja Junipero Serry, zbudowana w 1770 roku przez hiszpańskich zakonników. Miasteczko uchodzi za enklawę bogaczy zmęczonych życiem w San Francisco. Dawniej było chętnie odwiedzane przez artystów. Żyli tu i tworzyli pisarz Jack London i szkocki tłumacz literatury, polskiego pochodzenia, Christopher Kasparek. Słynny aktor i reżyser Clint Eastwood był burmistrzem Carmel w latach 1986-1988.

Hearst Castleposiadłość amerykańskiego magnata prasowego Williama Randolpha Hearsta
ZDJĘCIA: JANUSZ M. SZLECHTA/NOWY DZIENNIK

Kilka razy zatrzymaliśmy się też w innych miejscach, aby podziwiać piękne wybrzeże Kalifornii wyrzeźbione przez Ocean Spokojny. Kiedy dotarliśmy do San Simeon, od razu podjęliśmy decyzję, że jedziemy zwiedzać słynny Hearst Castle.

Ta ogromna, luksusowa posiadłość amerykańskiego magnata prasowego Williama Randolpha Hearsta jest jedną z najbardziej ekstrawaganckich i kosztownych rezydencji na świecie. Pięknie prezentuje się na tle wzgórza, ale o wiele większe wrażenie robi, kiedy się ją ogląda z bliska. Jej budowę na szczycie wzgórza rozpoczęto w 1919 r. od głównego budynku La Casa Grande (hiszp. Duży Dom), a potem stawiano trzy wille: Casa del Mar (Dom Morza), Casa del Monte (Dom Gór) i Casa del Sol (Dom Słońca). Przewidziano też duże domy gościnne, mieszczące od 10 do 18 pokoi, rozciągające się na kilku poziomach na zboczu wzgórza. Cały szczyt wyrównano na przestrzeni 51 hektarów i przeznaczono pod ogrody, korty tenisowe i szlak do jazdy konnej. Główny budynek – Casa Grande, zwieńczony dwoma bliźniaczymi wieżami, wzorowany na XVI-wiecznej, renesansowej hiszpańskiej katedrze – liczy 130 pomieszczeń o łącznej powierzchni 5640 metrów  kwadratowych.

Zamek Hearsta był niczym małe samowystarczalne miasteczko: było w nim 56 sypialni, 61 łazienek, 19 pokoi dziennych, 127 akrów ogrodów, baseny, korty tenisowe, kino, lotnisko oraz największe na świecie prywatne zoo. Posiadłość Hearsta odwiedzało wiele znamienitych osób z Hollywood i świata polityki, m.in.: Charlie Chaplin, Rudolf Valentino, Cary Grant, Charles Lindbergh, Joan Crawford, Clark Gable, bracia Marx, Calvin Coolidge i Winston Churchill.  Niestety, budowa nigdy nie została ukończona, gdyż… właścicielowi zabrakło pieniędzy.

William Randolph Hearst był jednym z największych amerykańskich magnatów prasowych w historii. W 1887 r., gdy miał 24 lata, otrzymał od swojego ojca gazetę „San Francisco Examiner”. Marsz na szczyt rozpoczął w roku 1895, kiedy z pomocą matki kupił „New York Morning Journal”. W szczytowym okresie swojej potęgi, w roku 1920, posiadał 20 gazet codziennych, 13 magazynów, dwie wytwórnie filmowe, 8 rozgłośni radiowych, liczne posiadłości ziemskie w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Meksyku. Jego ogromny zamek Hearst Castle mieścił pokaźną kolekcję dzieł sztuki. Część z nich udało się nam obejrzeć.

Hearst próbował zrobić karierę polityczną. W 1905 roku kandydował na burmistrza Nowego Jorku, a dwa lata później na gubernatora stanu Nowy Jork – bez powodzenia.

Z żoną Millicent miał pięciu synów, a z aktorką Marion Davies – córkę. Wnuczką Williama Randolpha jest aktorka Patty Hearst. Głośno było o niej, gdy 4 lutego 1974 r. została porwana przez lewicową grupę rewolucyjną Symbionese Liberation Army (SLA).

Hearst był pierwowzorem postaci Charlesa Fostera Kane’a, bohatera filmu „Obywatel Kane“ w reżyserii Orsona Wellesa, który pojawił się w kinach w 1941 r.

Wieczorem, po zakwaterowaniu się w motelu, spotkaliśmy się na plaży w San Simeon przy ognisku. Była to dobra okazja, aby wypić piwko i podzielić się wrażeniami z pięknego dnia, ale też z całej wyprawy. Pogoda nam dopisywała, humory też.

MOLO W SANTA MONICA – TU SIĘ KOŃCZY ROUTE 66

Czwartek, 21 lipca. Z San Simeon wyruszyliśmy do Los Angeles. Kiedy dotarliśmy do miasta Santa Monica, będącego częścią metropolii Los Angeles, już tutaj zostaliśmy. Trzy noce spędziliśmy w Ocean Luxury Lofts & Suites przy Broadway Avenu, tuż przy plaży. To było wymarzone miejsce – piękne widoki i wszędzie blisko.

Historyczne molo w Santa Monica każdego dnia jest pełne ludzi. Również zapełnione są parking i plaża

Od razu wybraliśmy się na spacer po słynnym drewnianym molo – Santa Monica Pier, które powstało w 1909 roku. Sporo jest tu sklepów i restauracji, ale także artystów grających na różnych instrumentach i świetnie śpiewających. To tutaj kręcono film „Baywatch“.

Tutaj też, na molo, kończy się słynna Route 66.  Otwarta 11 listopada 1926 r. trasa drogowa, o długości 2448 mil (3939 km), łączyła Chicago z Los Angeles, a w 1936 roku została przedłużona do Santa Monica. Przebiegała przez stany: Illinois, Missouri, Kansas, Oklahomę, Teksas, Nowy Meksyk, Arizonę i Kalifornię. Swoją świetność przeżywała w okresie wielkiego kryzysu lat 30. ubiegłego stulecia. Była wtedy główną magistralą wiodącą fale migrantów ku zachodowi, głównie do Kalifornii. Route 66 została oficjalnie skreślona z listy autostrad krajowych 27 czerwca 1985 roku. Zastąpiła ją autostrada Interstate 40. Uznano wtedy, że istniejące jeszcze jej odcinki nie odpowiadają wymogom nowoczesnych dróg międzystanowych.

Na molo w Santa Monica kończy się słynna Route 66. Przy symbolicznym znaku stoją (od lewej): Barbara Ślimakowska, Czesław Dębosz, Monika Borkowska i Jerzy Borkowski

Santa Monica znana jest z życia nocnego, wielu atrakcji oraz lokali i punktów handlowych, zwłaszcza przy 3rd Street Promenade. Znana jest również z wielu drogich dzielnic zamieszkiwanych przez artystów oraz ludzi związanych z show-biznesem. Niestety, spotykaliśmy też wiele osób bezdomnych.

GWIEZDNY SPACER W LOS ANGELES

Piątek, 22 lipca. Od rana do wieczora zwiedzaliśmy Los Angeles. Najpierw pojechaliśmy na wzgórze Griffith Park. Stoi tutaj skromny pomnik amerykańskiego aktora Jamesa Deana. Sławę przyniosły mu role w filmach: „Na wschód od Edenu“ w reżyserii Johna Steinbecka, „Buntownik bez powodu“ Nicholasa Raya oraz „Olbrzym“ George’a Stevensa. James Dean zginął 30 września 1955 r. w wypadku samochodowym, w pobliżu miejscowości Cholame w Kalifornii. Miał 24 lata.

Z Griffith Park mieliśmy wspaniałe widoki na miasto oraz na wzgórze, na którym widnieje słynny napis HOLLYWOOD. Napis ten ma 45 metrów wysokości. Kojarzą się z nim najlepsze filmy i największe wytwórnie filmowe.

Ze wzgórza pojechaliśmy do Beverly Hills – miasta położonego w metropolii Los Angeles. Dzisiaj jest to osiedle bogatych i sławnych ludzi – mieszka lub mieszkało tutaj wiele osobistości, szczególnie z Hollywood. Beverly Hills jest jedną z najbardziej ekskluzywnych miejscowości w USA. Tutaj znajduje się m.in. aleja Rodeo Drive.

Beverly Hills – osiedle bogatych i sławnych ludzi w metropolii Los Angeles

W centrum Los Angeles, przy Hollywood Boulevard, są największe atrakcje filmowej dzielnicy: Walk of Fame, zabytkowy Chinese Theatre, a także Dolby Theatre (do 2012 roku znany jako Kodak Theatre) – miejsce corocznych ceremonii wręczania Oscarów. Obiekt został zaprojektowany przez architekta Davida Rockwella. Od samego początku budynek miał pełnić funkcję reprezentacyjną i oddawać „oscarowego” ducha. No i wnętrze teatru jest pełne blasku nie tylko dzięki gwiazdom filmowym, ale też zjawiskowemu designowi. Najważniejszą częścią Dolby Theatre jest główna sala teatralna, która jest w stanie pomieścić aż 3401 widzów! Scena teatru jest jedną z największych w Stanach Zjednoczonych – ma szerokość 36,5 metra, zaś za kulisami rozciąga się na 23 metry.

Na Walk of Fame – słynnej Alei Gwiazd, biegnącej obok Dolby Theatre – spacerowały tłumy ludzi. W niektórych miejscach trudno było się przepchać. Nic dziwnego, to miejsce po prostu przyciąga.

Pomysł o utworzeniu Walk of Fame, składającej się z czarnych płyt chodnikowych z koralowymi gwiazdami, w które można wpisać nazwisko słynnej postaci filmu, muzyki, teatru, radia i telewizji, powstał w 1958 r. Dwa lata później w trotuar Hollywood Boulevard wmontowano pierwszych osiem gwiazd.

Na Walk of Fame – słynnej Alei Gwiazd w Los Angeles – zawsze są tłumy ludzi

Propozycję przyznania gwiazdy konkretnej osobie praktycznie może złożyć każdy. Gwiazdy przyznawane są Przez Izbę Handlu Hollywood co roku w czerwcu. Każdego roku przyznaje się około 20 gwiazd. Obecnie w Alei Gwiazd znajduje się ponad 2600 pięcioramiennych gwiazd upamiętniających znane osobistości ze świata show-biznesu, jak chociażby: Dean Martin, Paul Anka, Frank Sinatra czy bokser Muhammad Ali. W Alei Gwiazd znaleźli się też Polacy: pianista, kompozytor, działacz niepodległościowy Ignacy Jan Paderewski, aktorka teatralna i filmowa Pola Negri (Apolonia Chałupiec), dyrygent Leopold Anthony Stokowski, reżyser teatralny i filmowy Ryszard Bolesławski. Niedawno pojawiła się też gwiazda byłego prezydenta USA Donalda Trumpa.

Po „gwiezdnym spacerze” udaliśmy się do El Pueblo de Los Angeles, znanego jako Dzielnica Historyczna Los Angeles. To tutaj jest historyczne serce i miejsce narodzin Los Angeles. Miejsce to tętni życiem. Jest tu mnóstwo stoisk z ubraniami, torebkami, kapeluszami i innymi drobiazgami. W restauracji El Paseo Inn można zjeść meksykańskie potrawy. Są pyszne – sprawdziliśmy. Tutaj dominują Meksykanie i język hiszpański. Dlatego można sobaczyć i posłuchać zespołów prezentujących meksykańską muzykę.

A potem jeszcze przejazd bulwarem Zachodzącego Słońca i widok miasta rozdzierającego zapadającą noc mnóstwem świateł sprawiły, że zapamiętamy Los Angeles nie tylko jako miasto filmu, ale również pełne pięknej architektury i przyrody.

UNIVERSAL STUDIOS HOLLYWOOD WCIĄŻ DZIAŁA

Sobota, 23 lipca. To już był ostatni dzień, kiedy mogliśmy się wybrać na plażę bądź zwiedzanie wybranych miejsc. Na wyprawę do Universal Studios Hollywood zdecydowało się sześć osób: Jerzy Borkowski z córką Moniką, Jan Lewczuk  z żoną  Barbarą, Barbara Ślimakowska i ja. Przy okazji dowiedzieliśmy się sporo o tym wspaniałym miejscu.

Przy historycznym pomniku, stojącym tuż przy wejściu do Universal Studios Hollywood, siedzą (od lewej):
Jerzy Borkowski z córką Moniką, Jan Lewczuk i Barbara Lewczuk

Universal Studios Hollywood to studio filmowe i park rozrywki w rejonie San Fernando Valley, w powiecie Los Angeles w Kalifornii; jego część leży w granicach Los Angeles. Jest to jedno z najstarszych i najbardziej znanych hollywoodzkich studiów filmowych, które wciąż działają. Atrakcji jest mnóstwo. Nie wiem, czy tydzień by wystarczył, aby poznać je wszystkie i nacieszyć się nimi.

Universal Studios Hollywood jest podzielone na dwa obszary na różnych poziomach, połączone schodami ruchomymi. Obszary te są znane jako działka górna i działka dolna. Każda część zawiera kolekcję pokazów i atrakcji, a także sklepy z żywnością, napojami i towarami. Górna część (Upper Lot) składa się z różnorodnych atrakcji rodzinnych. Na niewielkim obszarze, zwanym Production Plaza, odbywają się dwa (trwające i najdłużej, i chyba najciekawsze) pokazy: Universal’s Animal Actors i Special Effects Show. W obu uczestniczyliśmy. Zobaczyliśmy, co potrafią zrobić psy, koty czy ptaki oraz jakie rzeczy mogą się wydarzyć na ulicy bądź na scenie.

Podczas spaceru po Universal Studios Hollywood Jerzy Borkowski zrobił sobie
pamiątkowe zdjęcie z… Marilyn Monroe

Partia dolna jest mniejsza. Jest domem dla Jurassic World. Przez cały dzień trwa tu Raptor Encounter, czyli pokaz dinozaurów dla dzieci. Spływ pontonem kończy się spadkiem z wysokości 84 stóp. Są tu również sklepy z pamiątkami i restauracje szybkiej obsługi.

Wielką atrakcją jest przejażdżka tramwajem, która trwa od 45 do 60 minut. Turyści wsiadają do tramwaju w części górnej (Upper Lot) i jadą potem w różne miejsca, aby zobaczyć, gdzie odbywa się rzeczywiste nagrywanie wielu filmów. Wycieczka jest charakterystyczną przejażdżką po parku rozrywki. Czas oczekiwania na tramwaj różni się w zależności od dnia i pory roku. Przejażdżka rozpoczyna się od obejrzenia wideo Jimmy’ego Fallona, który opowiada, gdzie i co zobaczymy. Potem tramwaj obwozi turystów po różnych, atrakcyjnych miejscach. Oglądamy domy, w których za chwilę pojawią się ludzie. Następnie tramwaj wjeżdża do tunelu, w którym pojawia się King Kong w wymiarze 3-D, a potem skaczą dinozaury. Dalej jedzie przez starą meksykańską wioskę i… nagle widzimy, jak zalewa ją woda z rzeki. Potem znajdujemy się na Six Points Texas, czyli na ulicach wykorzystywanych do nagrywania westernów. Przed domem pokazuje się szeryf albo kowboj.

Jadąc tramwajem po Universal Studios Hollywood zobaczyliśmy miasteczko, w którym nagrywane są westerny

Oczywiście trzeba też przejść uliczkami przez ten park, aby zobaczyć niesamowite sklepy z atrakcyjnymi drobiazgami, wspaniałe restauracje i miejsca rozrywki. Tuż przy wejściu do Universal Studios Hollywood jest pomnik w symboliczny sposób przedstawiający miejsce, do którego wchodzimy. Na wysokim krześle siedzi operator z kamerą, obok stoi kobieta trzymająca mikrofon na długim kiju, a przed nimi pochyla się i gestykuluje reżyser.

Wieczorem zjedliśmy pożegnalną kolację w restauracji The Independence w Santa Monica, nieopodal naszego hotelu. Jedzenie było super. Atmosfera też. Świadomość tego, że to już koniec wycieczki, że jutro się musimy pożegnać – a było nam ze sobą bardzo fajnie – sprawiała, że niektórzy cichaczem ocierali łzy.

SZCZĘŚLIWY KONIEC

Niedziela, 24 lipca. Rano, po śniadaniu, opuściliśmy hotel w Santa Monica. Nasz przewodnik Czesław Dębosz zawiózł nas vanem na lotnisko w Los Angeles. Tam pożegnaliśmy się. Każdy wracał do domu wybranym samolotem.

Wycieczkę zorganizowało biuro Classic Travel Jerzego i Małgorzaty Majcherczyków w Wallington, NJ. Wiele wysiłku i czasu trzeba włożyć w staranne przygotowanie trasy, no i aby zapewnić komfort i bezpieczeństwo uczestnikom wyprawy. Nie słyszałem, aby ktokolwiek narzekał, że coś było nie tak. Dla mnie była to wycieczka życia.

Jako cała grupa dziękujemy organizatorom za piękny czas. Dziękujemy też naszemu przewodnikowi i kierowcy Czesławowi Dęboszowi za to, że dowiózł nas szczęśliwie, że nakarmił nas niezbędnymi informacjami, i że dbał o nasze bezpieczeństwo oraz dobre samopoczucie. Z takim przewodnikiem i na taką wycieczkę warto się wybrać.

TO BYŁA BARDZO UDANA WYCIECZKA

Swoimi wrażeniami po wyprawie na zachód USA podzieliło się kilkoro jej uczestników.

Barbara Ślimakowska mieszka w Coconut Creek na Florydzie, a w USA od 40 lat. Aktywna emerytka.

„To już jest moja czwarta wycieczka z Classic Travel. Uczestniczyłam w trzech wycieczkach do Ameryki Południowej, a ta jest moją pierwszą po Stanach Zjednoczonych. Otrzymuję regularnie informacje z Classic Travel o wycieczkach przez nich organizowanych. Ta bardzo mnie zainteresowała. Poznałam już wiele stanów w USA, więc kiedy nadarzyła się okazja, aby poznać te zachodnie, nie zastanawiałam się i postanowiłam tam pojechać. Było trochę niedociągnięć, ale trzeba wziąć poprawkę na to, że była to pierwsza wycieczka po pandemii. Zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc, zaprzyjaźniłam się ze wszystkimi uczestnikami, więc powodów do narzekania nie mam. Najlepiej wspominam miasteczko San Simeon i hotel nad oceanem, w którym nocowaliśmy. Było to piękne miejsce. Kilka osób zrelaksowało się w jacuzzi. Mieliśmy wspaniały czas przy ognisku, nawet sobie pośpiewaliśmy“.

Monika Borkowska, krakowianka. Lubi podróże.

„Mam to szczęście, że mój tata mieszka w Nowym Jorku, i to on zaproponował mi wspólny wyjazd na tę wycieczkę. Na zachodzie Ameryki jeszcze nigdy nie byłam. Oczywiście bardzo się cieszę, że wzięłam w niej udział. Przede wszystkim była to wspaniała grupa uczestników. Każdy jest inny, ale są to wartościowi ludzie. Spotkaliśmy się pierwszy raz w życiu, ale z każdym można było pogadać, wspieraliśmy się wzajemnie.

Ja jestem miłośniczką kwiatów. Choduję w doniczkach wszystko, co się da. Dlatego jestem zachwycona przyrodą w USA. Najczęściej więc fotografowałam drzewa, kwiatki i wszystko to, co oglądaliśmy po drodze. Te miejsca są nasyconą wodą, piaskiem i inną kulturą. Wiele rzeczy mi się podobało, ale oczywiście nie wszystkie. Zobaczyłam też, jak się żyje ludziom w innych miejscach, w innych warunkach. To nie chodzi o prównywanie siebie do nich, lecz o poznanie ich sposobu życia. Wrócę do Krakowa z ogromną ilością pięknych zdjęć, wspaniałych wrażeń i głową pełną pięknych wspomnień. Będę zachęcać przyjaciół, aby też wybrali się na taką wyprawę. Podróże mają tę zaletę, że dzięki nim poznaje się przyrodę, zabytki, muzea i innych ludzi. Poznaje się też samego siebie. Podróżowanie w trudnych warunkach pokazuje bowiem, jak człowiek reaguje na różne problemy, czy jest w stanie zaakceptować je, pokonać.

Była to chyba moja forma pożegnania ze Stanami Zjednoczonymi, bo nie wiem, czy jeszcze uda mi się tutaj przyjechać. Jest tyle wspaniałych miejsc w Polsce, w których nie byłam, więc chciałabym więcej czasu poświęcić właśnie na poznawanie mojego kraju“.

Barbara Lewczuk, Jan Lewczuk i Karolina Makos przy stoisku z gadżetami w El Pueblo de Los Angeles. To tutaj jest historyczne serce
i miejsce narodzin Los Angeles

Piotr Makos. Mieszka w Warszawie. Produkuje programy dla różnych stacji telewizyjnych, między innymi program „Boso przez świat“ Wojciecha Cejrowskiego. Realizuje także filmy dokumentalne. Z wykształcenia geograf.

„Przyjechałem na tę wycieczkę z żoną Karoliną oraz synem Aleksandrem i córką Zofią. W ten sposób zrealizowaliśmy marzenia naszych dzieci. Od pewnego czasu chciały pojechać na zachód Ameryki, bo wschodnie wybrzeże dobrze znają. Szykowaliśmy się do wyjazdu już dwa lata temu, ale koronawiirus sprawił, że musieliśmy go przełożyć na lepszy czas. W końcu się udało. Dzieciaki mają następne plany, więc po kolei będziemy je realizować.

Są to wciąż trudne czasy, bo biznes turystyczny nie funkcjonuje jeszcze tak, jak przed covidem. Mimo wszystko wyjazd uważam za bardzo udany. Program był ciekawy i dobrze przygotowany. Udało się nam przeżyć i doświadczyć wielu rzeczy. Dziewczyny lubią odwiedzać sklepy i robić zakupy, więc mogły to zrobić, bo byliśmy w wielu miastach: Las Vegas, San Francisco, Los Angeles… Ja i syn wolimy kontakt z przyrodą, więc cieszyliśmy się, kiedy dotarliśmy do Parku Narodowego Yosemite, Wielkiego Kanionu czy wyjątkowego Kanionu Antylopy. Stąd też, jeszcze raz podkreślam,była to bardzo udana wyprawa po zachodnim wybrzeżu. Mimo różnych trudności, będących pozostałością po covidzie, program udało się zrealizować do końca. To jest istotne. Wrócimy do domu bardzo zadowoleni“.

Janusz M. Szlechta

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner