New York
63°
Cloudy
6:28 am7:19 pm EDT
5mph
72%
29.84
SunMonTue
73°F
79°F
82°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Wywiady
Warto przeczytać

Mam tutaj wielu przyjaciół

20.07.2024
Adrian Kubicki pełnił funkcję konsula generalnego w Nowym Jorku przez pięć lat / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Ważne, żeby konsul był dobry na dane czasy i wyzwania z nimi związane” – mówi „Nowemu Dziennikowi” konsul generalny Adrian Kubicki podsumowując zakończoną 30 czerwca pięcioletnią misję dyplomatyczną w Nowym Jorku. Trwała ona o rok dłużej niż standardowa kadencja konsularna, więc wracając do Polski nie czuje niedosytu, a nawet twierdzi, że tego typu zmiany są potrzebne i mają ogromny sens. „Dlatego, że nigdy nie powinno dojść do sytuacji, kiedy taki czy inny konsul lub ambasador staje się królem swojego zamku” – twierdzi Adrian Kubicki.

Dobiegła końca Pana pięcioletnia kadencja konsularna w Nowym Jorku. Jak Pan będzie wspominał tę misję?
Myślę, że jest to takie pięć lat, które wymyka się trochę normalnej czasoprzestrzeni, i to głównie dlatego, że duża część tego okresu została spędzona w lockdownie i w ograniczeniach związanych z covidem. Wiadomo, że w pracy stricte dyplomatycznej, wśród ludzi oraz związanej z organizowaniem różnych spotkań, to był czas, kiedy prawie nic się nie działo. Użyłem określenia „prawie” dlatego, że akurat nasza placówka, jeśli niejedyna, to na pewno jedna z niewielu w Nowym Jorku była przez cały czas otwarta i służyliśmy naszym obywatelom potrzebującym pomocy. Poza tym dosyć wcześnie rozpoczęliśmy powrót do normalności. Jednak mimo wszystko to było kilkanaście długich miesięcy, które w pewnym sensie zostały mi zabrane z tej misji. Reszta tego okresu to był dosyć intensywny czas i trudno jednym zdaniem podsumować te pięć lat, w dodatku bardzo różnorodne pięć lat. Muszę podkreślić, że jestem pod ogromnym wrażeniem naszej polskiej społeczności zarówno w Nowym Jorku, jak i w całym podległym mi okręgu konsularnym. Jestem jej też bardzo wdzięczny przede wszystkim za dobre przyjęcie, bo zaczynałem swoją misję – i nawet nie wiem, czy to jest prawda, ale tak to było ogłoszone – jako najmłodszy polski konsul na świecie. Taka sytuacja mogła sprawić, że początek mojej pracy nie będzie łatwy, ponieważ ludzie mogli na to zareagować w różny sposób. Z jednej strony można patrzeć na taką osobę przez pryzmat tego, że „jest dobra”, skoro w tak młodym wieku dostała taką funkcję, a z drugiej można uważać, że „co taka młoda osoba potrafi”. Dlatego zdaję sobie sprawę, że Polonia mogła mnie różnie przyjąć jako nowego konsula, a przyjęła mnie bardzo dobrze, i zawsze będę za to wdzięczny. Muszę jednak dodać, że ja nie czułem się jako osoba nowa wśród społeczności polonijnej, ponieważ podczas swojej wcześniejszej pracy w PLL LOT byłem też zaangażowany we współpracę z Polonią, więc przyjeżdżając tutaj nie czułem się aż tak bardzo obcy.

Powrócę teraz pamięcią do naszego pierwszego wywiadu, przeprowadzonego po objęciu przez Pana funkcji konsula generalnego w Nowym Jorku. Wówczas w Pańskich planach było kilka ważnych kwestii. Wśród nich była sprawa rozwinięcia polsko-amerykańskiej współpracy na bazie biznesowo-ekonomicznej, współpracy z Polonią i jej łączenia oraz – i tu posłużę się dokładnym cytatem – „włączenia diaspory żydowskiej w szeroką definicję Polonii”. Na ile udało się to wszystko Panu zrealizować?
Myślę, że w tych wszystkich obszarach wykonaliśmy kilka istotnych kroków do przodu. Jeśli chodzi o współpracę z biznesem, to oczywiście narzędzia konsulatu czy dyplomacji są w tej kwestii ograniczone. My nie możemy żadnej firmie zaoferować np. jakichś zniżek za otwarcie oddziału w Polsce, ale możemy zachęcać do inwestowania i współpracy z naszym krajem na różne sposoby. Najłatwiej jest to robić poprzez organizowanie spotkań i wydarzeń branżowych, czy też wspieranie polskich przedsiębiorców na targach. Kilka takich tradycji, jak np. spotkanie, które mieliśmy w konsulacie przy okazji „Summer Fancy Food Show”, udało nam się ustanowić. Wypracowaliśmy sobie pewien plan współpracy z Polską Agencją Inwestycji i Handlu, opartą na formule wysokiej efektywności związanej z dzieleniem się zadaniami i umiejętnego przekierowywania kontaktów w jedną lub w drugą agendę, tak, by nie powielać pewnych spraw. Wydaje mi się, że pewnym administracyjnym problemem Polski za granicą od takiej strony jest to, że bardzo wiele różnych agend powiązanych z sektorem publicznym w państwie oraz z rządem dubluje się w pewnych działaniach i nie wie, co nawzajem robi. Przez to często wykonują one te same działania, co jest po prostu bardzo nieefektywne i też często niezrozumiałe dla naszych partnerów. Tak więc myślę, że stworzyliśmy pewien model efektywności w ramach naszych działań i wiele kontaktów biznesowych udało nam się nawiązać dla Polski oraz pomóc przedsiębiorcom, którzy postanowili tutaj zaistnieć. Czasem trudno jest powiedzieć, co jest wydarzeniem biznesowym, a co nie, ale przykładowo po raz pierwszy w konsulacie zrobiliśmy wielki pokaz mody przy okazji New York Fashion Week ze wspaniałą obsadą czołowych polskich projektantów. Mimo że w tym festiwalowym tygodniu nie jest łatwo przyciągnąć najważniejsze osoby z branży modowej, ponieważ tego typu wydarzeń jest bardzo dużo, to jednak nam się to udało, i to było bardzo konkretne wsparcie dla tego sektora biznesowego. Natomiast jeśli chodzi o kwestię związaną z Polonią, to uważam, że ona nie potrzebuje ani konsulatu, ani żadnego polskiego rządu do tego, żeby wspaniale działać i pięknie się rozwijać. Polonia udowodniła to wiele razy. To, co my możemy dla niej zrobić, to jednoczyć ją poprzez otwieranie konsulatu i udostępnianie jego miejsca do organizowania różnych wydarzeń i wykorzystywania go na jej użytek. Wydaje mi się, że przynajmniej na tyle, na ile słyszę opinie członków z całego spektrum tej społeczności, w dodatku reprezentujących różne poglądy, to dominuje takie przekonanie, że w czasie, kiedy ja pracowałem jako konsul generalny, to konsulat był otwarty dla ludzi na spotkania i dla różnych organizacji, które mogły w nim mieć swoje uroczystości i wydarzenia. Myślę, że to jest realne wsparcie i element integrujący tutejszą polską społeczność. Natomiast wydaje mi się, że ważna jest jeszcze działalność m.in. w aspekcie rozszerzania horyzontu Polonii i sięgania po Polaków, którzy być może na co dzień nie są zaangażowani w organizacjach polonijnych, ale za to pracują w ważnych instytucjach i firmach amerykańskich czy też nowojorskich. My wprowadziliśmy taki model, który polega na organizowaniu spotkań branżowych dedykowanych różnym grupom zawodowym, czy też ludziom związanym z jakąś profesją albo pasją. Szybko okazało się, że poprzez to budujemy sieć kontaktów dla tych osób, że jesteśmy miejscem, gdzie ludzie się poznają, a później zaczynają razem realizować różne projekty. Tak było np. przy okazji koncertów kolęd, które dwukrotnie zorganizowaliśmy. Pierwszy raz w czasie pandemii w konsulacie, gdy był to koncert emitowany drogą internetową, a drugi raz w Polskim Domu Narodowym „Warsaw” na Greenpoincie. Trudno jest zliczyć, ile fantastycznych projektów muzycznych zrodziło się pomiędzy muzykami, którzy się bliżej poznali przy tej okazji. Nie twierdzę, że jestem ojcem chrzestnym tych projektów, ale czasami patrzę na nie i myślę sobie, że być może, gdyby nie było tych świątecznych koncertów, to do tych kontaktów mogłoby nie dojść, i być może te projekty nie miałyby teraz miejsca. To dotyczy także policjantów, strażaków, prawników oraz lekarzy. We wszystkich tych branżach zbieraliśmy osoby związane z Polską oraz takie, które chciały poznać Polskę i skontaktowaliśmy je ze sobą. Dodatkowo udało nam się – mimo że sprawa ta nie dotyczyła bezpośrednio Polonii – zintegrować społeczność ukraińską, opozycyjną społeczność białoruską oraz ludzi z naszego regionu. Co prawda było to trochę efektem tragicznej wojny i agresji rosyjskiej na Ukrainę, ale również wynikiem włączania do celebrowania święta Konstytucji 3 maja Litwinów i opozycji białoruskiej. Robiliśmy to, żeby pokazać, że Polska jest liderem całego regionu środkowoeuropejskiego, który dla Amerykanów być może trochę się zlewa w całość, ale też dlatego, że jeśli się rozumie Polskę, to w dużej mierze rozumie się dynamikę, która się odbywa w innych krajach w Europie. Te relacje są bardzo głębokie i myślę, że były czymś nowym w naszej konsularnej działalności. Bardzo ważną kwestią była również współpraca z młodymi ludźmi i z młodzieżą. Osobiście starałem się poświęcać jak najwięcej czasu na spotkania zarówno z dziećmi uczęszczającymi do polskich sobotnich szkół, jak i z młodzieżą, która studiuje. W ostatnim czasie powstało kilka nowych polskich kół studenckich na prestiżowych amerykańskich uczelniach, co bardzo wspieraliśmy. Zawsze też było miejsce dla młodzieży przy okazji różnych spotkań, jeśli chodzi o liderów tej grupy polonijnej. Na pewno obszarem trudnym do zagospodarowania, który wymaga jeszcze wiele pracy jest kwestia programów dwujęzycznych i mądrego rozwijania tego segmentu. Na tym nam wszystkim bardzo zależy, ale to wymaga bardzo precyzyjnych i dobrze ukierunkowanych działań. Myślę, że kontakty, które mamy z Departamentem Edukacji w mieście Nowy Jork, jak i w Stanowym Departamencie Edukacji, z którym udało nam się podpisać list intencyjny, dają podstawę do dobrej współpracy. Stworzyliśmy pewne podwaliny do tego, żeby w konsulacie odbywały się kursy i szkolenia dla nauczycieli z Polski, bowiem największym problemem, przynajmniej tym deklarowanym, jeśli chodzi o programy dwujęzyczne, jest brak nauczycieli. Tak więc mam nadzieję, że konsulat będzie dalej zachęcał polskich nauczycieli, którzy mają świetne kwalifikacje, żeby stawali się nauczycielami w systemie amerykańskim, bo to zdecydowanie zwiększa naszą strefę oddziaływania. Tak więc w tej sprawie również dokonaliśmy pewnego kroku naprzód. No i na koniec, jeśli chodzi o diasporę żydowską, to myślę, że mieliśmy wiele ciekawych inicjatyw, które w umiejętny sposób łączyły ją z Polską. Nowojorska społeczność żydowska jest bardzo zróżnicowana i na pewno nie można jej traktować jako monolitu. Są to grupy i organizacje, które mają różne agendy i spojrzenie na rozmaite sprawy. Wywodzą się też z różnych zakątków światopoglądowych. Myślę, że rzeczywiście w jakiś sposób udało się stworzyć pewne skojarzenie z konsulatem, a co za tym idzie także z Polską, oraz z tym, że z polską społecznością można współpracować. Oczywiście dyskutowaliśmy o trudnych momentach naszej historii i nie we wszystkim się zgadzaliśmy, ale na pewno udowodniliśmy, że możemy wspólnie sięgać do tego, co nas łączy kulturowo, jeśli chodzi o polski przekrój etniczny, zwłaszcza z okresu przedzaborowego i przedwojennego. Z drugiej strony wiemy, że możemy też wspólnie pracować nad projektami dotyczącymi współczesnego świata oraz rozwoju Polski, Izraela czy też Stanów Zjednoczonych Ameryki. To jest bardzo duża przestrzeń do współpracy i myślę, że udało nam się ją odkryć, a nawet w pewnym sensie stworzyć.

Adrian Kubicki był najmłodszym konsulem generalnym nie tylko w Nowym Jorku, ale i na świecie / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Wspomniana na początku naszej rozmowy pandemia wymusiła chyba pewną reorganizację pracy konsulatu, a zwłaszcza Wydziału Ruchu Osobowego oraz Wydziału Spraw Prawnych i Pomocy Konsularnej, ponieważ z jednej strony ograniczała możliwości ich działania, a z drugiej spowodowała, że lawinowo pojawiały się nowe sprawy do załatwienia. Jak udało wam się z tym poradzić?
Gdyby nie profesjonalizm osób, które pracują w tych wydziałach, to pewnie nie byłoby z tym łatwo. Ja nie tworzyłem tego zespołu, ponieważ to Ministerstwo Spraw Zagranicznych rekrutuje i przysyła z Warszawy pracowników. Obecnie jest to grupa ludzi łączących wieloletnie doświadczenie w rozmaitych sprawach z taką młodą kreatywnością i otwartością. Rzeczywiście pandemia była o tyle trudna, że wymuszała na nas ograniczenia, ale myśmy się nigdy całkowicie nie zamknęli. Zawsze, przez całą pandemię, w konsulacie pracowały żywe osoby, oczywiście przy zachowaniu wszystkich środków bezpieczeństwa. Nawet wykorzystaliśmy naszą flotę samochodów – która w tym czasie nie miała żadnego innego przeznaczenia – żeby bezpiecznie tych pracowników przywozić i odwozić do swoich domów, oraz by nie narażać ich na ryzyko korzystania z transportu publicznego w tym trudnym czasie. Myślę też, że bez ich odpowiedzi na potrzebę czasu, że rzeczywiście chcą służyć, bo to wówczas była fundamentalna służba, nic takiego by się nie udało zrealizować i nie miałoby miejsca. Natomiast ja – jeśli mogę pokusić się na moją osobistą refleksję – kiedy miasto się zamknęło, miałem w pewnym sensie poczucie krzywdy i rozczarowania, że moja misja miała wyglądać zupełnie inaczej. Wówczas uważałem, że to jest mój pech, ale teraz z perspektywy czasu patrzę na to jako na wyjątkowe doświadczenie. To dlatego, że myśmy się znaleźli w światowym epicentrum pandemii, w mieście, w którym było najgorzej, jeśli chodzi o zachorowania i zgony, i musieliśmy się odnaleźć w sytuacji, kiedy nie mieliśmy żadnego protokołu działania. Nie mogłem zadzwonić do starszego kolegi i zapytać go, co on zrobił w poprzedniej pandemii, dlatego że jest to sytuacja zbyt rzadka, żeby można sięgać po jakieś wzorce. Musieliśmy, stosując swoją najlepszą wiedzę, intuicję i doświadczenie, wymyślić sposób działania. Ostatecznie wypracowaliśmy protokół, który po prostu najzwyczajniej zadziałał i dzięki temu udało nam się pomóc wielu osobom w powrotach do Polski, wielu chorym leżącym w szpitalach czy też ludziom przebywającym w więzieniach. Udało nam się też, dzięki wspaniałemu i bezinteresownemu zaangażowaniu Polonii, pomagać chorym dzieciom, które tutaj przyjeżdżały na leczenie. Szukaliśmy dla nich zakwaterowania i głównie dzięki księżom z polskich parafii, ale też wielu rodzinom polonijnym, udało się zorganizować pobyt dzieciom i ich rodzicom, tak, żeby w tych trudnych czasach pandemii mogli przyjeżdżać tutaj na zaplanowane operacje ratujące życie chorych maluchów. Więc okazało się, że możemy działać bardzo efektywnie nawet w bardzo trudnych warunkach. Później, gdy te ograniczenia zaczęły się zmniejszać, musieliśmy się zmierzyć ze wzmożonym zainteresowaniem polskimi paszportami. Wiadomo, że były tutaj lepsze i gorsze momenty, ale staraliśmy się dynamicznie adaptować do zmieniających się okoliczności. Oczywiście nie mogliśmy się przeprowadzić do większego budynku czy też ściągnąć dodatkowych 10 konsulów, ale w ramach tych zasobów, które posiadaliśmy, próbowaliśmy tak zarządzać, żeby konsulat był jak najbardziej dostępny. Z kolei w sferze dyplomacji publicznej chcieliśmy się otworzyć jak najszybciej, żeby nie trwać w tym marazmie, jaki powstał podczas pandemii. Oczywiście cały czas mieliśmy na uwadze wszelkie środki bezpieczeństwa, by nie stwarzać jakiegoś niepotrzebnego zagrożenia. Czuliśmy, że ludzie potrzebują wyjścia z domów, czekają na jakąś ofertę kulturalną i chcą, żeby restrykcje jak najszybciej się skończyły. Ponieważ nie mogliśmy organizować imprez dla 300 osób, musieliśmy je organizować dla 50. Jako że nie chcieliśmy nikogo wykluczać, to zrodził się właśnie pomysł, aby organizować imprezy branżowe. Musieliśmy znaleźć jakiś obiektywny klucz, według którego zaczęliśmy zapraszać ludzi do konsulatu. Tak więc zaczęliśmy organizować oddzielne spotkania dla policjantów, inne dla lekarzy i nagle okazało się, że jest to pewna, dobra formuła. Oczywiście lubimy takie spotkania, kiedy do konsulatu mogą przyjść „wszyscy” czy też prawie wszyscy, ale okazało się, że takie wydarzenia w mniejszych, branżowych grupach też mają wielki sens. Nawet czasami lepiej jest spotkać się w gronie 50 osób, bo wtedy można realnie ze sobą porozmawiać, zdecydowanie łatwiej niż wówczas, gdy na sali jest 300 osób. Właśnie wtedy zrodziła się taka formuła trochę innego działania w tej sferze dyplomacji publicznej.

Pandemia chyba także wymusiła usprawnienie systemu wydawania paszportów, o których Pan wcześniej wspomniał, a także udowodniła jak cenne jest posiadanie ważnych dokumentów tożsamości. Taka opinia krąży wśród Polonii, która obecnie nie musi czekać w długich kolejkach, by uaktualnić swoje paszporty.
Cieszę się, jeśli nasi obywatele dostrzegają pewną zmianę, ale chcę też zwrócić uwagę na jedną ważną rzecz. Myślę, że to jest dobre miejsce, żeby opowiedzieć trochę o „kuchni” pracy konsulatu, która wygląda tak, że rzeczywistość czasami może się zmieniać dużo szybciej niż nasze zdolności adaptacji. To dlatego, że aby zostać konsulem, czy też mieć uprawnienia konsula generalnego, to trzeba przejść przez dosyć skomplikowane i długie szkolenie. Następnie należy zdać egzamin, po którym otrzymuje się uprawnienia konsularne. To nie jest proces, który może się zadziać z dnia na dzień, a niestety w Ministerstwie Spraw Zagranicznych nie siedzi stu konsulów, którzy czekają, żeby gdzieś pojechać i pomóc, jeśli zajdzie taka potrzeba. Tak więc jeśli pojawi się sytuacja awaryjna, to każdy konsulat powinien robić wszystko co może w swojej mocy, żeby się do tego dostosować w ramach zasobów, które posiada. Myślę, że my to przynajmniej próbowaliśmy zrobić. Być może czasami sytuacja wymknęła się spod kontroli, bo wiem, że był taki moment, kiedy kolejki były rzeczywiście bardzo długie i zastosowanie jakiegoś systemu naprawczego trochę trwało. Dzięki wiedzy Departamentu Konsularnego – która jest bardzo przekrojowa, bo w zasadzie oparta jest na przypadkach z całego świata – parę rzeczy nam doradzono. Połączyliśmy to z naszym przekonaniem, co działa, a co nie funkcjonuje w Nowym Jorku, i dzięki temu udało nam się stworzyć system, który mamy obecnie i jest efektywny. Nie wiem jakby to wyglądało, gdyby wydarzyła się kolejna pandemia, i nagle okazało się, że Polacy znowu ruszą po odnawianie swoich paszportów. Myślę jednak, że lekcja społeczna, którą możemy wszyscy wyciągnąć z tego covidowego okresu, to jest dbanie o ważność swoich dokumentów i pewne wiele osób się o tym brutalnie przekonało, że warto mieć polski paszport. W dodatku lecąc do Polski, a przede wszystkim wylatując z Polski, musimy z niego korzystać, bo do tego obliguje nas polskie obywatelstwo. Dlatego warto dbać o to, żeby w przypadku kończącej się jego ważności z odpowiednim wyprzedzeniem występować o nowy paszport, bo to pozwoli nam uniknąć wielu sytuacji stresowych.

Przyjeżdżając do Nowego Jorku miał Pan pewnie jakieś spostrzeżenia oraz wyobrażenie o Polonii. Czy po pięciu latach pełnienia funkcji konsula generalnego w jakiś sposób zmieniła się Pańska opinia na jej temat?
Tak jak powiedziałem wcześniej, myślę, że nie byłbym tutaj statystycznym Polakiem z jego wyobrażeniami na temat tego, jak funkcjonuje Polonia, bo ją dosyć dobrze znałem. Przynajmniej tak mi się wydaje i wydawało. Natomiast uważam, że chyba odkryłem kolejne warstwy takiej kompleksowości i różnorodności tej społeczności. Być może lepiej zrozumiałem, o co niektórym organizacjom i polonijnym liderom chodzi, i jakie dobierają środki, żeby swoje cele osiągać. Zauważyłem też wiele problemów, które należało zaadresować, i mam nadzieję, że osoby, które miały ze mną styczność, też będą pamiętały, że starałem się to otwarcie artykułować. Myślę, że jak spotykaliśmy się w gronie ludzi, którzy często przychodzili do konsulatu, żeby porozmawiać o rozwiązywaniu rozmaitych problemów, to w takim rodzinnym gronie – a chyba w jakimś sensie jesteśmy polonijną rodziną – można było sobie pozwolić na szczerość, bo ta stanowi pewną wartość. Dlatego jeśli wydawało mi się, że jakieś środki są nieodpowiednie do osiągania celów w moim mniemaniu, to mówiłem o tym otwarcie i starałem się prowadzić tę komunikację szczerze. Tak więc takie wyzwania też na pewno są, ale myślę, że Polonia ma się bardzo dobrze. Oczywiście musi przejść przez pewną transformację, bo jesteśmy świadkami pewnej zmiany pokoleniowej, i to nowe pokolenie będzie zupełnie inne niż to, które dzisiaj jest u sterów. Obecni liderzy w znakomitej większości są urodzeni w Polsce, dlatego mają bardziej bezpośrednie zrozumienie Polski. Natomiast jeśli chodzi o tych, którzy przejmą system, to musimy polegać na tym, że zostali dobrze wykształceni i wychowani przede wszystkim w domach, ale też w sobotnich polskich szkołach i w innych miejscach, do których uczęszczali. Mówiąc szczerze jestem pod tym względem optymistą, bo widziałem, jak wielu młodych ludzi przychodziło i uczestniczyło w rozmaitych wydarzeniach. Może na początku miałem trochę obawę, kto to wszystko przejmie, ale uważam, że to się zmienia bardzo pozytywnie i widać coraz więcej młodych Amerykanów polskiego pochodzenia, którzy angażują się, a w pewnej mierze nawet przejmują pałeczkę lidera. Dlatego myślę, że Polonię czeka bardzo dobra przyszłość. To jest bardzo ważne dlatego, że siła aliansu polsko-amerykańskiego jest dokładnie tak mocna jak siła naszej społeczności w Ameryce. My będąc tutaj, ale również Polacy w kraju, a zwłaszcza decydenci muszą zrozumieć, że pracujemy nie tylko z jakąś grupą, która ma sentymentalny związek z Polską i przyjeżdża do niej na wakacje. To są osoby, które decydują o tym, co się w Ameryce dzieje. Mam nadzieję, że w jak największej mierze głosują i wykorzystują swoje czynne prawo wyborcze, ale chcielibyśmy też doprowadzić do tego, żeby jak najwięcej Polaków wykorzystywało swoje bierne prawo wyborcze, czyli kandydowało i zdobywało miejsca na różnych szczeblach amerykańskiej władzy. Na razie można powiedzieć, że jesteśmy dobrze ustawieni do tej zmiany i mam nadzieję, że dalej będzie to szło w takim kierunku, że ta sztafeta będzie miała odpowiednie tempo i precyzję.

Adrian Kubicki uważa, że „Polonia nie potrzebuje ani konsulatu, ani żadnego polskiego rządu do tego, aby wspaniale działać i pięknie się rozwijać” / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Pozostając przy Polonii będę teraz musiał być w pewnym sensie jej głosem. Wielu przedstawicieli różnych organizacji, ale też zwykłych osób żałuje, że Pańska misja już się kończy, że te pięć lat tak szybko przeleciało. Ma Pan nie tylko bardzo dobre oceny za swoją działalność, wystąpienia i współpracę z Polonią, ale też cieszy się ogromnym szacunkiem. Dowodem tego są także liczne wyróżnienia, nagrody, a nawet odznaczenia, a przede wszystkim fakt, że wiele osób – i to nie tylko działaczy – chce się z Panem pożegnać osobiście i podziękować za świetnie wypełnioną misję, co wcześniej chyba nigdy się nie zdarzyło, a jeśli już, to na pewno należało do rzadkości i nie miało takiego zasięgu. Czy nie żal Panu wyjeżdżać z Nowego Jorku?
Po pierwsze jest mi niezmiernie miło słysząc takie sformułowania i szczerze powiedziawszy czasami nie wiem, jak się wobec takich komplementów zachować, bo chciałbym, żeby one chociaż w części były prawdziwe. Nie wiem też, czy to jest mój prawdziwy obraz, ale jeśli tak mnie Polonia postrzega, to oczywiście jestem za to bardzo wdzięczny i mam poczucie, że wyjeżdżam stąd spełniwszy przynajmniej w jakiejś dużej części swoją rolę. Jednak mówiąc szczerze mam taki zdroworozsądkowy dystans do takich deklaracji: najlepszy, najgorszy, lepszego nie będzie itd. Myślę, że ważne, żeby konsul był dobry na dane czasy i wyzwania z nimi związane. Naprawdę proszę mi wierzyć – i chcę to powiedzieć bez kokieterii, jako osoba wyjeżdżająca po ukończeniu swojej misji, która tak naprawdę trwała w Nowym Jorku o rok dłużej niż jest to przewidziane standardowo – że ja nie mam poczucia jakiegoś niedosytu, albo tego, że ta misja została przerwana czy skrócona. Kończę ją w pełnym wymiarze czasu i muszę powiedzieć, że naprawdę dopiero z tej perspektywy widzę mądrość w zaplanowanych zmianach, które są nieodłączną częścią naszego dyplomatycznego życia. Dlatego, że nigdy nie powinno dojść do sytuacji, kiedy taki czy inny konsul lub ambasador staje się królem swojego zamku. To jest tylko służba i my, będąc w pewnym dystansie od Warszawy, mamy bardzo dużą swobodę w kształtowaniu swoich misji. Moim zdaniem nie możemy tracić jednak z oczu takiej perspektywy, że jesteśmy najemnikami, i że poziom pewnej kreatywności i zaangażowania oraz szukania rozwiązań zależy od nas i powinien być trzymany, względnie, na ile to jest możliwe, na tym samym wysokim poziomie przez cały okres pełnienia misji. Nie można się w tej pracy – moim zdaniem – w pewnym momencie poczuć zbyt komfortowo. Na szczęście wtedy przechodzi ta zmiana, czyli nowa osoba, która będzie inna, i mimo że początkowo będzie musiała się zaadaptować, to będzie miała swój pomysł na rolę konsula generalnego, być może z pewnych rzeczy zrezygnuje, ale za to wprowadzi nowe, które będą działały w jakichś innych sferach. Na pewno ta osoba będzie miała nowe pomysły, swoje nowe pokłady energii i kreatywności nieobarczone takim zapadnięciem się w tym tronie konsula generalnego. Oczywiście ważne jest, żeby ta zmiana była przeprowadzana mądrze, ale żeby ona jednak była. Więc myślę, że zmiany są pozytywne co do zasady, bo zawsze dają możliwość, że zadzieje się jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że w przypadku nowojorskiego konsulatu to jest właśnie ten scenariusz, który czeka Polonię. Ja wiem, że konsulowie mają różne oceny, ale myślę, że bywamy, że tak powiem, w tych samych kręgach, więc pewnie słyszymy te same opinie. Natomiast domyślam się, że są osoby, które nie bywają w tych samych miejscach, i mogą mieć zupełnie inne zdanie o konsulu Kubickim. Ja to szanuję i w sumie żałuję nawet, że mam ograniczoną możliwość wsłuchania się w to, bo ja się też naprawdę bardzo chętnie uczę i nie wierzę, że byłem idealny. Tak więc szczerze chciałbym się dowiedzieć, gdzie nie byłem idealny poza tymi kwestiami, które sam zidentyfikowałem. Oczywiście słyszałem wiele opinii o różnych osobach, ale myślę, że ogólne patrząc na nasz konsulat, to Nowy Jork chyba miał szczęście do porządnych konsulów i mam nadzieję, że ja tego trendu nie złamałem. Przede mną było tutaj wiele osobowości, które wywiązały się bardzo dobrze ze swojej misji i są dobrze wspominane. Ja życzę sobie, żeby w tym rankingu nie wypaść gorzej niż oni. Natomiast jeśli chodzi o Polonię, to patrząc na ten poczet konsulów, nie ma powodów do obaw, że tym razem będzie inaczej.

W tym miejscu muszę zadać najważniejsze pytanie, ponieważ na jego odpowiedź czeka wiele osób. Co dalej? Czym się Pan będzie zajmował po powrocie do Polski?
Myślę, że to ciekawi wiele osób łącznie ze mną, bo ja nie mam żadnych sprecyzowanych planów. Oczywiście mam jakieś pomysły, ale szczerze mówiąc dopiero będę mógł sprawdzić, na ile one w ogóle mają sens, gdy wyląduję w Polsce. Natomiast cieszymy się, że wracamy, w dodatku bogatsi rodzinnie, bo przyjechaliśmy tutaj z jedną córką, a wracamy z dwiema. Tak więc to jest dla nas wielkie szczęście. Będąc w Nowym Jorku byliśmy jednak odłączeni od swoich rodziców, rodzeństwa, dziadków i babć oraz dalszej rodziny, więc jest to dla nas miły powrót. Poza tym moja małżonka wraca do swojej zawodowej kariery lekarskiej i to też jest dla niej bardzo ważne. Tak więc na pewno przez jakiś czas będziemy przebywać w Polsce. Natomiast mam nadzieję, że zwyciężą moje pomysły i plany, które w jakiś sposób wiążą się z Ameryką. To też pozwoli mi na zachowanie kontaktów i przyjaźni. Muszę przy okazji podkreślić, że tłumaczę sobie ten sentyment Polonii do mojej skromnej osoby, bo być może przypomina on trochę sytuację, kiedy wyprowadza się od nas przyjaciel. Muszę przyznać, że faktycznie oddałem polonijnej społeczności dużo swojego serca. Na pewno nie dałoby się tego udawać na taką miarę i przez tak długi czas, i z mojej strony to było bardzo szczere. Dlatego mam poczucie, że wyjeżdżając mam tutaj wielu przyjaciół, do których mogę zadzwonić w każdej sprawie i porozmawiać na różne tematy, niezależnie od tego, czy jestem w danym momencie konsulem, czy kimkolwiek innym. Poznałem tutaj wiele autorytetów, osób, które mi bardzo zaimponowały, i od których bardzo wiele się nauczyłem. Dlatego staram się oddawać dla tej społeczności tyle, ile mogę. Stąd może ten nasz związek jest ponadprzeciętnie bliski i nie wiem, czy słusznie, ale poczułem się częścią tej społeczności. Tak więc w moich planach zawodowych ten komponent pozostanie i tego bym sobie życzył. Nie było to wyjaśnione, ale ja przychodziłem do dyplomacji jako osoba z zewnątrz i wracam w to samo miejsce, czyli na zewnątrz świata dyplomatycznego. Natomiast co to precyzyjnie oznacza, to na razie sam nie wiem, patrzę na to i czekam z ciekawością, a dowiem się już niedługo.

Czyli Nowy Jork niezależnie od tego, jak potoczą się dalsze Pańskie losy zawodowe, pozostanie miastem, które nawet prywatne chętnie będzie Pan odwiedzał.
Nowy Jork zawsze był na mojej liście miejsc chętnych do odwiedzenia. Pracując w PLL LOT był nawet taki czas, że byłem tutaj co dwa tygodnie, by załatwiać rozmaite sprawy. Byliśmy także wielokrotne prywatnie początkowo z moją ówczesną narzeczoną, a później już z żoną. Poza tym Nowy Jork był wielokrotnie „po drodze” do innych docelowych miejsc. Tak więc nie widzę powodu, żeby tutaj nie wracać, a na pewno teraz jest ich jeszcze więcej w tych wszystkich osobach, które tutaj poznałem, a z którymi z chęcią w nieodległej przyszłości chciałbym się znów zobaczyć. Jednocześnie zapraszam do Polski i mam nadzieję, że osoby, które będą odwiedzały nasz kraj, będą dawały znać, oraz że będziemy nadal utrzymywać ten most międzyludzki i kontynuować znajomość.

Zatem trzymamy kciuki za realizację wszelkich planów. Życzymy powodzenia i kolejnych sukcesów w każdej dziedzinie, czy to zawodowej, czy też prywatnej. Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia.

Rozmawiał Wojtek Maślanka

Adrian Kubicki tuż przed wyjazdem spotkał się ze swoim następcą, konsulem generalnym Mateuszem Sakowiczem / Foto: ARCHIWUM ADRIANA KUBICKIEGO

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner