New York
63°
Sunny
7:13 am6:58 pm EDT
5mph
30%
29.86
TueWedThu
64°F
54°F
52°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Wiadomości
Świat

Ognisko pod beczką prochu

19.04.2024
FOTO: EPA Antyizraelski billboard na ścianie budynku w Teheranie z napisem: „Następne uderzenie będzie silniejsze”

Tomasz Deptuła

Czy w przypadku eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie USA będą nadal chciały angażować się w konflikt w Ukrainie? Na pewno tak, ale odpowiedzialność będą chciały scedować na Europę.

Sobotni atak Iranu na Izrael wzbudził obawy przed wybuchem otwartego konfliktu na skalę globalną. Sytuacja jest niebezpieczna, bo świat stanął na progu otwartej wojny między Izraelem a Iranem i możliwości rozszerzenia się jej na kolejne kraje. Wygląda to tak, jakby ktoś rozpalił ognisko pod beczką prochu.

Sam przebieg ostatniego uderzenia okazał się pokazem supremacji amerykańsko-izraelskich systemów obrony przeciwlotniczej nad technologicznym potencjałem atakujących. Uderzenie okazało się praktycznie nieskuteczne – obrona przeciwlotnicza i amerykańscy piloci przechwycili ok. 99 proc. wystrzelonej broni. Na ekranach telewizorów moment przechwycenia celów wyglądał bardziej na pokaz fajerwerków niż sceny z pola walki, choć zagrożenie było rzeczywiste. Kilkaset strąconych irańskich dronów-kamikadze i rakiet nie dotarło do celu. Reakcje mediów i całego świata mogłyby być krańcowo inne, gdyby „żelazna kopuła” Izraela okazała się mniej sprawna.

MIĘDZY IZRAELEM A UKRAINĄ

Myśli Polaków mieszkających w USA kierują się także w stronę Starej Ojczyzny i toczącej się tuż za jej granicą wojny. Powszechna jest opinia, że każdy konflikt zmniejsza globalne bezpieczeństwo, a zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w obronę Izraela może jeszcze bardziej ograniczyć pomoc dla Ukrainy, błagającej od tygodni o dostawy amunicji. Krótko mówiąc: nowa wojna odciągnie siły i środki na ukraińską armię. A ta od wielu tygodni apeluje o wsparcie materiałowe. Sytuacja na froncie jest coraz trudniejsza i brak dostaw amunicji oraz sprzętu dla broniącego się kraju może oznaczać oddanie inicjatywy w ręce agresorów. Rosjanie nie ukrywają, że nie poprzestaną na zwycięstwie w Ukrainie i będą szli dalej – w stronę państw bałtyckich, Mołdawii i Polski. Patrząc z tej perspektywy każde odciągnięcie Amerykanów od angażowania się w realną pomoc dla Ukrainy jest ich zyskiem.

CHIŃSKI SYNDROM

Ale pojawiają się także inne opinie w sprawie oceny skutków irańskiego ataku na Izrael. Michelle Grisé, starsza badaczka ds. polityki w amerykańskim think tanku RAND, uważa, że eskalacja konfliktu na Bliskim Wschodzie może wpłynąć negatywnie na Rosję. Tworzy bowiem nowe linie podziału między Moskwą a Teheranem. W artykule opublikowanym w „The National Interest” jeszcze na kilka dni przed wystrzeleniem przez Iran ponad 300 dronów i rakiet na Izrael stwierdziła, że Rosja „może wiele stracić, gdyby konflikt Izrael – Hamas przerodziłby się w szerszą wojnę”. Kreml bowiem od lat próbuje rozdawać karty na Bliskim Wschodzie zarówno na poziomie militarnym, jak i dyplomatycznym. Moskwa wykorzystywała niestabilność w Syrii i Libii, aby zyskać pozycję regionalnego gwaranta bezpieczeństwa. Eskalacja konfliktu na Bliskim Wschodzie mogłaby znacznie osłabić znaczenie Rosji w tym regionie na korzyść Chin. Byłoby to po części spowodowane zaangażowaniem Moskwy wojną w Ukrainie. Odcięta przez sankcje od możliwości zakupów Rosja musi polegać na dostawach z takich krajów, jak Korea Północna czy Iran. W końcu to właśnie na Kijów, Charków, Chersoń i inne miasta wysyłane są kupione przez Władimira Putina irańskie drony.

Partnerstwo Rosji z Iranem pogłębiło się w ciągu ostatnich dwóch lat, w miarę jak rosyjska gospodarka objęta poważnymi sankcjami była coraz bardziej izolowana. Iran jest obecnie kluczowym dostawcą sprzętu wojskowego dla Rosji. Od wybuchu wojny w Ukrainie irańska „flota widmo”, czyli statki pływające pod fałszywymi banderami, przewozi również rosyjską ropę po całym świecie, utrzymując płynność dochodów Moskwy z ropy. Gdyby jednak Teheran został uwikłany w szerszy konflikt, nie byłby w stanie zapewnić Moskwie takiego samego poziomu wsparcia. W końcu na Izrael poleciały te same drony kamikadze, które Rosjanie wysyłali na Ukrainę.

DRONY PILNIE POŻĄDANE

Zdaniem ekspertów szerszy konflikt regionalny, zwłaszcza gdyby wiązał się z bezpośrednim konfliktem między Izraelem a Iranem, ograniczyłby zdolność Iranu do dalszego pełnienia roli dostawcy sprzętu wojskowego dla Rosji. Co więcej, to Teheran mógłby zażądać od Kremla większego wsparcia w sytuacji, gdy Rosja miałaby ograniczone możliwości jego zapewnienia.

Plan Putina, aby pozycjonować się jako potencjalny rozjemca na Bliskim Wschodzie w obliczu wojny między Izraelem a Hamasem może się zawalić, jeśli wojna rozprzestrzeni się na region, ponieważ Pekin również stara się odgrywać rolę rozjemcy. Chinom udało się osiągnąć konkretne efekty w marcu ubiegłego roku – przy próbie wynegocjowania odprężenia między Arabią Saudyjską a Iranem. Rosja byłaby szczególnie wrażliwa na chińskie próby wkroczenia w obszar jej wpływów na Bliskim Wschodzie – twierdzą politolodzy. Gospodarka Rosji objęta poważnymi sankcjami jest już uzależniona od Chin, a byłaby jeszcze bardziej narażona na kaprysy Pekinu, gdyby Moskwa nie była w stanie utrzymać wpływów, jakie nadal posiada.

Państwa G7 rozważają już dodatkowe sankcje wobec Iranu w związku z jego atakiem na Izrael. „W ścisłej współpracy z naszymi partnerami zastanowimy się nad dodatkowymi sankcjami wobec Iranu, a zwłaszcza nad jego programami dotyczącymi dronów i rakiet” – oświadczyła przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Problem w tym, że Teheran dysponuje także „opcją atomową”, jaką jest zamknięcie cieśniny Ormuz, czyli wylotu z Zatoki Perskiej, co niechybnie wywołałoby kolejny naftowy kryzys w skali globalnej.

Czy w przypadku eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie Stany Zjednoczone będą nadal chciały angażować się w konflikt w Ukrainie? Na pewno tak, ale tę odpowiedzialność Waszyngton, niezależnie od tego, kto będzie aktualnie rządził w Białym Domu, będą chciały scedować na Europę, zwłaszcza gdy Pekin przypomni głośno o swoich prawach do Tajwanu. To właśnie mieszkańców Starego Kontynentu postawiono przed dylematem – czy nadal należy liczyć na bezwarunkowe wsparcie Amerykanów, czy też samemu zatroszczyć się o kolektywne bezpieczeństwo.

Żyjemy w niebezpiecznym momencie historii, choć trzeba być dalekim od paniki. Ale wyobrażenie symbolicznej obecności globalnej beczki prochu nie powinno zniknąć z naszej jaźni. Znajdujemy się – podobnie jak pokolenie naszych dziadków z lat 60., 70. i 80. ostatniego stulecia – na uboczu głównego nurtu wydarzeń. Co nie znaczy, że trzeba go skreślać.

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner