New York
61°
Mostly Cloudy
5:35 am8:09 pm EDT
4mph
76%
29.95
SunMonTue
70°F
70°F
77°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Społeczeństwo
Warto przeczytać
Polonia

Hołd dla żołnierzy Wielkiej Wojny

29.05.2023
Dr hab. Danuta Piątkowska jest współautorką książki "Polski akcent w American Expeditionary Forces. Historie prawdziwe, fascynujące i prawie zapomniane", którą napisała wspólnie ze swoją siostrą prof. dr hab. Wiesławą Piątkowską-Stepaniak / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Kiedy padał rozkaz: 'Do ataku!’, żołnierze mieli tylko jednego przyjaciela – to był Bóg. Mówiono też, że umierali dwa razy, pierwszy raz, dlatego, że ginęli na polu bitwy, a drugi, ponieważ umierali w tak młodym wieku – w ten sposób dr hab. Danuta Piątkowska rozpoczęła autorskie spotkanie promujące książkę „Polski akcent w American Expeditionary Forces. Historie prawdziwe, fascynujące i prawie zapomniane”, którą napisała wspólnie ze swoją siostrą prof. dr hab. Wiesławą Piątkowską-Stepaniak. Była to także okazja do poznania wiadomości na temat polonijnego i amerykańskiego udziału w Wielkiej Wojnie.

Wojtek Maślanka

„Ta książka jest o żołnierzach w amerykańskiej armii, którzy mieli polskie korzenie i zginęli na wojnie” – dodała zwracając uwagę na tytuł wydawnictwa i jego zawartość. Z szacunkowych danych – jak podkreśliła współautorka książki – wynika, że do American Expeditionary Forces wstąpiło ok. 250 tys. Polaków w wieku od 21 do 31 lat, po ogłoszeniu przez Amerykę przystąpienia do wojny, co miało miejsce 6 kwietnia 1917 roku. „To było ok. 10 proc. całej amerykańskiej armii, która pod koniec 1918 roku liczyła 2.800.000 żołnierzy” – zaznaczyła Danuta Piątkowska.

Żołnierze wywodzący się z Polonii stanowili więc bardzo duży odsetek ponieważ wówczas polska grupa etniczna liczyła niewiele ponad 3 proc. populacji zamieszkującej Stany Zjednoczone. Prelegentka dodała, że podczas wojny ogółem zginęło 106 tys. Amerykanów, a spośród żołnierzy mających polskie korzenie śmierć poniosło ponad 2700 osób. Wszystkie te dane są niewspółmiernie duże w porównaniu ze stanem liczebnym Amerykańskich Sił Ekspedycyjnych przed ogłoszeniem naboru do wojska.

„W 1917 roku, w chwili przystąpienia do wojny to państwo w ogóle nie było do niej przygotowane. Amerykanie mieli wówczas zaledwie stutysięczną armię” – podkreśliła współautorka książki.

Przypomniała również, że rok wcześniej prezydent Thomas Woodrow Wilson został wybrany na drugą kadencję tylko dlatego, że obiecał trzymać Stany Zjednoczone z dala od wojny, ponieważ Amerykanie nie chcieli mieć z nią nic wspólnego, mimo że w Europie trwała już od połowy 1914 roku. Okazało się jednak, że po naciskach ze strony Francji i Anglii stanowiących główne państwa walczące z Niemcami i Austro-Węgrami, Thomas Woodrow Wilson zmienił zdanie.

Przed rozpoczęciem prelekcji wygłoszonej przez dr hab. Danutę Piątkowską słowo wstępne wygłosił dr Teofil Lachowicz, archiwista SWAP / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Zdecydował się to zrobić i 2 kwietnia 1917 roku wygłosił słynne przemówienie, podczas którego tłumaczył i przekonywał członków Kongresu, że Ameryka powinna pomóc państwom Ententy oraz przystąpić do wojny wbrew temu co on wcześniej obiecał społeczeństwu” – przypomniała pan Danuta. Dr Piątkowska dodała, że przemówienie to było oparte na założeniu związanym z obroną demokracji w Europie. Przy okazji zwróciła uwagę, że historia lubi się powtarzać, oraz że to hasło również obecnie towarzyszy Stanom Zjednoczonym wspierającym Ukrainę w wojnie przeciwko rosyjskiemu najeźdźcy. Decyzja prezydenta Wilsona spowodowała przestawienie ówczesnej amerykańskiej gospodarki na potrzeby wojny.

Żeby zorganizować przynajmniej milionową armię – o takie wsparcie prosiła Francja i Anglia – konieczna była rekrutacja do wojska. Początkowo była ogłoszona jako ochotnicza lecz wówczas do American Expeditionary Forces zgłosiło się tylko 100 tys. młodych mężczyzn. Później Thomas Woodrow Wilson zdecydował się na obowiązkowy pobór mężczyzn zdolnych do walki, który przeprowadzono w trzech etapach. Pierwszy obejmował osoby w wieku od 21 do 31 lat, natomiast w drugim i trzecim rozszerzono przedział wiekowy obniżając dolną granicę do 18, a górną do 45 lat.

Spotkanie autorskie z dr hab. Danutę Piątkowską pierwszym, które odbyło się w nowo wyremontowanej sali herbowej SWAP/ Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Kolejnym krokiem było przygotowanie żołnierzy do walki. W związku z tym zorganizowano odpowiednie obozy szkoleniowe.

„W błyskawicznym tempie powstało ich około 5 tys.” – zaznaczyła współautorka książki podkreślając, że poprzez to Stany Zjednoczone pokazały swoją potęgę. Żołnierze wyruszali na wojnę do Europy statkami z portu w Hoboken, NJ. Tam też wracali po wojnie żywi lub umarli. Byli dowodzeni przez gen. Johna Josepha Pershinga, który także żegnał pierwszy konwój wyruszający 14 czerwca 1917 roku na front. Liczył on 14 statków i 12 tys. żołnierzy. Wówczas amerykański generał powiedział do nich słynne słowa: „Przed świętami Bożego Narodzenia znajdziecie się w niebie, piekle lub Hoboken”.

„Żołnierze później tę sentencję Pershinga skrócili i często posługiwali się hasłem: 'Heaven, Hell or Hoboken'” – opowiadała prelegentka. Niestety wielu z nich zginęło i do portu w tym miasteczku powróciło w trumnach. Wśród nich byli także nasi rodacy.

Głównym źródłem informacji na temat polskich żołnierzy, którzy służąc w amerykańskiej armii zginęli na frontach Wielkiej Wojny – jak często określano pierwszą wojnę światową – były karty pogrzebowe zawierające na dwóch stronach bardzo dużo różnych informacji dotyczących poległych. Danuta Piątkowska, podczas gromadzenia materiałów na książkę, przejrzała 80 tys. takich kartotek i w dodatku zrobiła to dwukrotnie.

„Nie wszyscy polegli mają jednak takie karty ponieważ wielu zginęło bez śladu, na morzu lub na polu bitwy i mają bezimienne groby, albo ich nazwiska są wyryte w marmurach cmentarnych kaplic” – wyjaśniła współautorka książki. Informacje zawarte w tych kartach, pozwoliły jej na zrobienie różnych analiz i wyciągnięcie wniosków zawartych w książce. Pani Danuta dodała, że jednak wyselekcjonowanie polskich nazwisk spośród dziesiątków tysięcy żołnierzy nie było łatwe ponieważ wiele z nich było przekręconych i pisanych z różnymi błędami, dlatego też dwukrotnie przeglądała karty pogrzebowe.

Tablica z nazwą honorującą Franka Kowalinskiego, pochodzącego z Maspeth amerykańskiego żołnierza polskiego pochodzenia, który zginął we Francji/ Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Istnieje również sporo pomników dedykowanych uczestnikom oraz ofiarom Wielkiej Wojny. Wielu żołnierzy ma też indywidualne miejsca pamięci w różnej postaci od patronowana nazwom siedzib organizacji weterańskich oraz ulic, poprzez tablice i obeliski, a na monumentach kończąc. Tak jest np. w przypadku Franka Kowalinskiego z Maspeth, którego imię nosi tamtejszy oddział Polish Legion of American Veterans Post No. 4, a także fragment Maspeth Avenue (Frank Kowalinski Way) pomiędzy 61st i 64th Street. Jego nazwisko widnieje również (jako jedno z 24) na pomniku postawionym w tej samej dzielnicy na skwerze Garlinge’a zlokalizowanym pomiędzy Grand Avenue, 57th Avenue oraz 72nd Street.

Również na Ridgewood znajdują się pomniki, na których można znaleźć nazwiska żołnierzy mających polskie korzenie. Jednym z nich jest Frank Prokop, który został upamiętniony (jako jeden ze 110 bohaterów wojennych) na monumencie Ridgewood War Memorial stojącym na skwerze przy zlocie Cypress Avenue i Myrtle Avenue oraz na indywidualnym pomniku znajdującym się na małym placu powstałym na środku skrzyżowania Fresh Pond Road, 69th Street i Cypress Hill Street vis a vis oddziału Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej.

„Tych pamiątek po pierwszej wojnie światowej w postaci tablic, monumentów, obelisków jest 120 w Nowym Jorku” – podkreśliła pani Danuta, dodając, że w całych Stanach Zjednoczonych jest ich 10 tys. Dr Piątkowska wyjaśniła również, że miejsca te stanowiły dla lokalnej społeczności, z których się wywodzili bohaterscy żołnierze, zarówno formę upamiętnienia tych co zginęli, jak również hołdu dla tych co z Wielkiej Wojny wrócili żywi.

Wśród 24 żołnierzy poległych podczas Wielkiej Wojny upamiętnionych na pomniku stojącym na skwerze Garlinge’a zlokalizowanym pomiędzy Grand Avenue, 57th Avenue oraz 72nd Street są trzy polskie nazwiska: Frank Kowalinski, Boleslaw Wieniawski i Antni Nowak / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK


Wiele rodzin tych co polegli zażądało także od amerykańskiego Departamentu Wojny, żeby ekshumować oraz sprowadzić zwłoki ich bliskich, i pochować ich na cmentarzach w Stanach Zjednoczonych. Nie było to łatwe zadanie, tym bardziej, że Francuzi uważali, że jest ono niewykonalne, ale jednak presja społeczeństwa była tak duża, że w końcu tak się stało. „W efekcie tej akcji 45 tys. poległych amerykańskich żołnierzy wróciło do Ameryki, natomiast pozostałe 35 tys. zostało na cmentarzach w Europie, we Francji, w Belgii i w Anglii.

Pierwszy transport przypłynął 10 lipca 1921 roku do Hoboken i zawierał przeszło 7 tys. trumien. Mimo że ustawiono je w wielu rzędach obok siebie to i tak zajęły przestrzeń o szerokości przeszło pół kilometra. Do portu przyszło wtedy 20 tys. ludzi i jak pisał 'New York Times’ wszędzie słychać było płacz i modlitwę” – opowiadała współautorka książki. Najwięcej transportów z ciałami poległych żołnierzy miało miejsce właśnie w 1921 roku. Wówczas sprowadzono do Ameryki ponad 30 tys. trumien, a statki, na których je przywożono określano jako tzw. Funeral Ships. Procesem związanym z ekshumacją zwłok oraz ich wysyłaniem do Stanów Zjednoczonych zajmowała się specjalna federalna agencja Graves Registration Service.

Pomnik upamiętniający Franka Prokopa, amerykańskiego żołnierza mającego polskiego pochodzenie znajduje się na małym placu powstałym na środku skrzyżowania Fresh Pond Road, 69th Street i Cypress Hill Street na Ridgewood / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Trumny metalowe były wysyłane z Ameryki, a później każda z nich zawierająca szczątki poległych była wkładana do dębowej skrzyni i nakrywana amerykańską flagą” – wyjaśniała cały proces pani Danuta. Dr Piątkowska zwróciła też uwagę, że ten bardzo popularny i patriotyczny gest związany z gwieździstym sztandarem został wprowadzony w życie właśnie w tym czasie i jest praktykowany do dnia dzisiejszego podczas żołnierskich pogrzebów. Natomiast ciała poległych, których rodziny nie chciały sprowadzać do Stanów Zjednoczonych pozostały na europejskich cmentarzach, które po wojnie, w większości, z tymczasowych przerobiono na permanentne.

„Jest ich sześć we Francji, jeden w Belgii i jeden w Anglii. Największy cmentarz wojenny jest w Meuse-Argonne we Francji i ma prawie 14 tys. grobów plus około 500 grobów żołnierzy nieznanych” – wyliczała prelegentka. Siedemnaście trumien z ciałami poległych żołnierzy – na prośbę polonijnych rodzin – zostało wysłanych do Polski. Autorkom książki udało się odnaleźć grób jednego z nich oraz dotrzeć do jego wnuczek.

„Żołnierz ten nazywał się Józef Cwenk i został pochowany w Grabowcu koło Lublina. Jego nazwisko niekoniecznie wygląda na polskie, ale na jego karcie pogrzebowej była informacja o żonie i miejscu urodzenia, więc to niewątpliwie był polski żołnierz” – zapewniła Danuta Piątkowska. Zaznaczyła też, że nawet jego rodzina do dzisiaj trzyma dębową skrzynię, w której została przysłana metalowa trumna, w dodatku są na niej czytelne napisy dotyczące poległego na wojnie żołnierza.

Podczas spotkania współautorka książki nie tylko opowiadała o jej zawartości, ale również prezentowała unikatowe archiwalne zdjęcia, które udało się jej zdobyć z różnych źródeł, archiwów i prywatnych zbiorów, a także fotografie zrobione specjalne z myślą o tej książce przez Wojciecha Kubika.

Podczas spotkania dr hab. Danuta Piątkowska zaprezentowała znajdujący się w archiwum SWAP sztandar nieistniejącego już Polskiego Legionu Amerykańskich Weteranów Oddziału Nr 2 im. gen. Johna Josepha Pershinga / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

W sumie na 418 stronach zamieszczono 263 zdjęcia co dodatkowo podnosi wartość historyczno-faktograficzną oraz wizualną tego wydawnictwa. Wszystkie, za wyjątkiem jednego – przedstawiającego plakat Jamesa Montgomery’ego Flagga, na którym widnieje podobizna Wuja Sama nawołującego młodych mężczyzn do wstąpienia do armii – nie były wcześniej nigdzie publikowane.

„Zdjęcie mówi więcej niż tysiąc słów, dlatego dobór fotografii w tej książce był dla nas bardzo ważny” – zaznaczyła współautorka książki. Dodała, że dla niej największą wartość mają fotografie stanowiące prywatne pamiątki ponieważ nie tylko dostały one nowe życie, ale również zostały wyciągnięte na światło dzienne z różnych zakurzonych albumów, po które już pewnie rzadko sięgano. Podkreśliła też, że mrówcze zadanie wykonał Wojciech Kubik, który do niektórych pomników jeździł kilkakrotnie oraz o różnych porach dnia i pory roku, by przy różnym oświetleniu uchwycić ich najlepszy wygląd i wymowę.

„Praca nad tą książką była wielką przygodą ale także ogromną nauką ponieważ źródła były anglojęzyczne i w dodatku zawierały wojskowe słownictwo, więc musiałam się trochę douczyć na temat tego nazewnictwa, co było dla mnie ciekawym doświadczeniem” – powiedziała na zakończenie spotkania Danuta Piątkowska. Kwerenda i pisanie zajęło autorkom dwa lata i obejmowało czas pandemii. Z kolei skład i przygotowania do druku trwały kolejny rok.

Cześć uczestników spotkania autorskiego z dr hab. Danutą Piątkowską (siedzi w środku) / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Książka „Polski akcent w American Expeditionary Forces. Historie prawdziwe, fascynujące i prawie zapomniane” ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Opolskiego i pod honorowym patronatem Ministerstwa Obrony Narodowej. Historyczna publikacja została wydana w twardej oprawie i wydrukowana na kredowym papierze, co bardzo pozytywnie wpłynęło na jakość zamieszczonych zdjęć. Na pewno jest to cenne studium i swoiste kompendium wiedzy na temat udziału Polonii w armii amerykańskiej po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do pierwszej wojny światowej. Dr hab. Danuta Piątkowska zdradziła, że rozpoczęła już prace nad drugą częścią, która będzie obejmowała podobną tematykę lecz dotyczącą drugiej wojny światowej.

Spotkanie promujące książkę „Polski akcent w American Expeditionary Forces. Historie prawdziwe, fascynujące i prawie zapomniane” odbyło się w siedzibie Stowarzyszenia Weteranów Armii Amerykańskiej na Manhattanie oraz zostało zorganizowane przy współudziale Przytuliska Literacko-Artystycznego i księgarni www.ekpolishbookstore.com. Cieszyło się bardzo dużym zainteresowaniem, nawet musiano dokładać krzesełka aby wszyscy przybyli mogli wygodnie usiąść.

Przed prelekcją przygotowaną i prowadzoną przez współautorkę książki, odpowiednie wprowadzenie wygłosił dr Teofil Lachowicz, archiwista SWAP. Natomiast po zakończeniu prezentacji jej uczestnicy mogli zadawać pytania, na które pani Danuta chętnie i wyczerpująco odpowiadała. Warto podkreślić, że spotkanie to było pierwszym, które odbyło się w nowo wyremontowanej sali herbowej SWAP, w dodatku można było zobaczyć znajdujący się w jego archiwum sztandar Polskiego Legionu Amerykańskich Weteranów Oddziału Nr 2 im. gen. Johna Josepha Pershinga.

****
Książkę można kupić w EK Polish Bookstore, tel. (201) 355 7496, ekpolishbookstore.com.

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner