New York
55°
Clear
5:33 am8:11 pm EDT
1mph
89%
30.03
TueWedThu
79°F
82°F
84°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Społeczeństwo
Kultura

„Notesy” – świadectwo twórczości Wajdy

26.03.2023
Andrzej Wajda miał świadomość swojej wartości, ale tak naprawdę był bardzo skromnym człowiekiem ZDJĘCIA: ARCHIWUM TL

Jeśli o osobistym życiu Andrzeja Wajdy „Notesy” nie mówią wiele, są przede wszystkim niezastąpionym świadectwem jego całej twórczości i jej komentatorem. Pokazują wahania, projekty i to, co artysta robił – mówi współautor (z Agnieszką Morstin) opracowania dzieła prof. Tadeusz Lubelski.

Andrzej Dobrowolski

„Andrzej Wajda cały czas pracował, robił zapiski, rysował, był z tego znany. Ludzie, którzy np. byli z nim w teatrze na przedstawieniu, dostrzegali, że on rysuje, coś z tym potem robi. Wiadomo było, że jest coś jak legendarne notesy Andrzeja Wajdy” – wyjaśnia filmoznawca. 

Przypomina, że kiedy na początku XXI wieku zaczął przygotowywać biografię reżysera dla Wydawnictwa Dolnośląskiego, które prowadziło świetną serię „A to Polska właśnie”, miał wielką przyjemność w 80. rocznicę urodzin Wajdy wręczyć mu w 2006 r. ten tom. Opracowując go zetknął się zarazem z „notesami”. 

„Ponieważ biografia odegrała swoją rolę, pan Andrzej uczynił mnie powiernikiem projektu wydania drukiem jego notesów. Byłem którąś z kolejnych osób, które do tego podchodziły. Jest to książka długiego trwania, a nie obliczona na jednorazowy sukces. Ma ona trwać. Skoro powstały ‘Notesy’ Andrzeja Wajdy, najwybitniejszego polskiego filmowca, jednego z naszych narodowych artystów XX i XXI wieku, jako świadectwo jego twórczości, ma być dostępna. Ma pozostać na długo” – zapowiada Lubelski.   

Zwraca uwagę, że Wajda miał świadomość swojej wartości, ale tak naprawdę był bardzo skromnym człowiekiem. Nie doceniał swoich umiejętności pisarskich i nie był pewien, czy to może mieć jakąś wartość literacką.  „Zabiegał, aby nie nazywać tych notesów, w których równie dużo rysował, jak pisał, ‘dziennikami’. Nie chciał wejść w mocną konkurencje w literaturze polskiej z twórcami legendarnych wielotomowych dzienników Witoldem Gombrowiczem, Marią Dąbrowską czy Zofią Nałkowską” – powiada profesor. 

Przypomina, że pod koniec lat 70., kiedy Wajda miał własny zespół filmowy „X”, został prezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich, zaczął jednak mieć poczucie, że staje się postacią historyczną, a jego notesy będą nieocenionym świadectwem. 

„Mieliśmy wstępny projekt ich wydania. Spisałem kilka lat z piątej dekady ubiegłego wieku, ale próbka mu się nie spodobała. Powiedział, żeby to odłożyć. W rezultacie zostałem z tym, ale trzeba było coś zdziałać, dopóki żyją jeszcze świadkowie i współuczestnicy spisywanych wydarzeń. W końcu znalazłem w Krakowie wydawcę – Universitas, z którym jestem od lat związany. Sfinansował przedsięwzięcie Polski Instytut Sztuki Filmowej, świadomy wartości projektu. Początkowa symulacja wskazywała, że będą to cztery grube tomy” – opowiada autor opracowania „Notesów”. 

Reżyser prowadził notatki do końca życia

W jego opinii Wajda im był starszy, tym więcej pisał. Okazało się jednak, że tych tomów zebrało się siedem. Nie ma jednak na razie środków na wydanie wszystkich. „Poza tym siedem tomów brzmi trochę przerażająco. Zdecydowaliśmy się podzielić projekt na wersję reżyserską i producencką. Reżyserska jest pełna, siedmiotomowa, i składamy ją w Muzeum Manggha, któremu Andrzej Wajda przekazał prawa autorskie do notesów i może muzeum w przyszłości wyda je w całości. Już na 2023 rok przygotowujemy natomiast czterotomowy ekstrakt pod tytułem ‘Andrzej Wajda – Notesy 1942-2016’” – zapowiada Lubelski.

Sięgając w przeszłość twierdzi, że Wajda już jako 16-letni chłopiec w 1942 r. w Radomiu, gdzie mieszkał z matką, zapisał się do prywatnej szkoły rysunków malarza Wacława Dobrowolskiego. W skoroszycie wydanym przez Niemców bardzo skrupulatnie robił notatki, ale koncentrował się wyłącznie na tym, co malował każdego dnia. Np. „Matka Boska dla mamusi”, „Dziś głowa” czy „Dziś nic” – w sytuacji, kiedy niczego nie namalował.

 „1942 rok był straszliwy m.in. z powodu akcji wywiezienia z Żydów z getta. W zapiskach nie ma o tym jednak ani słowa. Wajda notował bowiem tylko to, co łączyło się z malarstwem, a marzył o tym, by zostać malarzem. Ponieważ ocenił, że jego notatki są nudne, przestał je robić” – opowiada filmoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dodaje, że Wajda wrócił do nich dopiero w 1948 r. Motto w zeszycie głosiło „Wiem już czego nie chcę, ale nie wiem jeszcze czego chce”. Miał wówczas 22 lata i zaczynał trzeci rok studiów na wydziale malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. „Chociaż stopnie miał coraz lepsze, powoli zdawał sobie sprawę, że to nie jest dla niego. Rozczarował się, nudziło go malowanie, robił na komendę to, co mu każą, a potrzebował wokół siebie ludzi” – opisywał ówczesny rozdział życia Wajdy prof. Lubelski.

Podkreślił, że szkoła filmowa powstała w Łodzi 1948 r. W odróżnieniu do matki Wajda nie był wówczas nawet kinomanem. Poczuł jednak, że jest to sztuka przyszłości. Wtedy wrócił do notatek. Zrozumiał, że reżyser to coś innego niż malarz. Malarz jest skupiony na swoim dziele, a reżyser musi się interesować wszystkim, całym światem. „Metodycznie, jak wszystko co robił, zaczął się przygotowywać do bycia filmowcem. Notował swoje wyjścia do kina, zadawał sobie pisanie recenzji, opisywał, jak reaguje widownia. Wszystko zawarte jest w notesach” – wyszczególnia filmoznawca.

Jego zdaniem Wajda był w tamtych czasach biedny. Mieszkał u rodziny w Krakowie na ulicy Emaus. Dorabiał sobie malowaniem i przygotowywaniem wystaw, ale przy silnej konkurencji nie było to proste. Wiosną 1949 r. wyłoniła się w ramach wymiany studenckiej z Państwową Wyższą Szkołą Sztuk Pięknych okazja wyjazdu do Łodzi. Zachodził tam, bo ciekawy był, jak tam jest. Jednego dnia zadał sobie pytania: co przemawia za szkołą filmową i co przeciw. Koniec końców ważne stało się to, że wszyscy otrzymywali tam stypendium. „Tymczasem zdarzyło się coś, co ówczesny student ASP określił jako chwilę przesądzającą o jego życiu. Jego bliskim przyjacielem w trakcie studiów był Andrzej Wróblewski. Był w ASP asystentem, w styczniu 1949 r. wziął urlop na uczelni, miał kryzys, ożenił się i zaczął malować coś nowego – rozstrzelania. Zaprosił Wajdę do swojej pracowni, żeby mu to pokazać. Kiedy Wajda to zobaczył, oniemiał. Zdał sobie sprawę, że jest ktoś zdolniejszy od niego, zrobił to, o co właśnie jemu samemu chodziło. Znalazł formę dla wyrażenia przeżycia wojennego, nieustannego zagrożenia śmiercią, śmierci najbliższych” – akcentuje autor opracowywanych tomów.

Akcentuje, że Wajda chciał być najlepszy. Stąd coraz intensywniej myślał o szkole filmowej. Dostał się tam za pierwszym razem, co więcej – ponieważ studiował trzy lata na ASP, przyjęto go od razu na drugi rok. Był na jednym roku z Andrzeje Munkiem i film stał się jego żywiołem. Kontynuował jednocześnie zapisy w notesach. 

„Wiedział, że reżyserowi potrzebna jest wiedza o świecie. Tak naprawdę poważnie zaangażował się w to w latach 70. wraz z realizacją swych najwybitniejszych filmów z ‘Weselem’, ‘Ziemią obiecaną’ i ‘Człowiekiem z marmuru’. Notesy pęczniały i stały się podstawowym źródłem wiedzy o Andrzeju Wajdzie. Przygotowujemy to łącznie z ważnymi rysunkami. Główną zawartością notesów są materiały pisarskie, ale bardzo je wzbogacają ilustracje” – ocenił Lubelski.

Dostrzegł, że w notesach nie ma właściwie informacji o życiu intymnym Wajdy. Z okresu jego pierwszego, dziewięcioletniego małżeństwa z malarką, koleżanką z roku Gabrielą Obrembą, której siostra bliźniaczka poślubiła Sławomira Mrożka, w notesach są trzy słowa: „ramki dla Gaby”. Rozwiódł się z Obrembą dla Zofii Żuchowskiej, której portret namalowała właśnie Gabriela. Słynny obraz znalazł się na wystawie w Arsenale. Z kolei z Żuchowską rozstał się dla Beaty Tyszkiewicz, co było katastrofą, a paradoksalnie tylko z nią ma dziecko. Rozeszli się w trakcie realizacji „Wszystkiego na sprzedaż”. „Naprawdę szczęśliwy był czwarty związek Wajdy z Krystyną Zachwatowicz. Był to też najszczęśliwszy okres w jego życiu artystycznym. Wszystko mu zaczęło się dobrze układać, został szefem zespołu. Za honorarium z szalonego pomysłu, filmu ‘Piłat i inni’, który zrobił w Niemczech, kupił sobie dom na Żoliborzu” – zaznaczył profesor. Skonstatował, że jeśli o osobistym życiu notesy nie mówią wiele, są przede wszystkim niezastąpionym świadectwem całej twórczości Wajdy i komentarzem do niej. Pokazują jego wahania, projekty, to, co robił. Wszystko to zostało opisane. 

„Był skupiony na swojej twórczości. Robienie filmów i przedstawień teatralnych było dla niego najważniejsze. To wszystko notował, a równocześnie stawał się coraz bardziej postacią historyczną, człowiekiem rozmawiającym z wielkimi tego świata, kontaktującym się z politykami, artystami. Na przełomie lat 70. i 80. Andrzej Wajda był prezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich, osobą ważną w polityce. W tej roli często spotykał się z Mieczysławem F. Rakowskim, naczelnym „Polityki”, a później premierem. Wszystko to notował. Opisał też wizytę Gorbaczowa w Polsce w drugiej połowie lat 80. Wszystko to notował, a w przypisach trzeba to komentować” – wylicza twórca opracowania.

Jak zauważył, Wajda trudno zawierał przyjaźnie, a jeśli już, to bardziej w środowisku malarskim niż filmowym. Jego idolem, człowiekiem, którego bardzo cenił i szanował, był Józef Czapski. Każde ich spotkanie jest nie tylko zapisane, ale opatrzone rysunkami. Kiedy był w Paryżu na ważnej wystawie, zapraszał Czapskiego, aby móc narysować go oglądającego obrazy.

„Notesy Wajdy są niezastąpionym komentarzem do jego twórczości, a jednocześnie świadectwem jego czasów. Nie ma drugiego takiego okresu z lat jego aktywności od lat 50. po pierwsze dwie dekady naszego stulecia. Wszystko jest tam zapisane” – zaznacza filmoznawca.

Za najbardziej uderzające w notatkach Wajdy uznał dwie sprawy. Pierwsza to moment decyzji o pójście w stronę reżyserii. W przeciwieństwie do jego własnej legendy, że zostawił to jakoby losowi, że to był kaprys, w istocie podjął tę decyzję świadomie. Druga to skala obowiązkowości Wajdy, przykucie do tego, co sobie sam zaplanował, do notatek, które robił z iście benedyktyńską sumiennością do końca życia.

„Ważną osobą w jego życiu był Matejko. Nie tyle jako malarz, co artysta narodowy. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych, która nosiła imię Jana Matejki, człowieka kochanego przez swoje społeczeństwo, tworzącego rzeczy popularne. Wajda w swoim czasie jako malarz nie byłby w stanie osiągnąć popularności i rangi Matejki. Jako reżyser filmowy mógł to osiągnąć i na półświadomie zaczął do tego dążyć. Po sukcesie ‘Popiołu i diamentu’ zobaczył, że jest to jego droga” – akcentował profesor.

Nazwał Wajdę szalenie krytycznym wobec siebie. Kiedy osiągnął pierwszy sukces debiutanckim filmem „Pokolenie” – zwrócił uwagę – wszyscy mówili, że to dobre i udane dzieło. On nie znosił „Pokolenia”. Był tak zły z powodu sukcesu, że uzasadniał w tekście do „Tygodnika Kulturalnego” dlaczego nie podoba mu się „Pokolenie”, ale mu tego nie wydrukowali. Chociaż odniósł sukces „Kanałem”, ten film nie podobał mu się jeszcze bardziej. „To był cały Wajda. Wszystko to jest zapisane w ‘Notesach’. Cenił festiwal w Cannes, że go wylansował, że zrobił z niego z dnia na dzień artystę światowego formatu, ale wiedział, ile jest w ‘Kanale’ błędów. Od razu wpadł na to, że zakłócone są proporcje: część naziemna i część podziemna. Wszystko, uważał później, powinno się toczyć w podziemiu, bo to było oryginalne” – pisał filmoznawca o niezadowoleniu Wajdy. Przyznał, że jednym wyjątkiem był „Popiół i diament”. Był to film, który reżyser w pełni zaakceptował. Był z niego dumny. Czuł, że jest to, o co mu chodziło. Lubelski wskazał na legendarną współpracę Wajdy z Jerzym Andrzejewskim przy „Popiele i diamencie”. Określił to za wzór jego współpracy z pisarzem. „Andrzejewski się w nim zakochał. Wajda udawał, że nie zdaje sobie z tego sprawy. Dla Wajdy filmowca Andrzejewski był idealnym partnerem pisarzem. Do końca życia szukał takiego związku – od współpracy z Wojciechem Żukrowskim, z którym zaczął pracować nad „Lotną”, do Niki Strzemińskiej, na podstawie której pamiętników zrobił ostatni swój film „Powidoki”. Nigdy jednak nie znalazł takiego jak z Andrzejewskim ideału współpracy z pisarzem. „W przypadku aktorów wszelkie jego oczekiwania wzorcowego współdziałania przekroczył Zbigniew Cybulski” – twierdzi profesor mówiąc też o zadowoleniu Wajdy z asystentów, w tym z mającego wspaniałe pomysły Janusza Morgensterna czy operatora Jerzego Wójcika, jak również aktorów: Ewy Krzyżewskiej, Adama Pawlikowskiego, Bogumiła Kobieli. 

„Popiół i diament” Wajda uważał za spełnienie. Niczego innego tak nie cenił i był wobec innych filmów krytyczny, choć rozumiał rolę, jaką odegrał np. „Człowiek z marmuru” – podkreślił Lubelski. Powiedział, że Wajdę ukształtowało kino powstające na podstawie literatury. Cenił takie kino i lubił. Filmy będące w tym okresie arcydziełami, np. Sergieja Eisensteina, były filmami obrazu. Potrzebował natomiast, szukał kina, które bazując na literaturze dawało mu podstawę do tworzenia obrazów. Wiedział, że tworzenie obrazów, postaci to jest jego siła. Lubił filmowców, którzy przygotowując film rysują i malują. 

„Wśród swoich mistrzów reżyserów wymieniał najczęściej dwóch. Pierwszy raz zadano mu takie pytanie publicznie w kontekście jego sukcesu na festiwalu w Cannes, gdzie ‘Kanał’ zdobył Srebrną Palmę wespół z ‘Siódmą pieczęcią’ Ingmara Bergmana. Zapamiętał Bunuela jeszcze z okresu studiów w łódzkiej szkole filmowej, którą kierował Jerzy Toeplitz, przegląd awangardy filmowej przygotowany przez Henriego Langlois’a. Jednym z przełomowych jego przeżyć filmowych był kilkunastominutowy niemy ‘Pies andaluzyjski’ Bunuela. Jest to właśnie taki malarski film ze szczątkowymi dialogami. Było to dla niego objawieniem. Drugim mistrzem reżyserem był dla Wajdy Kurosawa” – wyjaśnił autor opracowania „Notesów”.

Profesor nie przeoczył, że Wajda przywiązywał wielką wagę do sukcesu u publiczności i cenił tych aktorów, którzy się jej podobali. Wraz z pojawieniem się z końcem lat 70. w kinie polskim Bogusława Lindy wyczuł, że to jest aktor dla niego. Zaczęło się to od klęski, bo bardzo chciał, żeby Linda zagrał rolę Polaka w filmie „Miłość w Niemczech”. Byłby to inny film, gdyby wystąpił z 1983 r. z Hanną Schygullą grającą Niemkę. 

W nawiązaniu do innych aktorów filmoznawca opowiadał o Wojciechu Pszoniaku, którego Wajda w pełni akceptował, podziwiał i kochał. Od pierwszej roli u Wajdy w filmie „Piłat i inni” reżyser chciał i lubił z nim współpracować. Pszoniak zagrał dziennikarza w „Weselu”, Moryca Weltaw „Ziemi obiecanej”, Korczaka, aż po epizody w późnym okresie. Linda zagrał natomiast piękną główną rolę w ostatnim filmie Wajdy „Powidoki”. Z aktorek ważna dla niego była Krystyna Janda. Od początku radością i rosnącą dumą obserwował na planie swoich filmów jej rozwój.

„Wajda miał kilka swoich wzorcowych realizacji filmowych, do których często wracał. Oprócz wspomnianego ‘Popiołu i diamentu’,gdzie mu się wszystko udało, począwszy od wyboru książki i współpracy z pisarzem Andrzejewskim, po idealny wybór aktorów, zwłaszcza głównych bohaterów – Cybulskiego i Pawlikowskiego. Drugim przykładem idealnego trafienia z obsadą był ‘Człowiek z marmuru’. Użył tam formuły ‘po raz pierwszy na ekranie’ zapowiadając Jandę i Jerzego Radziwiłowicza – opowiada profesor. – Za nietrafiony uznał w swojej filmografii ‘Pierścionek z orłem w koronie’ (według dwutomowej powieści Aleksandra Ścibora-Rylskiego), który go bardzo rozczarował. Ścibor-Rylski to był dla niego ważny pisarz, autor scenariusza do filmu ‘Człowiek z marmuru’. Liczył, że będzie to podobny sukces”.

Ścibor-Rylski napisał powieść, która nie mogła się ukazać ze względów cenzuralnych. Odnalazła się po 1989 r. Wajda myślał o tym, żeby ją sfilmować z udziałem młodych aktorów – Rafała Królikowskiego i Adrianny Biedrzyńskiej. Nie byli to jednak aktorzy, na których, jak powiadał reżyser, czekała publiczność – stwierdził Lubelski. 

Główną zawartością notesów są materiały pisarskie, ale bardzo je wzbogacają ilustracje

Zaznaczył też, że przeciwieństwie Polańskiego, który wyjechał z Polski i spełnił się za granicą, Wajda miał tam mniejsze sukcesy i często o tym mówił. Nie znał języków obcych. Za wyjątek filmoznawca uznał „Dantona”, który zdobył nawet większe uznanie we Francji niż w Polsce. Dostał nagrodę Cezara dla najlepszego filmu roku. Jego zagraniczne filmy, poza „Dantonem”, faktycznie nie miały takiego powodzenia. „Miał tego świadomość i wiedział, z czego to wynika. Czuł się dobrze w Polsce, w swoim kraju, rozumiał swoją publiczność, nie potrzebował pośredników w kontakcie z widownią. Jego późną miłością była Japonia, zachwycił się nią, odrębnością jej kultury. Bardzo dużo w Japonii rysował, uwielbiał japońskie kino. Panował tam jego prawdziwy kult. Nie powstałoby Muzeum Manggha, gdyby nie specjalna renoma Wajdy. Byłem tego świadkiem – powiedział filmoznawca. – Miałem przyjemność być 10 dni na przestrzeni Tokio-Kioto z okazji tokijskiej premiery ‘Powidoków’ w dedykowanym mu kinie. Przychodziły tam tłumy na spotkania oraz przegląd jego filmów. Widownia na kilkaset osób nie mieściła wszystkich i trzeba było dostawiać krzesła. Był w Japonii bardzo ceniony, chociaż nie miał tam oczywiście szerokiej widowni. Bardziej go ceniono niż największych reżyserów europejskich – Bergmana i Felliniego. Kurosawa był natomiast bardziej ceniony w Europie jako największy japoński reżyser filmowy niż w Japonii, gdzie ich ulubieni reżyserzy to byli Mizoguchi czy Ozu” – tłumaczył profesor.

Odnotował, że Wajda zrobił mniej filmów, aniżeli przedstawień teatralnych, których było ponad 50, w tym wiele w Niemczech, gdzie osiągnął ogromne sukcesy. „Miał ambicję być także wielkim reżyserem teatralnym. Jego przedstawienia według Dostojewskiego – ‘Biesy’, ‘Zbrodnia i kara’ czy Idiota’ – były wznawiane za granicą”.

Cztery tomy „Notesów” są już złożone. Powinny wyjść jesienią tego roku.

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner