Tomasz Deptuła
Moment jest wyjątkowy w historii politycznej Stanów Zjednoczonych głównie z jednego powodu: decyzję Bidena ogłoszono tuż przed następnymi wyborami prezydenckimi i już po zapewnieniu mu nominacji Partii Demokratycznej w procesie prawyborów.
Podejmując decyzję o niebieganiu się o kolejną kadencję w Białym Domu Joe Biden dołączył do kilku urzędujących przed nim prezydentów amerykańskich, którzy z różnych powodów zdecydowali się na podobny krok.
Zgodnie z Konstytucją USA Biden przestanie więc być prezydentem Stanów Zjednoczonych w południe 20 stycznia 2025 r., chyba że wcześniej umrze, zrezygnuje albo przestanie być zdolnym do pełnienia urzędu. Rezygnacja Bidena otwiera drzwi do historycznych wyborów w listopadzie, w których druga kandydatka na prezydenta oraz pierwsza czarnoskóra kobieta z Azji Południowej stoczy pojedynek z poprzednim prezydentem USA.
Na liście gospodarzy Białego Domu, którzy zdecydowali się nie kandydować na drugą kadencję znajdują się: Lyndon B. Johnson, James K. Polk, James Buchanan, Rutherford B. Hayes, Calvin Coolidge i Harry S. Truman. Do tej grupy trzeba dopisać też Theodore’a Roosevelta, który również odmówił kandydowania w 1908 r., po tym jak został wybrany na prezydenta w 1904 r. Odczekał jednak jedną kadencję i ponownie starał się o ten urząd w 1912 r. jako kandydat trzeciej partii.
Od prezydentów z XX wieku – Johnsona, Trumana i Coolidge’a – którzy zdecydowali się nie kandydować na drugą kadencję, Bidena różni jeden szczegół. Pozostali objęli urząd po śmierci urzędującego prezydenta i wygrali następne wybory, więc faktycznie sprawowali tę funkcję dłużej niż przez jedną kadencję. Truman był prezydentem przez prawie dwie kadencje, bez 82 dni.
Moment jest więc wyjątkowy w historii politycznej Stanów Zjednoczonych głównie z jednego powodu: decyzję Bidena ogłoszono tuż przed następnymi wyborami prezydenckimi i już po zapewnieniu mu nominacji Partii Demokratycznej w procesie prawyborów. Pozostawia to temu ugrupowaniu bardzo mało czasu na zorganizowanie kampanii dla nowego kandydata lub kandydatki. Johnson i Truman ogłosili decyzję w marcu roku wyborczego, podczas gdy Coolidge powiadomił o tym z ponadrocznym wyprzedzeniem. Ich partie były w stanie przeprowadzić prawybory, które umożliwiły wybór nowego kandydata.
CHORY JOHNSON PRZEGRAŁ W… WIETNAMIE
„Nie będę zabiegał o nominację mojej partii i nie przyjmę jej na kolejną kadencję” – powiedział Lyndon B. Johnson do zszokowanych widzów ogólnokrajowej telewizji wieczorem 31 marca 1968 r.
Decyzja Bidena najbardziej przypomina decyzję Johnsona, który był wiceprezydentem w administracji Johna F. Kennedy’ego i objął urząd prezydenta po zabójstwie Kennedy’ego w listopadzie 1963 r. W 1964 r. został wybrany na prezydenta miażdżącą większością głosów. Jego ambitny program Wielkiego Społeczeństwa został przyćmiony niepowodzeniami w coraz bardziej niepopularnej wojnie w Wietnamie. Rozpoczęta w styczniu 1968 r. przez Wietkong i Wietnamczyków z północy ofensywa podważyła sens zaangażowania Ameryki w wojnę. Kilka tygodni później Johnson ledwo uniknął porażki w prawyborach prezydenckich demokratów w New Hampshire z Eugene’em McCarthym, forsującym szybkie zakończenie wojny w Wietnamie. Stało się jasne, że stracił poparcie ważnej części elektoratu swojej partii. Obawiając się rozłamu w Partii Demokratycznej i żenującego niepowodzenia w zapewnieniu nominacji, z powodu pacyfistycznych nastrojów i braku akceptacji dla dalszego prowadzenia działań wojennych i przy poparciu społecznym poniżej 40 procent, Johnson zdecydował się nie ubiegać o reelekcję. Ponadto stan zdrowia prezydenta znacznie się pogarszał, choć to nie jego kondycja fizyczna była przyczyną rezygnacji. Umarł 22 stycznia 1973 roku – gdyby pozostał w wyścigu o Biały Dom i wygrał wybory, jego druga kadencja potrwałaby zaledwie… 2 dni.
STRATEGICZNE BŁĘDY BIDENA
W maju sztab Bidena, obawiając się, że prezydent nie wypadnie dobrze w debatach z Trumpem z udziałem publiczności, zaproponował pierwsze starcie przed kamerami w zamkniętym studiu telewizyjnym, i to znacznie wcześniej niż w poprzednich kampaniach prezydenckich.
To był błąd strategiczny. Debata z 27 czerwca była katastrofą dla Bidena, któremu nie udało się osiągnąć jedynej rzeczy, jakiej potrzebował: upewnić demokratów, że ma dość sił i zdrowia, aby urzędować w Gabinecie Owalnym przez kolejną kadencję. Najbardziej prestiżowe liberalne media, wspierające od dziesięcioleci kandydatów Partii Demokratycznej, wezwały Bidena do wycofania się z wyścigu o reelekcję. Co nie mniej ważne, ze wspierania kampanii wycofało się wielu sponsorów. Wyborcy niezależni także się odwrócili od Bidena, a republikanie, którzy już od jakiegoś czasu przedstawiali prezydenta jako niezdolnego do dalszego sprawowania urzędu, zaczęli wzywać do jego natychmiastowej rezygnacji. Wiatru w żagle nabrała natomiast kampania Donalda Trumpa, który już po jednej debacie telewizyjnej zepchnął do defensywy swojego rywala. Zaledwie kilka dni później przeżył zamach na swoje życie, a podczas konwencji Partii Republikańskiej przyjął oficjalnie nominację, co jeszcze bardziej rozkręciło jego kampanię.
Drugim strategicznym błędem demokratów może się więc okazać zlekceważenie czynnika czasu, który w okresie kampanii zaczyna płynąć szybciej. Przekonanie Bidena do podjęcia decyzji o rezygnacji z reelekcji zajęło ponad trzy tygodnie. Tego czasu może już zabraknąć przy konstruowaniu kampanii wiceprezydent Kamali Harris, najbardziej prawdopodobnej nominatki z ramienia Partii Demokratycznej.
Już w marcu 2024 r. Biden zapewnił sobie wystarczającą liczbę głosów, aby zostać oficjalnym kandydatem Partii Demokratycznej. Popiera go 87 procent delegatów udających się na Narodową Konwencję Demokratów w połowie sierpnia w Chicago. Delegaci najprawdopodobniej poprą teraz Harris, ponieważ żaden inny rywal nie ma czasu na wypromowanie swojej kandydatury na poziomie krajowym. Wszelkie wewnętrzne spory wśród demokratów będą działać wyłącznie na korzyść Trumpa.
PIĘĆ MINUT DEMOKRATÓW?
Decyzja Bidena i wymuszone przez nią przegrupowania w Partii Demokratycznej odsuną nieco uwagę od zamachu na życie Donalda Trumpa. Uwaga mediów skupi się przede wszystkim na procesie wyłaniania następcy urzędującego prezydenta i formułowaniu głównych linii narracyjnych kampanii wyborczej. Da to Kamali Harris szansę budowania poparcia wśród trzech grup wyborców: kobiet, ludzi młodych i Afroamerykanów, bez których demokraci nie mają szans na wyborcze zwycięstwo.
W postach w mediach społecznościowych Joe Biden przedstawił swoją decyzję jako najlepszą dla partii, prezydentury i demokracji amerykańskiej. Ale czy tak się stanie – pokaże dopiero przyszłość.