New York
45°
Sunny
7:01 am5:17 pm EST
2mph
64%
30.02
TueWedThu
45°F
37°F
43°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Opinie i Analizy

Formatywna siła chaosu

23.06.2024
FOTO: DREAMSTIME Amerykańskie sondaże przedwyborcze pokazują, że rośnie liczba wyborców niezdecydowanych

Eliza Sarnacka-Mahoney

Coraz więcej Amerykanów osiedla się w innych zakątkach świata, byle dalej od amerykańskiej polityki oraz cen za tutejszą opiekę zdrowotną.

– Popatrz, jak tu dobrze karmią wiewiórki! – pisze Młodsza z drugiej strony świata, dołączając do wiadomości uroczy filmik z gryzoniem zajętym kolacją.

– A gdzie ty w ogóle jesteś? – odpisuję natychmiast.

– BEZPIECZNA! – odpowiada Młodsza. – Jestem w parku, a dookoła mnie sami emeryci na spacerkach.

Za długo się znamy, by nie odczytała prawdziwej intencji mojego pytania.

Może mam paranoję, ale nie wyklucza to faktu, że moi rodzice mieli zdecydowanie łatwiej. Gdy byłam w wieku moich córek, tygodniami nie mieli nawet pojęcia, w jakim jestem kraju. Dowiadywali się wyłącznie dzięki pocztówkom, które im słałam, gdy akurat znalazłam skrzynkę pocztową. Z budżetem na wakacyjne podróże wyliczonym niemal co do ostatniego grosza nie miałam pieniędzy na międzynarodowe telefony. Oni nie mieli więc innej opcji, niż po prostu zająć się swoimi sprawami – przetworami czy odkładanym remontem – a w międzyczasie czekać na te pocztówki. Ale mieli i inną, dużo znaczniejszą przewagę. Nie wychowywali swoich dzieci w kraju, który z urzędu zaszczepia dziś w każdym rodzicu specyficzne poczucie wiecznie przyczajonego strachu. To strach o to, czy czekając na peronie na pociąg, siedząc przy stoliku w kawiarni koło muzeum, a już zwłaszcza bawiąc się na jakiejś imprezie plenerowej nasze samodzielnie podróżujące dziecko nie zostanie zabite z broni palnej. I że jeśli to się stanie, to stanie się nie dlatego, że niepomne na nasze przestrogi dziecko weszło w jakieś szemrane rewiry czy towarzystwo, a wyłącznie dlatego, że żyje w kraju bez przyczyny uzbrojonym po zęby, a mimo tego dalej lekkomyślnie wkładającym broń w ręce rzeszom fanatyków, którym wolność myli się z przemocą, a karabin z dowodem tożsamości.

Gdy kilka dni po wyjeździe Młodszej rozmawialiśmy z sąsiadką o wizycie w Londynie jej córki (poleciała tam ze swoim ojcem i nową jego rodziną), na wieść, że nasze dziecko też właśnie przeprawiło się przez ocean, z tym że całkiem samo, sąsiadka wbiła w nas przerażone oczy.

– W życiu – odpowiedziała. – Nie zmrużyłabym oka ze strachu.

Córka sąsiadki studiuje w dużym mieście, a życie towarzyskie regularnie zabiera ją do jeszcze większego, bo do ponad 3-milionowej metropolii, jaką jest stolica naszego stanu.

– Ale wiesz, że Amsterdam, Londyn czy Manchester są dzisiaj bezpieczniejsze niż Denver? – zapytaliśmy.

Spuściła z tonu, jednak nie była przekonana.

A przecież spustoszenia, jakich dokonała w Ameryce „kultura broni” – a raczej „spisek broni”1), bo taka jest właściwa nazwa dla tego zjawiska – to nie tylko wypaczone postrzeganie reszty świata, do którego przykładamy tę samą soczewkę strachu co do rzeczywistości otaczającej nas w domu. Spisek broni odpowiada przecież i za to, że doczekaliśmy się tutaj już całego, dorosłego dziś pokolenia ludzi, których szkolną rzeczywistość kształtowały próby antyzamachowe, a lęk o to, czy któregoś dnia to nie oni sami zginą w szkolnej ławce z rąk fanatyka karabinu szturmowego, stał się integralną częścią ich psychiki. Statystyki zaburzeń lękowych w tej generacji mówią same za siebie i są to rzeczy alarmujące. Nigdzie nie jest różowo, postpandemiczny i postneoliberalny świat, jaki przypadł młodym w udziale, nikomu nie dodaje skrzydeł, jednak młodzi Amerykanie mają z rozpościeraniem swoich skrzydeł zdecydowaniem trudniej niż inni. I wcale nie ukrywają, co jest tego przyczyną.

Im bliżej wyborów, tym więcej sondaży o tym, kto i jak będzie głosował. Towarzyszą im gorące przekazy dnia, że rośnie liczba wyborców niezdecydowanych lub zgoła obrażonych na obu kandydatów, w związku z czym nieplanujących głosowania w ogóle. Emocje podbijają doniesienia o podnoszącej się jednocześnie liczbie ekspatów – Amerykanów, którzy głosują nogami i osiedlają się w innych zakątkach świata, byle dalej od amerykańskiej polityki oraz cen za tutejszą opiekę zdrowotną. W Kolorado przetrawialiśmy ostatnio przeciekawe doniesienie o tym, że jesteśmy liderami ruchu na rzecz porzucania obu partii, a przewodzi mu miasto Colorado Springs, do niedawna bastion naszej stanowej prawicy, dziś bastion buntu pod wodzą burmistrza-imigranta Yemiego Mobolade. Podobno, jak twierdzi Mobolade, amerykańską polityką rządzi dziś większy chaos niż polityką w jego rodzinnej Nigerii.

Trudno nie przyznać mu racji. Z informacyjnego szumu kompletnie zdominowanego przez dywagacje na temat więzienia dla Trumpa, kondycji umysłowej Bidena oraz możliwości wybuchu po wyborach nowej wojny domowej z trudem wydostaje się cokolwiek innego. Może się nie wydostaje, bo poza wspomnianymi „zagadnieniami” nic istotnego faktycznie tam nie ma? Świat dobija się do Ameryki pięściami, chce wiedzieć, na co ma się przygotować, co dalej z toczącymi się wojnami, co z klimatem, z energią, z cyberbezpieczeństwem w erze sztucznej inteligencji, a Ameryka zajęta jest obrzucaniem się jajkami i odgrażaniem, kto komu narobi więcej do talerza, gdy tylko dostanie taką możliwość.

W tych wrzaskach i przepychankach niemal utonęła wiadomość o najnowszej decyzji Sądu Najwyższego. Kontynuując serię kontrowersyjnych i bezprecedensowych orzeczeń SN tym razem unieważnił decyzję Trumpa wydaną w 2017 r. w związku z używaniem tzw. bump stocks, czyli nakładek na broń, zmieniających broń półautomatyczną w automatyczną. Trump zakazał ich używania po masakrze w Las Vegas, najbardziej krwawej w historii USA, kiedy to właśnie dzięki takim nakładkom pojedynczy zamachowiec strzelając z okna do tłumu uśmiercił 58, a ranił 546 osób.

Nie wiem, kto wygra w listopadzie. Nie ma żadnej wiążącej odpowiedzi dla znajomych z Polski, Francji, Niemiec, Kuwejtu. Otaczający nas chaos nie sprzyja porządkowi w głowie ani w emocjach. Nie mam jednak najmniejszej wątpliwości, że najmłodsze pokolenia Amerykanów obserwują i analizują rzeczywistość bardziej, niż to się komukolwiek wydaje. I że przemówią. Nie wiem jedynie, czy stanie się to już w tych wyborach, czy będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Życzę im odporności na chaos i sił na zmiany, które są tylko kwestią czasu.

1) Zainteresowanych odsyłam do zgłębienia faktów i wątków z historii. Po pierwsze historii „kariery”, jaką zrobiła w ostatnim półwieczu druga poprawka do Konstytucji USA, dalej mocno związana z tą karierą historia oportunistów z Cincinnati, nazywanych wymiennie rebeliantami z Cincinnati, wreszcie zaś historii miłosnego trójkąta NRA-producenci broni – rządowi lobbyści.

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner