New York
77°
Fair
6:14 am7:42 pm EDT
14mph
68%
29.89
MonTueWed
88°F
82°F
77°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Kultura
Społeczeństwo
Warto przeczytać
Polonia

Sex, dragi i disco polo na Greenpoincie

23.05.2025
W spektaklu "Sex, drugs & disco polo" udział wzięli (od lewej): Piotr Borowski (Manuel), Maciej Kowalewski (pan Kuba), Wojciech Brzeziński (Ernest), Michał Koterski (Kotlet) oraz Krzysztof Wieszczek (Lerua [Leroy]) / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Dużo śmiechu i zabawnych sytuacji, chwytliwa choć prosta muzyka i świetny występ zespołu The Strings. Tak można podsumować przedstawienie „Sex, drugs & disco polo”. Spektakl – mimo że był komedią – pokazał również jak przełamywać własne słabości i budować przyjacielskie relacje, a nawet zawierał elementy ewangelizacyjne.

Wojtek Maślanka

W sobotni wieczór, 3 maja, mimo że odbywało się wówczas wiele różnych wydarzeń polonijnych, koncertowo-galeryjna sala Centrum Polsko-Słowiańskiego na Greenpoincie wypełniła się publicznością żądną dobrej zabawy oraz wrażeń ze spotkania ze znanymi i lubiani aktorami. Doskonałą okazją ku temu była amerykańska premiera komedii Macieja Kowalewskiego „Sex, drugs & disco polo”, która jednocześnie okazała się jubileuszowym pokazem, bowiem została wystawiona po raz 300.

Przedstawienie zawiera bardzo dużą dawkę humoru, zabawnych sytuacji, znanych i dowcipnych powiedzeń, a także właściwie jest parodią disco polo. Jednak muzyka ta okazuje się zbawienna dla grupy przyjaciół, którzy nie tylko mają ogromny bagaż niezbyt przyjemnych doświadczeń życiowych, ale również przeżywają wewnętrzne rozterki, a być może nawet depresję skrywaną przed innymi.

W spektaklu „Sex, drugs & disco polo” udział wzięli (od lewej): Piotr Borowski (Manuel), Maciej Kowalewski (pan Kuba), Wojciech Brzeziński (Ernest), Michał Koterski (Kotlet) oraz Krzysztof Wieszczek (Lerua [Leroy]) / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Dla każdego z nich powód osobistych zmartwień jest inny: Kotlet (Michał Koterski) ma problemy z alkoholem oraz został wyrzucony z zespołu Chippendales, który sam założył, Ernest (Wojciech Brzeziński) został porzucony przez żonę, a Manuel (Piotr Borowski) wyleciał z legendarnej grupy disco polo – Figi. Koledzy, którzy po pewnym czasie postanowili wyznać przed sobą swoje rozterki doszli do wniosku, że receptą na pokonanie tych problemów będzie nowy zespół disco polo, który wspólnie założą. Tak też zrobili i ostatecznie okazało się, że The Strings – bo taką nazwę mu nadali – przyniósł im sławę, pieniądze, a nawet trasę koncertową po Chinach. Wcześniej do grupy tej dołączył tancerz Lerua [Leroy] (Krzysztof Wieszczek), a opieką menedżerską objął ją pan Kuba (Maciej Kowalewski).

Doskonała gra tych znanych i lubianych aktorów sprawiła, że publiczność świetnie się bawiła, a nawet śpiewała z nimi stworzone na scenie przeboje, ponieważ muzyka disco polo ma to do siebie, że szybko zapada w pamięci, a teksty zapamiętuje się już po pierwszym przesłuchaniu. Dlatego wszyscy widzowie po zakończeniu przedstawienia nie tylko byli rozbawieni i zachwyceni, ale również pełni podziwu dla twórców i aktorów zaangażowanych w komedię.

Z odbioru spektaklu przez greenpoincką widownię niesamowicie zadowolony był odtwórca roli Kotleta czyli Michał (Misiek) Koterski.

„Polonijna publiczność niezależnie od miejsca, czy to w Berlinie, Frankfurcie, Zurychu, Wiedniu, Londynie czy w Stanach Zjednoczonych zawsze jest bardzo fajna, wdzięczna i żywiołowa. Tak też było tutaj, gdzie zostaliśmy rewelacyjne przyjęci i było super” – stwierdził aktor. Jego zdaniem jest to związane z tęsknotą za rodzinnymi stronami.

„Myślę, że nasi rodacy tęsknią za polskością i osobami znanymi z gazet, filmów czy seriali. Poza tym polonijna publiczność zawsze jest wyjątkowa, ponieważ zdecydowanie bardziej niż ludzie w Polsce jest ona spragniona kontaktu z polskimi gwiazdami” – dodał nasz rozmówca. Zaznaczył też że przedstawienie „Sex, drugs & disco polo” właściwie wszędzie jest wyśmienicie przyjmowane, ponieważ jest to lekka komedia oparta na życiowych sytuacjach i problemach, w dodatku pełna chwytliwych dialogów i powiedzeń oraz sporej dawki muzyki.

„Tak to już jest w życiu, że lubimy się śmiać z różnych życiowych sytuacji i to nawet mimo tego, że często sami doświadczamy podobnych przeżyć, które przytrafiają się bohaterom spektaklu czy jakiegoś filmu. Tak więc okazuje się, że śmiejemy się sami z siebie i ze swoich problemów oraz niedociągnięć, chociaż widzianych w innej sytuacji” – stwierdził sceniczny Kotlet.

Jednak nie tylko humor jest domeną tego przedstawienia. Zawiera ono także różne przesłania oraz życiowe wskazówki.

„Spektakl pokazuje, że przyjaźń i drugi człowiek może czynić cuda. Ja w te cuda wierzę bo sam ich doświadczyłem” – podkreślił Michał Koterski dodając, że jego losy i problemy chyba zna już każdy. „Zarówno ta sceniczna opowieść, jak i moja postawa, czy historie wielu innych ludzi, którzy przeszli przez różne kłopoty są dowodem na to, że wszystko w życiu jest możliwe. Trzeba jednak umieć poprosić o pomoc i potrafić sięgnąć po rękę drugiego człowieka, a często ludzie boją się, a nawet wstydzą się tego – zaznaczył aktor. – Ja do tego zachęcam. Nie bójcie się prosić o pomoc. Bądźcie dla siebie wrażliwi i wyrozumiali” – zaapelował nasz rozmówca.

Wyjaśnił też kwestę innego przesłania zawartego w przedstawieniu, które mogło być przez pewne osoby źle zinterpretowane i odebrane. Zresztą sam zwrócił na to uwagę bezpośrednio po zakończeniu spektaklu. Chodzi tu o festiwal muzyki religijnej, na który trafił zespół The Strings oraz o krzyż, który w związku z tym pojawił się na scenie. To mogło spowodować u części widzów wrażenie, że dokonuje się tam profanacja, oraz że np. obrażane są uczucia religijne. Jednak wykorzystanie scen związanych z festiwalem sacrosongów miało – zdaniem Michała Koterskiego – zupełnie inne znaczenie, a nawet stanowiło element tzw. chrystianizacji.

„Nigdy nie wziąłbym udziału w czymś, co by mogło w jakikolwiek sposób obrazić Kościół. Myślę nawet, że przez to robię coś, czego Kościół nie robi, czyli ewangelizuję ludzi wszędzie gdzie mogę. Dzisiaj postawa wielu księży pozostawia wiele do życzenia i według niektórych znawców wiary cała odpowiedzialność spoczywa na nas, na barkach osób świeckich. Teraz to my musimy głosić Słowo Boże, bo na nas patrzą ludzie młodzi. Wielu z nich nie wierzy księżom i ich unika. Ja im się nie dziwię, ponieważ Kościół niejednokrotnie zawiódł, a w trudnych sytuacjach nie posypał głowy popiołem” – wyjaśnił nasz rozmówca. Zaznaczył też, że uważa, iż wszędzie, również w Kościele, ludzie są tylko ludźmi.

„Wyjątkowy i bez grzechu jest tylko Bóg – Jezus Chrystus. Człowiek jest osobą upadłą. Dlatego do nas należy to, żeby głosić Słowo Boże i przekazywać je młodzieży w dostępny sposób. Ja jeżdżę i spotykam się z nią po całej Polsce i opowiadam im o Bogu, za co młodzi ludzie są mi wdzięczni. Oni potrzebują autorytetów i kontaktu z ludźmi żyjącymi zgodnie z wiarą, ludzi, których słowo ma dla nich znaczenie. Dla młodych osób liczy się czyn, który za tym idzie, a nie puste słowa” – podkreślił Michał Koterski.

Wypowiedzi te, płynące z jego ust, są dla wielu osób nie tylko szczere, ale również wiarygodne i prawdziwe, ponieważ jest on znany nie tylko z uwolnienia się ze wszelkich nałogów, ale także z nawrócenia na wiarę i odnalezienia Boga. Duży wpływ na to miała pielgrzymka do Medziugorie, jaką kiedyś odbył wraz ze znanym – także wśród nowojorskiej Polonii – ks. Dominikiem Chmielewskim.

„Powiedział mi, że po tym pobycie będą owoce i rzeczywiście tak było. Założyłem z trzema znajomymi wspólnotę chrześcijańską, która obecnie jest jedną z największych i najpopularniejszych w Warszawie, a ks. Dominik Chmielewski jest naszym kapelanem i opiekunem duchowym, a prywatne moim dobrym przyjacielem” – zaznaczył Michał Koterski. Dodał, że chcąc sprawdzić, czy sceny ze spektaklu „Sex, drugs & disco polo” nie obrażają uczuć religijnych, zaprosił do jego obejrzenia całą tę wspólnotę.

„Oni stwierdzili, że to jest taka podprogowa ewangelizacja. To jest sposób, dzięki któremu dzisiaj można dotrzeć do młodych ludzi, zwrócić ich uwagę na wiarę” – podkreślił aktor. Zauważył również, że zaprezentowanie scen związanych z festiwalem sacrosongów w greenpoinckiej sali Centrum Polsko-Słowiańskiego miało także inną, bardzo symboliczną wymowę.

„Zagraliśmy w kościele, w którym już dawno nie odprawia się mszy św., w byłym kościele wykorzystywanym teraz na imprezy. Natomiast my jako zespół The Strings przyjechaliśmy tu z krzyżem. Dzięki nam krzyż wrócił do tego kościoła” – stwierdził Misiek Koterski. Dla niego było to bardzo wymowne, a nawet dopatrzył się w tej sytuacji działania siły wyższej.

„Wychodząc na scenę pomodliłem się, i patrząc na ten witraż z jej lewej strony, na którym znajduje się zmartwychwstały Chrystus, uśmiechnąłem się do niego i powiedziałem: 'Boże zobacz jak to życie potrafi się ułożyć i gdzie mnie zaprowadziłeś w tym życiu'” – podkreślił nasz rozmówca. Dodał że ta okoliczność sprawiła mu dodatkową radość z przyjazdu z przedstawieniem do Wielkiego Jabłka.

„Dla nas jest to jedna wielka i niesamowita przygoda, ponieważ cały nasz zespół The Strings jest ze sobą bardzo zżyty. Występ był dla nas wyjątkowy, ponieważ zagraliśmy dla Polonii i spędziliśmy czas z przyjaciółmi. Dla mnie ogromne znaczenie ma także fakt, że jestem tu z żoną i z synem, z całą moją rodziną” – stwierdził Misiek Koterski. Warto dodać, że aktorzy zagrali pro bono, a cały dochód z pokazu został przekazany na działalność i podopiecznych Fundacji  K2 Zaborowscy.

Greenpoincki pokaz komedii „Sex, drugs & disco polo” przetarł amerykańskie ścieżki dla zespołu The Strings. Po wakacjach przedstawienie powinno być wystawione na Florydzie, a później w innych polonijnych ośrodkach w Stanach Zjednoczonych.

Pamiątkowa fotografia Miśka Koterskiego z żoną i synem oraz z zespołem The Strings i grupą amerykańskich przyjaciół / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner